Najsłynniejsze klasyczne auta z garażu Steve’a McQueena

Ameryka lat 60. i 70. miała wielu znakomitych aktorów, ale tylko jeden z nich, Steve McQueen, zyskał przydomek „The King of Cool”. Nic dziwnego: Steve miał świetny styl, kochał życie i doskonałe samochody.

Publikacja: 07.05.2020 21:05

Najsłynniejsze klasyczne auta z garażu Steve’a McQueena

Foto: Steve McQueen

McQueen w tym roku obchodziłby 90. urodziny. Gdyby żył, pewnie świętowałby je nie tylko w towarzystwie rodziny czy przyjaciół, ale także w otoczeniu swoich wybitnych aut, bo niewiele rzezy w życiu kochał tak, jak motoryzację.

Auta, które parkował w swoim garażu McQueen to dowód na to, że Amerykanin miał świetny gust. Motoryzacyjne wybory Steve’a każdy miłośnik motoryzacji może potraktować jako wskazówkę przy tworzeniu własnej kolekcji aut, albo przynajmniej jak budować bazę wiedzy o klasykach, bo amerykański gwiazdor kina miał niesłychaną rękę do aut, niemal każdy jego motoryzacyjny wybór to dzisiaj klasyk.

Dla fanów McQueena, którzy cenią też jego motoryzacyjną pasję, najważniejsza kwestia wypowiadana przez tego aktora pochodzi z filmu „Le Mans” z 1971 roku, pierwotnie niedocenionego przez fanów i krytyków. Amerykanin wypowiada tam krótką kwestię, która jednak przeszła do historii kina. „Racing is life. Anything before or after is just waiting” („Wyścigi to życie. To, co przed nimi i po nich to jedynie oczekiwanie”).

Te słowa wypowiada postać grana przez McQueena w filmie „Le Mans”, ale doskonale oddają one także naturę amerykańskiego gwiazdora. Ktoś, kto tak kochał rywalizację na torze, na co dzień nie mógł jeździć przeciętnymi samochodami.

Wszystkie słynne auta, które przewinęły się przez podjazd domu Steve’a McQueena ciężko zliczyć (dość powiedzieć, że jego kolekcja motocykli liczyła ponad sto egzemplarzy) . Z długiej listy wybrałem najciekawsze samochody i takie, których dalsza część historii trwa do dzisiaj.

Ulice San Francisco

Zacznijmy od samochodu, który do McQueena przykleił się niczym rzep. Każdy, kto choć trochę zna dorobek tego aktora lub ceni klasyczne amerykańskie kino kryminalne, błyskawicznie skojarzy Steve’a z Fordem Mustangiem z filmu „Bullitt”.

Słynna scena pościgu ulicami San Francisco, w której porucznik Frank Bullitt goni gangsterów uciekającyh w czarnym Dodge’u Chargerze, przeszła do historii jako jedna z najlepszych w historii kina.

Dzięki niej kultowy stał się Mustang GT 390 z 1968 roku. Na planie filmu wykorzystywano dwa Fordy, oba w podobnej specyfikacji, ale jedno z nich zostało przygotowane do scen kaskaderskich, a drugie, bardziej seryjne, pojawiało się w zwykłych ujęciach na ulicach San Francisco. Ten drugi egzemplarz Mustanga odnalazł się dwa lata temu, a niedawno został sprzedany na aukcji za kwotę 3,74 milionów dolarów.

"Ford Mustang Bullitt GT390"

Ford Mustang Bullitt GT390 z filmu „Bullitt”. Fot: Ford/materiały prasowe

Foto: sukces.rp.pl

Chociaż Mustang tak jednoznacznie kojarzy się z McQueenem, amerykański aktor nigdy nie był właścicielem żadnego z filmowych Fordów. W latach 70. Steve próbował odkupić jeden z tych samochodów, bo „Bullitt” dobrze mu się kojarzył, a jazda zielonym Fordem na planie dawała mu sporo frajdy. Ówczesny właściciel auta nie był jednak zainteresowany transakcją.

Na szczęście pojazd zachował się w oryginalnym stanie, a nikt nie zamazał uszkodzeń powstałych na planie filmu „Bullitt„. Pod maską nadal znajduje się silnik V8 o pojemności 6,4-litra i mocy 320 KM, a biała polerowana gałka ozdabia dźwignię manualnej, czterobiegowej skrzyni biegów Borg-Warner, w której McQueen tak często „mieszał” podczas pościgu ulicami San Francisco.

