Reklama
Rozwiń

Odnalazł arcydzieło skradzione w Polsce 51 lat temu. Nazywają go Indiana Jones

– Właściciel obrazu tłumaczył, że jego ojciec kupił go od handlarza dziełami sztuki. Nie miał pojęcia, że wcześniej to dzieło zostało skradzione – mówi Arthur Brand, holenderski ekspert nazywany „Indianą Jonesem świata sztuki”, który przyczynił się do identyfikacji obrazu Pietera Brueghela młodszego skradzionego z Muzeum Narodowego w Gdańsku w 1974 roku.

Aktualizacja: 20.03.2025 16:18 Publikacja: 14.03.2025 11:26

Arthur Brand ma na koncie między innymi identyfikację uważanych za zniszczone rzeźb koni stojących n

Arthur Brand ma na koncie między innymi identyfikację uważanych za zniszczone rzeźb koni stojących niegdyś w ogrodach Kancelarii Rzeszy w Berlinie. Opisał tę głośną sprawę w książce „Hitler's Horses”. 

Foto: Ramon van Flymen PAP/EPA

Całość rozmowy z Arthurem Brandem przeczytasz w wiosennym wydaniu magazynu „Sukces”, dodatku dla prenumeratorów „Rzeczpospolitej”.

Sprawa kradzieży obrazu, o którym mowa, „Kobiety niosącej żar” Pietera Brueghla młodszego, z Muzeum Narodowego w Gdańsku, pozostaje tajemnicą, której jak dotąd nie zdołano rozwikłać. Doszło do niej w 1974 roku, choć o tym, że dzieło mistrza holenderskiego zniknęło, władze muzeum dowiedziały się przypadkiem. Sprzątaczka dbająca o czystość sal muzeum zawadziła bowiem o pracę wiszącą na ścianie, która w efekcie spadła na podłogę. Kobieta była przerażona, myślała, że zniszczyła dzieło warte majątek, okazało się jednak, że z ramy wypadło... wycięte z gazety zdjęcie obrazu.

Złodziei nie udało się ująć, choć władze umieściły obraz Brueghla na liście najbardziej poszukiwanych dzieł sztuki utraconych przez Polskę. Sprawa wydawała się przegrana – do 2025 roku, gdy ujawniono, że w muzeum w holenderskim mieście Venlo, znajduje się obraz Brueghla skradziony 51 lat temu w Gdańsku. 

W namierzeniu pracy i w jej identyfikacji pomógł Arthur Brand, holenderski ekspert zajmujący się poszukiwaniem zaginionych i skradzionych dzieł sztuki. Arthur ma na koncie wiele spektakularnych sukcesów, stąd przydomek „Indiana Jones świata sztuki”, choć Holender nie przypomina Harrisona Forda. Najważniejsza jest jednak lista jego osiągnięć, a ta jest imponująca. Figurują na niej między innymi odzyskane dzieła takich artystów jak Picasso czy van Gogh, a także identyfikacja słynnych „koni Hitlera”, rzeźb stojących niegdyś w ogrodach Kancelarii Rzeszy w Berlinie. Ta ostatnia sprawa stała się tak głośna, że Brand opisał ją w książce „Hitler's Horses”, a firma MGM Studios, producent między innymi filmów o Bondzie, kupiła prawa do jej ekranizacji.

Brand, na co dzień pracuje jako ekspert rynku sztuki, pomagając budować kolekcje zamożnym klientom i doradzając przy ustalaniu autentyczności dzieł. – O tym jednak media nie piszą, bo to nie jest interesujące – śmieje się Arthur. To prawda, bez porównania więcej emocji wzbudzają sprawy wartych miliony euro skradzionych lub zaginionych dzieł sztuki, które udało mu się odzyskać. Sławę „Indiany Jonesa świata sztuki” umacnia program, który prowadzi w holenderskiej telewizji, a także książki, które wydaje (właśnie pracuje nad kolejną). 

– W 80 procentach przypadków sam inicjuję swoje dochodzenia: czytam o różnych sprawach, które się przedawniły i zaczynam gromadzić wiedzę oraz materiały – mówi Arthur Brand w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. Sprawa „polskiego” Breughla wyglądała jednak nieco inaczej.

Jak udało się odnaleźć „polskiego” Breughla skradzionego w Gdańsku?

