O tym myślałem, gdy w połowie września mknąłem BMW serii 7 przez opustoszałe mazurskie drogi. Z dzisiejszej perspektywy, w rzeczywistości szarej, zimnej i odpychającej jesieni w Warszawie, tamta sceneria wydaje się całkowicie nierealna, wręcz nieziemska: wrześniowe słońce, ciepło, zieleń i samochód, który mknął przez mazurskie drogi bezgłośnie, zasilany jedynie prądem. Nie był jednak pojazdem elektrycznym, ale właśnie hybrydą typu plug–in.
BMW 745e xDrive: luksus nie wyklucza innowacji
To żadna tajemnica: Niemcy opanowali do perfekcji niełatwą sztukę tworzenia limuzyn. Na tym polu od lat trwa bratobójcza walka koncernów zza Odry. Każdy z nich ma w ręku same asy. Kto w takim razie wygrywa? Zza kierownicy serii 7 w wersji „Plug In Hybrid”, sunąc przez Mazury, mogłem głośno przyznać: BMW.
Poranna mgła na Mazurach. Fot: Łukasz Nazdraczew
Siódemka pod koniec lat 90. była prawdopodobnie najlepiej wyglądającą limuzyną na świecie. Potem, pod względem stylistyki, auta z Bawarii na mniej więcej dekadę wykonały dość zaskakujący zwrot, ale ostatnie lata to na szczęście powrót do tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni – do designu, który może się podobać i który można rozpoznać w okamgnieniu.
Nowe BMW serii 7 prezentuje się elegancko, potężnie, dynamicznie, wręcz hedonistycznie.