Inne znaki szczególne słynnego Mustanga? Brak chromowanej atrapy chłodnicy ze znaczkiem rumaka w galopie, a także i felgi Torq Thrust. Z filmowych przeróbek pozostał jeszcze otwór w podstopnicy, którym odprowadzano spaliny z agregatu zasilającego kamery zamontowane w samochodzie. Obecny właściciel wozu przyrzekł, że pozostawi samochód w oryginalnym stanie i oby nigdy nie zmienił swojej decyzji.

Pociąg do bokserów

Czas rozkwitu aktorskiej kariery Steve’a McQueena to również okres rodzącego się w Stanach Zjednoczonych, a zwłaszcza w Kalifornii, kultu marki Porsche. Niewielkie niemieckie samochody o sportowej charakterystyce stały się ulubionymi „zabawkami” zawodowych kierowców i miłośników wyścigów.

Szczególnie upodobali sobie oni wersje 356 Speedster bez dachu i z obniżoną linią demontowalnej przedniej szyby.

Takiego auta nie mogło zabraknąć w garażu Steve’a McQueena, tym bardziej że amerykański aktor, mający na koncie sporo sukcesach w wyścigach motocykli, potrzebował sportowego samochodu do weekendowej jazdy na torze.

Czarne Porsche 356 Speedster 1600 Super to auto szczególne. O ile jego specyfikacja, z czarnym lakierem oraz dachem i tapicerką w tym samym kolorze, nie wyróżnia się niczym szczególnym (poza jednym elementem, o którym za chwilę), to dla McQueena i jego rodziny pozostaje ono samochodem szczególnym.

To pierwsze auto, które Steve kupił jako nowe w salonie (pochodził z ubogiej rodziny) i za kierownicą tego samochodu debiutował jako kierowca wyścigowy. W latach 60., gdy aktorska kariera McQueena nabrała rozpędu i nie mógł już spędzać na torze tyle czasu, co dawniej, Porsche trafiło do Bruce’a Meyera, kolegi Steve’a. McQueen odkupił później ten samochód i obecnie to jedyne jego auto w kolekcji rodziny McQueenów. Syn aktora, Chad McQueen, przywrócił Speedstera ojca do oryginalnej specyfikacji.

Wersja Super 1600 ma silnik mocniejszy o 15 KM od wersji podstawowej (75 KM), ale McQueen wyposażył swoje Porsche w jedną szczególną opcję: chromowane felgi Rudge, które były wówczas dostępne opcjonalnie wyłącznie w tak unikatowych autach, jak Mercedes-Benz 300 SL Gullwing czy BMW 507. Dzisiaj komplet takich obręczy z centralną nakrętką wart jest ponad 100 tys. zł.

Czarny Speedster McQueena to w zasadzie auto bezcenne, ale gdyby pojawiło się na aukcji, z pewnością zostałoby wylicytowane za siedmiocyfrową kwotę w amerykańskiej walucie, a z przodu napewno nie widniałaby cyfra jeden. Powiedzieć, że to wóz kultowy to w tym wypadku nie powiedzieć nic.

Ucieczka z Los Angeles

Na liście najsłynniejszych aut McQueena nie mogło zabraknąć innych modeli Porsche. Steve szczególnie upodobał sobie tę niemiecką markę, co z resztą nadal mocno podkreśla firma Porsche, np. regularnie wypuszczając limitowane kolekcje ubrań i akcesoriów nawiązujące do amerykańskiego aktora.

McQueen nie tylko posiadał wyjątkowe wersje drogowe samochodów Porsche (np. 911 S, które wystąpiło w scenie otwierającej film „Le Mans„), ale również ścigał się autami tej marki w Mistrzostwach Świata Samochodów Sportowych.

"Porsche 911S Steve McQueen"

Rok 1970, Steve McQueen w Porsche 911 S na torze w Le Mans. Fot: Studio Orel/Porsche Newsroom

Foto: sukces.rp.pl

Jego największym sukcesem było drugie miejsce (najlepsze wśród kierowców Porsche) w 12-godzinnym wyścigu na amerykańskim torze Sebring za kierownicą Porsche 908/02. Wspólnie z Peterem Revsonem dzielnie stawiali czoła włoskiej konkurencji i tylko o włos minęli się z najwyższym stopniem podium.

Szczególnym autem było też Porsche 911 Carrera Turbo (930), które jest ostatnim zamówionym przez aktora wozem przed śmiercią. Pierwsze seryjnie doładowane 911 w historii, z trzylitrowym silnikiem, czterobiegową skrzynią i charakterystycznym spoilerem na tylnej klapie McQueen zamówił w jednym ze swoich ulubionych kolorów — Slate Gray.

