Reklama

Jakub Józef Orliński: Dzieją się rzeczy, o których kiedyś nawet nie śniłem

Obserwuję to, co dzieje się wokół mnie. Zdałem sobie sprawę, że nie mam czasu na głupoty. Nie chcę marnować życia artystycznego na tematy, które nie są dla mnie wartościowe – mówi Jakub Józef Orliński, światowej sławy gwiazda muzyki.

Publikacja: 08.08.2025 13:35

Jakub Józef Orliński podczas koncertu z okazji Urodzin Starówki w Warszawie w lipcu 2025 roku.

Jakub Józef Orliński podczas koncertu z okazji Urodzin Starówki w Warszawie w lipcu 2025 roku.

Foto: Albert Zawada/PAP

Złapać Jakuba Józefa Orlińskiego to duże wyzwanie. Jest rozchwytywany, jeden projekt artystyczny goni drugi, a kolejne cykle koncertów powodują, że nieustannie przemierza świat. Do zbiorowej świadomości przedarł się w 2017 roku, gdy w serwisie Youtube pojawił się filmik, w którym Jakub, ubrany w koszulę, szorty i buty sportowe (zaklina się, że zapewniano go, iż występ nie będzie filmowany) śpiewa „Vedro con mio diletto” Vivaldiego. Uderzający był kontrast między młodzieńczą energią Jakuba a barokowym repertuarem. Po raz kolejny okazało się, że klasykę da się opowiedzieć nowocześnie, czego dowodem może być też najnowszy projekt muzyczny, międzynarodowy festiwal muzyczny Break in Classic, realizowany wspólnie z pianistą Aleksandrem Dębiczem. Dzisiaj Jakub jest wielką gwiazdą muzyki klasycznej, ale szufladkowanie powoli zaczyna go uwierać.

Wikipedia pisze o tobie: Jakub Józef Orliński – polski śpiewak, kontratenor i b-boy. Taki opis cię zadowala?

Zawsze mówiłem o sobie: Jakub Józef Orliński, kontratenor. Jestem już poza b-boyowym stylem życia, ale jeśli zetkniesz się z hip-hopem, zostaje on w twoim sercu na całe życie. Nie da się tego po prostu zostawić. Mimo to myślę, że dzisiaj powiedziałbym o sobie: Jakub Józef Orliński – i tyle. Staram się unikać rozmaitych szufladek w rodzaju: „Jakub śpiewa kontratenorem” albo „Jakub jest tancerzem”. To wszystko prawda, ale robię teraz także projekty, które zahaczają o inne obszary. Weźmy choćby współpracę z marką biżuteryjną, której efektem jest moja linia biżuterii albo klip reklamowy z moim udziałem, którego reżyserką jest Małgorzata Szumowska. Pojawia się wiele fajnych projektów artystycznych, które nie dotyczą jedynie Jakuba kontratenora albo Jakuba b-boya, dlatego coraz częściej myślę i mówię o sobie po prostu „Jakub Józef Orliński”. Dzieje się bardzo dużo rzeczy, o których dawniej nawet nie śniłem. Otwierają się drzwi do projektów i tematów, które do niedawna wydawały się poza zasięgiem. Wszystko wokół mnie zmienia się bardzo szybko, to daje mi dużo ekscytacji, a także poczucie, że tyle jeszcze jest do zrobienia, do nauczenia i do odkrycia. Żyję intensywnie, ale to fajne życie. I najważniejsze – cały czas odczuwam artystyczny głód.

Nie martwi cię, że być może tego jest wręcz za dużo?

Mam za sobą trudny okres, który pomógł mi zrozumieć, że nie można mieć wszystkiego i że nie starczy mi życia na realizację każdego pomysłu, który rodzi się w mojej głowie. Wcześniej nie umiałem się z tym pogodzić. Odczuwałem głęboki smutek na myśl o tym, że nie mam szans poznać wszystkich wartościowych rzeczy, które mogłyby mnie zmienić jako człowieka i artystę. To było bardzo smutne uczucie.

Jakub Józef Orliński na okładce wiosennego wydania magazynu „Sukces”, dodatku dla prenumeratorów „Rz

Jakub Józef Orliński na okładce wiosennego wydania magazynu „Sukces”, dodatku dla prenumeratorów „Rzeczpospolitej”.

Foto: Laurent Humbert

Jak się z tym pogodziłeś?

Zrozumiałem, że nie mam za dużo czasu. Wszystko dzieje się bardzo szybko, a lata mijają błyskawicznie, więc muszę podejmować przemyślane decyzje dotyczące kierunku, w którym zmierzam – a także pogodzić się z tym, że gdy otwierają się jakieś drzwi, inne w tym samym momencie mogą się zamknąć. Teraz bacznie obserwuję to, co dzieje się wokół mnie. Zdałem sobie sprawę, że nie mam czasu na głupoty. Nie chcę marnować życia artystycznego na tematy, które nie są dla mnie wartościowe.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Grażyna Kulczyk: Zależało mi, żeby świat poznał Jadwigę Maziarską

Jak zapamiętałeś swój występ na ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu w 2024?

Nadal nie mogę uwierzyć, że to się wydarzyło. Czuję wielką satysfakcję, radość i dumę, bo występ na ceremonii otwarcia igrzysk w Paryżu to był mój pomysł. Pierwotnie chodziło o znacznie skromniejsze wydarzenie, które miałoby się odbyć przy okazji ceremonii otwarcia igrzysk. Miałem poczucie, że uda mi się połączyć breakdance, śpiew i Paryż, miasto, w którym mnie znają, bo często tam występuję. Udało się, choć przygotowania do występu na ceremonii otwarcia igrzysk musiałem godzić z kilkoma innymi projektami. W dodatku musiałem milczeć na temat przygotowań, bo tego wymagała ode mnie umowa. Atmosferą igrzysk żyłem jedynie podczas prób, a potem jak najszybciej trzeba było zapomnieć wszystko, co widziałem. Posiadanie telefonów było zabronione, więc mam bardzo mało pamiątek zdjęciowych z tego wydarzenia. Było mi bardzo miło, że w hierarchii uczestników ceremonii otwarcia igrzysk nie zostałem ustawiony na samym jej dole.

Traktowano mnie jak Lady Gagę, Celine Dion czy innych artystów. 
To niesamowite, że spotkało to kogoś takiego jak ja, człowieka z Polski. 

Czuję też odrobinę goryczy, bo przygotowywaliśmy dużo większy show. Wyszła namiastka, między innymi
 z powodu opadów deszczu.

Umiesz odmawiać?

Przede wszystkim jestem bardzo wdzięczny za to, że mam obecnie możliwość wyboru. Rzeczywiście teraz moje życie zawodowe wygląda tak, że gdy pojawia się jakiś projekt, muszę zdecydować, czy jestem w stanie się w niego zaangażować, czy starczy mi na to czasu i energii. Dbam o to, żeby zachować balans między życiem zawodowym a prywatnym. Nie chcę się wypalić. Nadal jestem młody, cały czas angażuję się w fascynujące projekty. I najważniejsze – wciąż mam paliwo, żeby je robić.

Reklama
Reklama

W którym momencie nastąpił przełom i z małych projektów przeszedłeś do wielkich?

Nie było przełomu. Były schody, które prowadziły mnie na coraz wyższe piętra. Zawsze realizowałem bardzo fajne projekty, miałem ciekawe trasy koncertowe, ale na początku nie występowałem w Palau de la Música Catalana w Barcelonie czy w nowojorskiej Carnegie Hall. Podczas mojej pierwszej trasy z zespołem Il Pomo d’Oro występowaliśmy w małych kościołach w Europie, pamiętam miasteczka tak małe, że był tam tylko jeden kościół. Na początku nie było czerwonych dywanów, była droga – długa i wydeptana przez innych. Dzisiaj jeździmy po całym świecie i gramy w większych salach, ale chętnie też wracamy do miejsc, w których występowaliśmy wcześniej.

Czytaj więcej

Odnalazł arcydzieło skradzione w Polsce 51 lat temu. Nazywają go Indiana Jones

Śpiew to praca fizyczna?

Zacznijmy od tego, że to bardzo trudna praca. Trzeba być do niej przygotowanym nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. To bardzo obciążające, trzeba obserwować siebie, rozumieć swoje ciało, wiedzieć, jak się rozgrzewać, żeby organizm działał właściwie. Trzeba też unikać stresu, bo im więcej rzeczy nie funkcjonuje prawidłowo, tym częściej pojawia się stres, a im więcej stresu, tym więcej rzeczy nie działa. To samonapędzający się mechanizm.

