Siła Hillów polegała na tym, że potrafili usuwać ze środowiska niewygodnych „przeciwników” – a dokładnie tych, którzy nie do końca się z nimi zgadzali. Jedną z takich osób był Stewart Pollens, wybitny znawca stradivariusów, od lat 70. aż do 2006 roku konserwator instrumentów w Metropolitan Museum of Art. Sam napisał kilkadziesiąt prac na temat skrzypiec. Ale zainteresował się instrumentem Messiah, sugerując, że być może jego autorem był syn Stradivariego. Hillowie – a były to lata 90. – zareagowali histerycznie, oskarżając Pollensa, że jedynym jego zamysłem jest zwrócenie na siebie uwagi. W efekcie starań Brytyjczyków przestano zapraszać go na ważne konferencje i spotkania. Doszło nawet do tego, że nie dostał powiadomienia o premierze książki, której był współautorem. Poczuł, czym jest ostracyzm. W milionowym biznesie nie bierze się jeńców. I można się posunąć naprawdę daleko.
Kto gra na stradivariusie?
Strady w pewnych wypadkach należą także do samych muzyków. Jeden z najwybitniejszych współczesnych skrzypków
Itzhak Perlman gra na swoim stradivairiusie Soil (z 1714 roku) od kilkudziesięciu lat. W 1986 roku zapłacił za niego ok. 500 tysięcy dolarów. Gra też na guarnerim. Maxim Vengerov kupił strada Kreutzer (1727) za 1,5 miliona dolarów w 1998 roku. Skrzypaczka Elizabeth Pitcairn jako nastolatka dostała Red Mendelssohna od dziadka. W 1990 roku kosztował 1,7 miliona dolarów. Joshua Bell gra na swoim Gibsonie (1713) wartym 4 miliony dolarów. Dwa stradivariusy – Emiliani (1703) i Lord Dunn Raven (1710) należą do Anne-Sophie Mutter, protegowanej legendarnego dyrygenta Herberta von Karajana.
To niepełna lista muzycznych nazwisk. Jednak większość instrumentów należy do instytucji, muzeów, banków i prywatnych kolekcjonerów, którzy wypożyczają je najzdolniejszym. Tak jak w wypadku Wawrowskiego.
Te instytucje, jak i prywatni kolekcjonerzy, również sprzedają swoje instrumenty. Tak było z Japońską Fundacją Muzyki. Pieniądze z aukcji stradivariusa Lady Blunt (nazwanego na cześć wnuczki Lorda Byrona) – 10 milionów dolarów – przeznaczono na pomoc ofiarom trzęsienia ziemi i tsunami. Instytucji zostało 19 stradivariusów, większość z nich jest wypożyczona.
Na co zwraca się uwagę przy kupowaniu stradivariusa? Wawrowski tłumaczy: – Dla kolekcjonerów brzmienie jest mniej ważne. Chodzi przede wszystkim o nazwisko twórcy, oryginalność, kompletność – czy płyty: górna, dolna i boki oraz główka, tzw. ślimak, zostały zrobione w konkretnym okresie. Zdarza się, że instrument jest niekompletny, uzupełniony, wtedy jego wartość spada. Światło specjalnych lamp pomaga rozpoznać lakier – nowy czy wiekowy. Przyznaje jednak,
że horrendalne ceny, które uzyskują stradivariusy, przyspieszyły rozwój lutnictwa i ożywiły rynek nowych instrumentów. Bardzo dobre skrzypce można kupić już od 30 tysięcy euro.
Gibson ze strychu
Każdy instrument posiadający certyfikaty (stradivariusy czy guarneri rozpoznaje się po otarciach od używania,
plamach, draśnięciach) zostaje ubezpieczony. W razie wypadku lub uszkodzenia zwracane są właścicielowi poniesione koszty. Ale nie zawsze rekompensuje to stratę. Jak w przypadku skrzypaczki Min-Jim Kym, która jadła lunch w kawiarni Pret a Manger na stacji kolejowej Euston w Londynie. Stradivarius spoczywał w futerale tuż obok. Wystarczyła chwila nieuwagi, by zniknął. Znalazł się trzy lata później. Złodziej próbował sprzedać go kierowcy autobusu. W tym czasie Kym odzyskała pieniądze z ubezpieczenia, mogła kupić nowego stradivariusa. Strata ukochanego instrumentu i rozpacz, w którą popadła, zniszczyły jej karierę.
Podobnym żalem zareagował David Sarser w 1962 roku, gdy po koncercie w NBC Studio z szafy zabrano jego stradivariusa. Sarser był tak zdruzgotany kradzieżą, że zupełnie przestał grać – zajął się inżynierią dźwięku, a swojego instrumentu szukał aż do śmierci w 2013 roku.
Stradivarius Gibson Joshuy Bella został skradziony w 1936 roku z garderoby Bronisława Hubermana. Złodziej po 50 latach przekazał go żonie w testamencie. Skrzypce leżały na strychu, aż pewnego razu kobieta zdała sobie sprawę, że nie jest to zwyczajny instrument. Zgłosiła się na policję, a Gibson zachwyca dziś na koncertach.
Skrzypce: symbol statusu
Stopa zwrotu, szczególnie w przypadku stradivariusów czy guarnerich, waha się pomiędzy 5 a 15 proc. rocznie. Co istotne, w górę najszybciej idą włoskie skrzypce, wytwory niemieckich lutników – wolniej.
Są też pułapki. Przestrzega przed nimi Steve Rosenbush, redaktor technologiczno-inwestycyjnego dodatku do „Wall Street Journal”. Chodzi o przenikanie się zdroworozsądkowego osądu finansowego z emocjami. Dlatego ważne, żeby zakupów dokonywać świadomie albo w gronie specjalistów, w tym muzyków. I nie dać sobie wmówić, że skrzypce to tylko kaprys. Bo strady to symbol statusu. I to się nie zmieni.