– Wszystko zaczęło się od redaktorów holenderskiego magazynu „Vind” poświęconego sztuce, których zainteresowała historia niewielkiego obrazu Pietera Breughla młodszego eksponowanego w muzeum w holenderskim mieście Gouda. Natrafili na stare, czarnobiałe zdjęcie wykonane przed laty w Polsce, co sprawiło, że nabrali podejrzeń dotyczących pochodzenia pracy wiszącej w Goudzie – mówi Arthur Brand. – Nie mieli jednak pewności, bo Breughel namalował sześć niemal identycznych obrazów przedstawiających tę samą wiejską scenę, a oni nie byli w stanie zlokalizować pozostałych pięciu wersji. Brali pod uwagę, że muzeum w Goudzie ma „polskiego” Breughla, ale uważali to za mało realne – tłumaczy Brand.

Żeby się upewnić, redaktorzy „Vind” wysłali mail do muzeum w Goudzie z pytaniem o pochodzenie eksponowanego dzieła. Jak mówi Brand, nie dostali odpowiedzi, więc uznali, że muzeum zignorowało wiadomość od nich, bo ma pewność co do pochodzenia dzieła. – Nie mogli wówczas wiedzieć, że osoba, do której wysłali email, była na kilkumiesięcznym zwolnieniu lekarskim, dlatego wiadomość nigdy nie dotarła do dyrektora muzeum – śmieje się Arthur.

Ostatecznie jednak milczenie muzealników nie dawało spokoju redaktorom „Vind”. – Zadzwonili do mnie i opowiedzieli całą historię – opowiada Arthur Brand. W Holandii jest postacią rozpoznawalną – pojawia się w mediach, ma swój program w telewizji. – Dość szybko udało mi się zlokalizować pozostałe wersje obrazu Breughla. Różnią je drobne detale – ta sama kobieta przedstawiona jest zimą lub wiosną, w jednej z wersji na obrazie widoczne są ptaki, na innych ich nie ma. Porównałem wszystkie wersje i nabrałem pewności, że obraz prezentowany w muzeum w Goudzie to skradzione z Polski dzieło Breughla – dodaje.

Brand pojechał do muzeum, żeby zgłosić tę sprawę. – Najpierw odbiłem się od pani w recepcji. Powiedziała, że kurator jest zajęty i nie może ze mną rozmawiać. Zmieniła zdanie, gdy odpowiedziałem, że chodzi o skradziony obraz. Kurator oddzwonił błyskawicznie – śmieje się Arthur. – Opisałem mu sytuację i przekazałem wszystkie zebrane przeze mnie materiały. Jego reakcja była do przewidzenia, ale okazało się, że „polski” Breughel w międzyczasie zmienił miejsce pobytu. „Właśnie wypożyczyliśmy go do Limburg Museum w mieście Venlo” – usłyszałem. Zadzwoniłem więc do Venlo i poprosiłem, żeby zabezpieczyli obraz. Skontaktowałem się też z moimi znajomymi w holenderskiej policji, z którymi współpracuję. Przekazałem im dowody, w odpowiedzi oni skontaktowali się z muzeum w Venlo i polecili natychmiastowe zabezpieczenie obrazu. Policja holenderska nawiązała następnie kontakt z polskimi władzami oraz z muzeum w Venlo. Po kilku tygodniach polska strona przesłała zdjęcia archiwalne obrazu do muzeum w Holandii. Okazało się, że zarówno przód, jak i tył płótna, a także archiwalne opisy zgadzają się z dokumentacją z Polski – mówi Brand. 

Kto stał za kradzieżą „polskiego” Breughla?

Jak „polski” Breughel trafił na wystawę w Goudzie? – Został przekazany na wystawę czasową przez pewną rodzinę z Holandii. W rozmowie z mediami holenderskimi właściciel obrazu wyjaśnił, że dzieło zostało kupione przez jego ojca od handlarza dziełami sztuki, a potem on je odziedziczył. Nikt w jego rodzinie nie miał pojęcia, że obraz został skradziony, dlatego trafił na wystawę – opowiada Arthur Brand.

