Gdy pod koniec ubiegłego roku koncern LVMH zapowiedział kupno Tiffany & Co, słynne amerykańskie przedsiębiorstwo znane z luksusowej biżuterii, wydawało się, że to decyzja o dużym znaczeniu strategicznym. Nawet oszałamiająca cena – 16,2 mld dolarów – nie zmieniała faktu, że Bernard Arnault miał powody do zadowolenia. Jak wynika z informacji, które w tym tygodniu trafiły do prasy, pół roku później miliarder nie jest już tak zadowolony z zakupu, którego finalizacja miała nastąpić w tym miesiącu.
Pandemia uderzyła w biżuterię
Pierwsze plotki o renegocjacjach i obniżeniu pierwotnej ceny (135 dolarów za akcję) pojawiły się jeszcze przed publikacją raportu kwartalnego LVMH, z którego wynika, że sprzedaż całej grupy w pierwszym kwartale 2020 roku była o 15% niższa niż w analogicznym okresie poprzedniego roku roku. Wnioski z podsumowania były jednak bezwzględne dla nowej firmy w rodzinie LVMH – największy spadek, bo aż o 24%, zanotowały marki zegarkowe i producenci biżuterii.
LMVH sprawdza wydatki
Wg informacji WWD i CNBC Arnault konsultuje obniżkę, jednocześnie podkreślając znaczenie przejęcia Tiffany’ego dla całej grupy. Przede wszystkim chodzi o wzmocnienie obecności na lukratywnym rynku amerykańskim, gdzie firma posiada 93 salony i renomę ikony branży luksusowej. Co więcej, w dłuższej perspektywie rynek biżuterii, również męskiej, stale wzrasta i w kolejnych latach może być bardzo zyskowny dla giganta.
Jednak już po ogłoszeniu pandemii pojawiały się głosy, że 20-procentowe spadki kursów giełdowych Tiffany & Co mogą zachęcić LVMH do kupowania akcji firmy po kryzysowych stawkach. Firma odżegnała się wtedy od prób szukania okazji.