Aktor wyposażył swoje Porsche w pewien szczególny, zrobiony na zamówienie element. To wyłącznik tylnych świateł, dzięki temu aktor mógł po zmroku bez przeszkód uciec paparazzi w Los Angeles. Taki właśnie był Steve!

W 2015 roku ten egzemplarz Porsche 911 trafił na aukcję, część dochodów z licytacji została przekazana szkole Boys Republic, dla chłopców z problemami, do której w dzieciństwie chodził też McQueen.

Samochód został sprzedany za kosmiczną wówczas cenę blisko 2 mln dolarów. Aby ocenić wysokość tej kwoty, wystarczy powiedzieć, że podobne auta bez takiej historii właścicielskiej wyceniano wtedy w okolicach 100 tys. dolarów. Tak działa magia nazwiska McQueen.

Styl z Maranello

Każdy z nas, gdyby miał taką możliwość, chciałby mieć w garażu auto ze znaczkiem o wierzgającego konia na masce. Chodzi oczywiście o Ferrari, te auta można kochać lub nienawidzić, ale niemal każdy kierowca chciałby się przekonać, czym jest jazda samochodem tej marki.

"Ferrari 250GT Berlinetta Lusso"

Ferrari 250GT Berlinetta Lusso. Fot: Piotr Sielicki

Foto: sukces.rp.pl

U szczytu kariery Steve McQueen mógł pozwolić sobie na zakup Ferrari. Nie poprzestał na jednym egzemplarzu, bo przez jego „ręce” przeszły takie modele jak 275 GTB/4 NART Spyder czy 250 GT Berlinetta Lusso.

Ten pierwszy został rozbity (szkoda, bo wyprodukowano jedynie 10 egzemplarzy), McQueen przesiadł się wówczas na wersję 275 GTB/4 w nadwoziu coupé.

To obecnie jeden z najdroższych samochodów tej marki, które można spotkać na aukcjach aut zabytkowych. Nic dziwnego, bo pod nieziemsko pięknym nadwoziem kryje się 3,3-litrow silnik Colombo V12 o mocy 300 KM.

Czerwony egzemplarz Ferrari został dostarczony McQueenowi na plan filmu „Bullitt”. Po sprzedaży auta przez aktora, jego właścicielami byli m.in. gwiazdor telewizji Guy Williams i kierowca wyścigowy Vern Schuppan. Ten drugi w 2014 roku postanowił wystawić wóz na aukcję w Monterey. Podczas licytacji uzyskano cenę ponad 10 mln dolarów.

McQueen parkował w swoim garażu również nie mniej stylowe coupé o nazwie Ferrari 250 GT Berlinetta Lusso. Model z 1963 roku był jego własnością długo, przez niemal dekadę. Nadwozie zaprojektowane przez Pininfarinę i produkowane w zakładach Carrozzeria Scaglietti charakteryzowało się szeroko rozstawionymi okrągłymi przednimi lampami i długą opadającą linią dachu.

Ferrari produkowało ten model z myślą o klientach specjalnych, takich jak gwiazdy kina czy biznesmeni, którzy kochali wyścigowy rodowód włoskiej marki. Za kierownicą tego Ferrari często widywano też ówczesną żonę McQueena, Neile Adams.

Brytyjska miłość

McQueen cenił nie tylko drogie sportowe samochody. Miał także Mini Coopera S, czyli brytyjską rewolucję w klasie samochodów miejskich. Dzięki talentowi Johna Coopera, wybitnego brytyjskiego inżyniera, te niewielkie autka radziły sobie bardzo dobrze na torze wyścigowym.

Steve wystartował Mini Cooperem S w zawodach na angielskim torze Brands Hatch i ku zaskoczeniu wszystkich zajął 3. miejsce. Pewnie dlatego amerykański gwiazdor pokochał te „diabelskie pudełka”, jak zwykło się mawiać o samochodach Mini, i wstawił takiego do swojego garażu w 1967 roku.

Jak jednak chodzi o miłość McQueena do brytyjskiej motoryzacji to w niewielu autach był tak zakochany jak w Jaguarze XKSS z 1956 roku. Samochód, który do niego należał, był jednym z zaledwie 16 wyprodukowanych egzemplarzy drogowej wersji wyścigowego Jaguara D-Type.

Cechy szczególne? Odkryte nadwozie, niewielkie uchylne drzwi, kierownica po prawej stronie i ten styl rodem z 24-godzinnego wyścigu Le Mans.