Niewiele natomiast na razie wiadomo na temat tego, kto ukradł obraz z Muzeum Narodowego w Gdańsku. – Mam swoje przypuszczenia – sugeruje Brand. – W czasach NRD wschodnioniemieckie Stasi prowadziło firmę o nazwie Kunst und Antiquitaeten GmbH. Wykorzystywano ją do sprzedawania na Zachodzie dzieł sztuki kradzionych z muzeów i od osób prywatnych. W wielu byłych krajach komunistycznych służby specjalne były zamieszane w kradzieże tego typu, oczywiście za zgodą władz. Takie przypadki miały miejsce w Rumunii, ZSRR czy NRD. Wiele wskazuje na to, że podobne przestępstwa mogły mieć miejsce także w Polsce – twierdzi Arthur Brand. – Kto miałby odwagę i możliwości, żeby dopuścić się tak zuchwałej kradzieży, a następnie przemycić skradzione dzieła na Zachód? To musieli być wysoko postawieni funkcjonariusze służb specjalnych lub osoby chronione przez służby – przekonuje. – Kiedy Romuald Werner, polski celnik, który prawdopobnie odkrył kradzież, został zamordowany, śledztwo przejęły służby specjalne i szybko je wstrzymały, co wydaje się podejrzane. W 2008 roku polska policja wznowiła dochodzenie, ale okazało się, że akta dotyczące tej sprawy zostały zniszczone. Jest wiele sygnałów wskazujących na udział tajnych służb w tej kradzieży. To mnie nie zaskakuje, NRD-owskie Stasi robiło takie rzeczy, rumuńskie Securitate również – dodaje.

Arthur Brand: „Indiana Jones świata sztuki”

Czy Arthur Brand, czołowy europejski detektyw rynku sztuki, zarobi na sprawie odnalezienia „polskiego” Breughla? – Nie dostaję pieniędzy za odzyskiwanie dzieł sztuki – zapewnia mnie. – Nie czeka na mnie żadna nagroda ani „znaleźne”, mimo że muszę sporo inwestować, bo ta praca wymaga częstych podróży i utrzymywania kontaktów z wieloma osobami. Oczywiście nie jest też tak, że dokładam do tego interesu. Zapraszają mnie na wykłady, mam swój program telewizyjny, robię filmy dokumentalne i piszę książki. Historia odnalezionych „koni Hitlera” została przetłumaczona na 16 języków – chwali się. – Ostatecznie nie tracę więc na tym pieniędzy, ale też nie jest sposób na to, by stać się milionerem – dodaje.

Arthur pobiera wynagrodzenie, a innego rodzaju. Gdy odzyskuje skradzione dzieła sztuki, stara się mieć je choćby przez chwilę w domu, tylko dla siebie. Odzyskany obraz Picassa, „Buste de Femme”, portret Dory Maar, spędził u niego całą noc, „Ogród przy plebanii w Nuenen” van Gogha – jedynie godzinę. Na więcej nie zgodziła się holenderska policja. Z kolei odzyskany od złodziei szczerozłoty pierścień należący niegdyś do Oscara Wilde'a Arthur nosił na palcu przez dwa tygodnie.  – Bywa, że nad jedną sprawą pracuję przez kilka lat lat. Nie płacą mi za to, więc to jedyny rodzaj satysfakcji, jaki mogę czerpać z mojej pracy detektywa – śmieje się. 

Całość rozmowy z Arthurem Brandem przeczytasz w wiosennym wydaniu magazynu „Sukces”, dodatku dla prenumeratorów „Rzeczpospolitej”.

Sprawa kradzieży obrazu, o którym mowa, „Kobiety niosącej żar” Pietera Brueghla młodszego, z Muzeum Narodowego w Gdańsku, pozostaje tajemnicą, której jak dotąd nie zdołano rozwikłać. Doszło do niej w 1974 roku, choć o tym, że dzieło mistrza holenderskiego zniknęło, władze muzeum dowiedziały się przypadkiem. Sprzątaczka dbająca o czystość sal muzeum zawadziła bowiem o pracę wiszącą na ścianie, która w efekcie spadła na podłogę. Kobieta była przerażona, myślała, że zniszczyła dzieło warte majątek, okazało się jednak, że z ramy wypadło... wycięte z gazety zdjęcie obrazu.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Sukces Story
Twórca Netfliksa podbija nową branżę. Roczny abonament za 100 tysięcy dolarów
Sukces Story
Zdobyła „architektonicznego Oscara” za dworzec w Lublinie. „Mieliśmy trzy cele”
Sukces Story
Maciej Ślesicki: Ukraińcy powtarzali, że musimy pokazać nasz film na Zachodzie
Sukces Story
Zaprojektował najlepszą salę koncertową w Polsce. „Mówią, że jestem egoistą”
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Sukces Story
Jej projekty zamawiają czołowe hotele luksusowe w Polsce. „Najpierw był Hilton”
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń