Całość rozmowy z Maciejem Żakowskim i Pawłem Światczyńskim w magazynie „Sukces”, dodatku dla prenumeratorów „Rzeczpospolitej”.
RestaurantWeek startował w zupełnie innej rzeczywistości – Polacy zarabiali mniej i niezbyt chętnie chodzili do restauracji, które często były dla nich zbyt drogie. Pomysł Macieja Żakowskiego i Pawła Światczyńskiego miał to zmienić. „Właściciele restauracji nie mieli wiele do stracenia” – przyznają dzisiaj Maciej i Paweł wspominając początki wydarzenia, które urosło do rozmiarów największego na świecie festiwalu tego typu i w ciągu dekady przyciągnęło do restauracji ponad 2 miliony Polaków. – 10 lat temu byliśmy w wyjątkowej sytuacji – mówią zgodnie Żakowski i Światczyński.
Ściągnęliście do restauracji ponad 2 miliony Polaków. Imponujący wynik.
Maciej Żakowski: Na ten 10-letni wynik RestaurantWeeka składa się kilka elementów. Pierwsza rzecz to „doświadczenie”. Proponujemy uczestnikom festiwalu trzydaniową opowieść. Staramy się, by goście „casualowej” restauracji mogli poczuć się jak w świecie fine diningu, w którym kelner i szef kuchni prowadzą ich od przystawki przez danie główne po deser. Zawsze dodajemy też koktajl w postaci aperitivo. Szkolimy obsługę, aby umiała opowiedzieć o daniach, które lądują na stole. W ten sposób z wizyty w restauracji uczyniliśmy wspaniałe doświadczenie. Druga rzecz: udało nam się znaleźć poziom cenowy atrakcyjny dla gości, który pozwala restauracjom zarobić. Po trzecie – działamy w modelu cyfrowym. Ofertę przegląda się w internecie, tam też dokonuje się rezerwacji i od razu płaci. Restauracje ciężko jest przenieść do Internetu. My dokładamy tę brakującą cegiełkę.
Jak narodził się pomysł na zorganizowanie festiwalu kulinarnego w Polsce?
Paweł Światczyński: RestaurantWeek nie jest w pełni naszym autorskim pomysłem. Na świecie istnieje sporo wydarzeń tego typu, działają na różnych zasadach. Nasz festiwal jest zdecydowanie najnowocześniejszy, największy i najpopularniejszy z nich. Po pandemii wiele projektów tego typu, nawet dobrze niegdyś prosperujących, upadło. Z jednej strony otwiera to nam furtkę do wejścia na te rynki. Z drugiej strony – pokazuje, jak dużym osiągnięciem było to, że nasza firma przetrwała pandemię, zwłaszcza, że mieliśmy postanowienie, żeby nikogo nie zwalniać. Pierwszy lockdown przetrwaliśmy całym zespołem, w drugim niestety musieliśmy zwolnić 10 procent pracowników. Warto jednak dodać, że część z tych osób wróciła i pracuje z nami do dzisiaj.
Czytaj więcej
Krakowska restauracja „Bottiglieria 1881” ma na koncie kolejny sukces. Tym razem lokal prowadzony...