McQueen swój egzemplarz Jaguara XKSS kupił w 1958 roku od jednego z amerykańskich producentów telewizyjnych. Przemalował go na kolor typowy dla wyścigowych wozów z Wielkiej Brytanii, czyli British Racing Green, a następnie ochrzcił auto mianem „zielonego szczura”.

"Jaguar XKSS Steve McQueen"

Rok 1960, Steve McQueen w swoim Jaguarze XKSS. Fot: CBS/Public Domain

Foto: sukces.rp.pl

Osoby, które pamiętają lata 60. w Los Angeles, wielokrotnie wspominały, że McQueen niemal fruwał tym Jaguarem, napędzanym 3,4-litrowym rzędowym silnikiem, po wzgórzach Hollywood. Wcale mnie to nie dziwi, bo XKSS to auto z krwi i kości. Egzemplarz, który należał do Steve’a, przetrwał do dzisiaj i jest wystawiony w Petersen Automotive Museum w Los Angeles, a jego wartość ocenia się na 30 milionów dolarów.

Nie stać mnie, rzecz jasna, ale ponieważ uwielbiam McQueena i Jaguary XKSS, kupiłem sobie model tego auta w skali 1/18, a nad biurkiem, przy którym piszę ten artykuł, wisi wielkie zdjęcie McQueena odjeżdżającego z planu filmowego właśnie tym niesamowitym samochodem. Pasowali do siebie jak ulał.

Amerykańskie używki

Każdy Amerykanin musi mieć w swoim życiu chociaż jeden amerykański wóz. Takich nie brakuje też na liście samochodów McQueena. Nie były to jednak samochody typowe pod żadnym względem. Steve z jednej strony upodobał sobie auta wybitnej marki Hudson, założonej w 1909 roku w Detroit, w kolebce motoryzacji Stanów Zjednoczonych.

McQueen jeździł modelami Commodore z 1950 roku, Wasp z 1952 r. oraz najbardziej kultowym Hornetem z 1954 r. Jednak jego ukochanym wozem wyprodukowanym w USA był Chevrolet 3800 Pickup z 1952 roku. Ten pojazd, nazwał przez McQueena „Dust Tite”, został przerobiony na camper i towarzyszył aktorowi w podróżach po amerykańskich bezdrożach, które także umiłował. Samochód właśnie trafił na aukcję w kanadyjskiej firmie Legendary Motorcars, można się spodziewać kolejnego rekordu na licytacji.

"Chevrolet 3800 Camper"

Chevrolet 3800 Camper Steve’a McQueena. Fot: Legendary Motorcars

Foto: sukces.rp.pl

Ten Chevrolet jest też ważnym autem na tej liście, bo to ostatni z samochodów należących do McQueena, którym aktor jechał w swoim życiu. Odbył nim podróż ze swojego domu w kalifornijskim mieście Santa Paula na lotnisko  Ventura County, 3 listopada 1980 roku. Stamtąd chory na raka aktor poleciał na operację do kliniki w Meksyku i tam zmarł.

Steve McQueen miał szczęście, że mógł decydować, jakie auta chce kupić i jakimi jeździć. Wyboru najlepszego spośród tych, które przewinęły się przez jego garaż chyba nie podejmie się nikt.

Piotr Sielicki jest redaktorem naczelnym magazynu Classic Auto.

McQueen w tym roku obchodziłby 90. urodziny. Gdyby żył, pewnie świętowałby je nie tylko w towarzystwie rodziny czy przyjaciół, ale także w otoczeniu swoich wybitnych aut, bo niewiele rzezy w życiu kochał tak, jak motoryzację.

Auta, które parkował w swoim garażu McQueen to dowód na to, że Amerykanin miał świetny gust. Motoryzacyjne wybory Steve’a każdy miłośnik motoryzacji może potraktować jako wskazówkę przy tworzeniu własnej kolekcji aut, albo przynajmniej jak budować bazę wiedzy o klasykach, bo amerykański gwiazdor kina miał niesłychaną rękę do aut, niemal każdy jego motoryzacyjny wybór to dzisiaj klasyk.

Pozostało 95% artykułu
Piękne Rzeczy
Ukryta przez 100 lat. „Najcenniejsza kolekcja monet na świecie” idzie pod młotek
Piękne Rzeczy
Zawrotna kariera kalendarzy adwentowych. Marki luksusowe je pokochały
Piękne Rzeczy
Rezydencja rodziny Kennedych we Francji na sprzedaż. Tu JFK uczył się pływać
Piękne Rzeczy
Kidult na zakupach świątecznych. Dlaczego dorośli kupują sobie zabawki?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Piękne Rzeczy
„Prezenty dopaminowe”: nowy trend objął też tradycje świąteczne