Z czasem pojawią się stosowne rozwiązania prawne. We Francji już teraz wprowadzono zakaz niszczenia ubrań, to pierwszy kraj, w którym niesprzedane rzeczy nie mogą o tak wylądować w ziemi czy w piecu, tylko trzeba je na przykład przekazać odpowiednim organizacjom. To rozwiązanie mogą przyjąć kolejne kraje. Przedstawiciel fundacji Ellen McArthur, z którym rozmawiałem, spekuluje, że możemy w niedalekiej przyszłości spodziewać się podobnych wytycznych w Unii Europejskiej.
Na razie posłowie brytyjscy odrzucili półtora roku temu projekt, by tanią modę obłożyć podatkiem wynoszącym jeden pens, tj. mniej niż pięć groszy.
W obecnej sytuacji półtora roku to już zamierzchłe czasy. Druga możliwa regulacja to wprowadzenie coś w rodzaju extended producer responsibility, czyli dosłownie rozszerzona odpowiedzialność producenta, który nie będzie mógł umyć rąk od swojego wyrobu z chwilą jego sprzedaży. Tak jak dzieje się to na rynku AGD. Możliwe, że regulatorzy – choćby rządy – zaczną oczekiwać od branży dokładania się finansowego do recyklingu. Albo zostaną zobowiązane do naprawy. Bo jeśli dziś w kurtce urwie mi się guzik, to szukam podobnego po pasmanteriach. Może powinno być to zadanie dla firmy, która tę kurtkę mi sprzedała?
W Chanel takie dodatki archiwizują; prowadzą dokumentację haute couture i trzymają na wszelki wypadek właśnie tego typu drobiazgi. Tanim markom to jednak się nie opłaca.
Tak jest dzisiaj, ale nie jest powiedziane, że się nie zmieni. Marka Nudie Jeans, dla przykładu, dysponuje odpowiednim zapleczem, ma usługę napraw.
To ma sens wtedy, gdy jest co naprawiać. Tymczasem ubrania, które kupujemy często, są tak tanie i złej jakości, że lepiej i taniej kupić nowe.
Oczywiście. W pewnym momencie firmy mogą jednak zostać zobligowane do sprzedaży rzeczy lepszych i trwalszych.
Także przez klientów, którzy mają dziś wiekszą niż kiedykolwiek łatwość piętnowania firm i czynią to z coraz większą siłą. Coraz więcej osób też wie o grzechach mody, zwłaszcza z pokolenia Z. Nie możesz ich ignorować, bo zbankrutujesz.
Zwłaszcza że moda ma dziś kiepski PR.
Otóż to. Liczba negatywnych o niej opinii w sieci – nie zawsze sprawiedliwych – jest dojmująca.
Firmy mają dwie możliwości – wejść w dialog i zacząć coś u siebie zmieniać, albo ignorować te opinie. Wówczas jednak oddają kształtowanie wizerunku ich adwersarzom. Którzy pokażą je wyłącznie w negatywnym świetle.
Jeśli nie zaczniesz edukować konsumentów w zakresie ekologii, to hejt będzie się rozlewał, a ty będąc właścicielem czy szefem firmy – prędzej czy później będziesz musiał się z nim zmierzyć.
Rozumiem, że na to, by firmy zrobiły coś same z siebie, nie mamy co liczyć?
Przeciwnie. Branża ta w czasie pandemii odczuła problem w działającym do niedawna modelu. A raczej szereg problemów. Ludzie odcięci od możliwości stacjonarnych zakupów, łańcuch dostaw sięgający nawet 18 miesięcy, plany sprzedaży zawsze zbyt optymistyczne, systematycznie spadające – z wyjątkiem, segmentu luksusowego – marże brutto przy coraz wyższych kosztach…
Wszystko, o czym mówimy, sprowadza się właściwie do jednego: przyszłość branży mody to lepsza jakość i wyższe ceny.
Patrząc perspektywicznie, tylko taka moda będzie się opłacać i spełniać oczekiwania.
Tylko jak wytłumaczyć to nam, przyzwyczajonym do kupowania tanio?
Przeszliśmy już trochę edukację w zakresie kosmetyków i wiemy, czym są parabeny. Dowiedzieliśmy się już co nieco o chemii w żywności, za chwilę będziemy więc zwracać uwagę na skład chemiczny w ubraniach i na certyfikaty, co zmusi firmy do przystąpienia do rozmaitych organizacji, wdrożenia standardów. Ich spełnianie pociągnie też za sobą wyższe wynagrodzenia dla pracowników w Azji. Podobnie jak wdrożenie extended producers responsibility. To także wpłynie na cenę ubrań, siłą rzeczy ubrania bedą musiały więc zdrożeć. I my się z tym pogodzimy.
Kiedy?
To nie nastąpi szybko, ale ten rok pokazał, że kilka kroków wykonaliśmy. Także w Polsce, gdzie liderzy każdego z segmentów rynku – od najdroższego po najtańszy – wprowadzają już rozwiązania w zakresie etycznej, zrównoważonej mody. Myślę też, że coraz więcej zwolenników zdobywać będzie idea cost per wear.
Czyli obliczymy, ile kosztuje nas jednorazowe wyjście w danym ubraniu. Im będą one trwalsze, tym dłużej będziemy je nosić, a więc de facto mniej będą nas kosztować.
To rozsądne. Mój dziadek mówił, że biednego nie stać na tanie buty. Kiedyś wiedziano, że gdy szewc zrobi buty, to będzie je nosiło się kilkanaście lat; dbałeś o nie jak o dobro trwałe, powiedzmy jak o meble. Dziś co roku zmieniamy tapetę, szklanki, co chwila nowe wyposażenie i kolejny remont. Czasami dresy wypierzemy trzy razy i wyrzucamy. Może wreszcie coś się zmieni?
Na poziomie deklaracji Polacy zapewniają, że chcą kupować lepszą jakość.
Czy tak będzie – zobaczymy przy kasach. Może dobrą podpowiedzią podczas zakupów będą dotychczasowe doświadczenia ze sprzedażą naszych używanych ubrań? Skoro nie udało nam się sprzedać tego, co wcześniej sami kupiliśmy i nosiliśmy, to może jest to po prostu nic nie warte? Może dzięki platformom odsprzedażowym i wszelkim komisom przyjdzie refleksja i pójdziemy w jakość, bo ją zawsze da się odsprzedać?
Ludzie wyciągną wnioski ze swoich wcześniejszych zakupów i nauczą się kupować mądrzej?
Mam taką nadzieję.