Taka współpraca niesie za sobą duże ryzyko. Powoli, z sezonu na sezon, pracowałam nad kolejnymi kolekcjami i starałam się dopracować każdy element. Ta na wiosnę–lato 2021 jest dokładnie taka, jak sobie wymarzyłam. Jestem dumna z projektów i zdjęć, które powstały – naprawdę ze wszystkiego. Chyba mam tak pierwszy raz, że nie zmieniłabym absolutnie nic. Myślę, że to zostało zauważone i docenione, i w Polsce, i na świecie. Daje mi to ogromną satysfakcję.
Miałam małą produkcję – po jednej, dwie sztuki z danego modelu – więc wszystko się sprzedawało. Żadnej nadprodukcji.” – mówi Paulina Pyszkiewicz. Fot: Borys Synak
Foto: sukces.rp.pl
Z kim prowadzisz rozmowy, możesz zdradzić?
PP: O pierwszej, wielkiej współpracy ze światowym e–butkiem poinformujemy 12 października. To będzie szalony dzień, bo w tym samym czasie mam obronę pracy magisterskiej na wydziale historii sztuki Uniwersytetu Warszawskiego. Długo czekałam na tę chwilę i nie mogę się doczekać, żeby móc powiedzieć, co dzięki mozolnej pracy przez kilka lat udało się nam osiągnąć.
Poza tym prowadzę rozmowy z kolejnymi prestiżowymi firmami. Współpraca z nimi zawsze była dla mnie marzeniem. Zamówienia od kupców na sezon wiosna-lato będziemy przyjmować do końca listopada. Bez względu na efekt, każda taka rozmowa jest dla nas wyróżnieniem i cenną lekcją.
Jak przebiegają takie rozmowy?
PP: Są trudne, bo to gra o wszystko. Międzynarodowe e–butiki często obserwują marki przez kilka sezonów, bo chcą pracować tylko ze stabilnymi podmiotami, które czymś się wyróżniają. Kiedy już ktoś umawia się na rozmowę na Zoomie czy w innej aplikacji, to wiesz, że są tobą poważnie zainteresowani i musisz tę szansę wykorzystać, bo druga może się nie nadarzyć. Oczywiście wszyscy są niezwykle mili, ale to jest machina, biznes. Takich marek są dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy.
Teraz proces zamówienia odbywa się nie, jak wcześniej, w showroomach, ale przez Zoom i online. Kupcy pomimo sesji produktowych i video chcą zobaczyć, jak dany model wygląda na modelce „na żywo”. Stresowała mnie między innymi różnica czasu, u kupców poranne godziny to było nasze późne popołudnie, więc światło było gorsze, a to rzutowało na to, jak prezentowały się ubrania.
To, jak sprzedasz kolekcję, zależy też od tego, co zaproponują inne marki w danym sezonie. Jeśli są już po kilku złożonych zamówieniach u innych marek, gdzie były np. świetne ubrania ze skóry to choćby twoje były lepsze, oni już wykorzystali swój budżet na ten asortyment i tego akurat u ciebie nie kupią. Jestem bardzo podekscytowana każdym mailem i rozmową– ciągle mnie ściska w żołądku z ekscytacji – trochę tak jakbym była zakochana.
To jest doskonały obraz prawdziwego sukcesu LeBrand.
PP: Dla mnie sukcesem jest to, że po sześciu latach pracy wciąż mam satysfakcję z tego, co robię. Nawet gdy mam gorsze momenty, zawsze wiem, że przyjdą lepsze chwile. Oczywiście, zdarzały się sytuacje, kiedy jechałam na targi, wydając dziesiątki tysięcy złotych, a te pieniądze lądowały w koszu, bo nic z tego nie wychodziło, ale takie momenty też są potrzebne. Jestem dumna z tego, że po tylu latach, bez inwestora i bez wspólnika, byłam w stanie sama doprowadzić swoją markę do tego poziomu.
O czym marzysz?
PP: Marzę by utrzymać LeBrand na takim poziomie jak kolekcja wiosna-lato 2021. Chcę się rozwijać i nigdy nie zatrzymywać.