Na co dzień Arthur Brand pracuje jako ekspert na rynku sztuki. – Załóżmy, że jakiś milioner chce kupić obraz Picassa. Dzwoni do mnie i pyta: „Arthur, czy nie jest to kopia? Czy cena jest uczciwa oraz czy obraz nie pochodzi z kradzieży?”. Ta praca to moje główne źródło utrzymania, ale media o tym nie piszą, bo nie jest to dla nich interesujące – śmieje się Arthur Brand. Rzeczywiście – jego druga profesja, ta, w której odzyskuje dzieła sztuki warte miliony euro, jest bez porównania bardziej pasjonująca.
Człowiek, który odnalazł polskiego Breughla
Arthur Brand w Holandii jest osobą publiczną. To zasługa programu w telewizji, filmów dokumentalnych i głośnej książki, a także – spraw, w które się angażuje. Spektakularne sukcesy – odzyskanie skradzionych obrazów Picassa, van Gogha, Dalego czy Łempickiej (a ostatnio także arcydzieła skradzionego pół wieku temu z Polski) – zapewniły mu rozpoznawalność.
Jak określić jego pracę? Najbardziej pasuje tu określenie „detektyw”. Brand sięga do głośnych spraw dotyczących kradzieży lub zaginięcia znanych dzieł sztuki, które pozostają bez rozwiązania. Czasem to zdarzenia sprzed dekad, czasem – świeże, poruszające opinię publiczną i niedające spokoju policjantom.
Czytaj więcej
Na sprzedaż wystawiono willę Romualda Gutta – jedną z ikon przedwojennego polskiego modernizmu. Z...
– Mam kilka zasad, którymi się kieruję w pracy – podkreśla. – Zawsze współpracuję z policją i wszyscy o tym wiedzą. Nigdy nie podejmuję żadnego kroku bez poinformowania policjantów, co zamierzam. Przestrzegam prawa, bo inaczej nikt nie chciałby ze mną pracować. Mam też wielu informatorów w świecie przestępczym. W kontaktach z przestępcami muszę dotrzymywać słowa. Jeśli złamię tę zasadę, nikt już mi nie zaufa. A jeśli narazisz się komuś w tym środowisku, możesz zginąć.