Pandemia nieco zahamowała rozwój streetwearowych pop-up store’ów otoczonych przez kolejki klientów, którzy liczą na możliwość kupienia nowych sneakersów czy choćby limitowanej edycji ciastek. Jednak „drop”, czyli premiera ekskluzywnego produktu, dostępnego jedynie przez chwilę w stacjonarnych i digitalowych sklepach luksusowych marek, nie znikna, a po ten model sprzedaży chętnie sięgają producenci samochodów.
Sneakersowe inspiracje w świecie motoryzacji
Specjalne edycje samochodów, takie jak Aston Martin DBS 59, Bugatti Chiron Noire, McLaren 600 LT Spider Segestria Borealis czy Lamborghini Huracan Avio są dla kolekcjonerów aut tym samym co rocznicowa edycja butów Air Jordan 11 dla kolekcjonerów obuwia sportowego – zauważa w swojej analizie „Bloomberg”.
Czytaj też: Jakość ma cenę: setki tysięcy złotych za miniaturę samochodu
Dzieje się tak nawet mimo tego, że ograniczone do 50 egzemplarzy premiery, droższe o nawet kilkaset tysięcy złotych od wersji podstawowych, trafiają najczęściej do wąskiej grupy najwierniejszych klientów. Korzyść dla marki jest przede wszystkim wizerunkowa – większość marek sprzedaje mniej niż 10 tysięcy supersamochodów i ekskluzywnych edycji limitowanych rocznie.
Jednak w obliczu gospodarczego spowolnienia taki marketing jest dla marek bezcenny. Nawet jeśli większości chętnych nie stać na kupno danego samochodu, to efektowne klipy w mediach społecznościowych budują jego pozycję jako symbolu statusu na kilka tygodni przed premierą – i nie ma znaczenia fakt, że najczęściej różnica dotyczy koloru lakieru i ekspozycji w mediach społecznościowych. Dla producentów nowe wersje to dodatkowe źródło zysków, a sama produkcja nie pochłania setek milionów kosztów, jakie towarzyszą projektowaniu nowego samochodu od zera.