Śpiew to bardzo fizyczna robota. Ludzie błędnie zakładają, że u śpiewaków pracuje tylko twarz czy krtań. Tak naprawdę zaangażowane jest całe ciało.

Ty do tego jeszcze tańczysz. Breakdance nie przeszkadza w karierze śpiewaka?

W breakingu są figury, których nie mogę wykonywać, bo są zbyt obciążające i za bardzo napinają partie mięśni, których nie da się potem szybko rozluźnić. Jeśli mam wyjść na scenę, muszę zrezygnować z niektórych akrobacji. Z drugiej strony – niektóre figury pomagają mi w śpiewaniu, więc staram się je wyszukiwać. Nie ma uniwersalnych rad, które działają na każdy rodzaj głosu, są za to rzeczy, które w przypadku kogoś mogą nie zadziałać, a mi pomagają przed wyjściem na scenę.

Twoi nauczyciele śpiewu musieli się nagłowić, w jaki sposób połączyć taniec i śpiew. Utrudniłeś im zadanie.

Bardzo dużo w tym pracy moich nauczycieli, ale sporo też mojego wysiłku, żeby zrozumieć, dlaczego pewne rzeczy mi nie wychodzą, a inne – owszem. Zdarza się, że efekty przychodzą łatwo i bez wysiłku, ale nie do końca wiesz, dlaczego tak się dzieje. Cały czas staram się analizować to, co robię, szukam odpowiedzi na pytanie, dlaczego pewne rzeczy wychodzą mi lepiej, a inne wymagają wysiłku lub się nie udają.

Reklama
Reklama
Jakub Józef Orliński i Aleksander Dębicz pod koniec czerwca w Brukseli, podczas koncertu finałowego

Jakub Józef Orliński i Aleksander Dębicz pod koniec czerwca w Brukseli, podczas koncertu finałowego zagranicznego programu kulturalnego polskiej prezydencji w Radzie UE.

Foto: Daniel Gnap PAP

Jak zmienia się twój głos?

To zmiana zdecydowanie na plus i bardzo się z tego cieszę, bo czuję, że się rozwijam. Najważniejsze jest, żeby traktować swój głos z szacunkiem i wiedzieć, co jest dla niego dobre. Bardzo ważny jest też wybór odpowiedniego repertuaru, który pozwoli rozwinąć skrzydła i nie będzie narażał głosu na niezdrowy, a czasem wręcz niebezpieczny wysiłek, po którym potrzebna będzie długa regeneracja, a może nawet leczenie.

W skrajnych przypadkach źle dobrany repertuar może zniszczyć głos na zawsze.

Na szczęście mam wokół siebie ludzi, którzy pomagają mi podejmować właściwe decyzje. Szczególnie ważne było to na początku mojej kariery. Parę lat temu dostałem ofertę z Frankfurtu, miałem zaśpiewać główną rolę w jednej z oper Haendla. Mój profesor ostrzegał mnie wtedy: „To może zniszczyć twój głos, będziesz krzyczał na scenie, zamiast śpiewać. Za wcześnie na taki repertuar”. Byłem tą sprawą bardzo przejęty. Gdy na początku kariery odmówi się tak znanemu teatrowi, człowiek ma poczucie, że już nigdy nie zostanie zaproszony do współpracy. Na szczęście zapadło mi w pamięć to, co wtedy powiedział mój profesor: „»No« is the sexiest word”. Odmowa sprawia, że ludzie chcą cię jeszcze bardziej.

Pozwalasz, by w czasie występu ponosiły cię emocje?

Jest bardzo cienka granica między byciem profesjonalistą a osobą, która zbyt przeżywa emocje na scenie. Jeżeli jesteś zbyt zimny i zbyt techniczny, nie poczujesz piękna muzyki. Trzeba je wydobyć i szlifować, ale nie można przesadzić. Parę razy za bardzo poddałem się emocjom w trakcie występu. To trudne chwile, ludzie płacą za to, żeby posłuchać występu w całości, więc jeśli w połowie opery jakaś aria niszczy cię emocjonalnie i zaczynasz się rozklejać, bardzo ciężko jest pozbierać się po czymś takim i „dowieźć” cały występ na odpowiednim poziomie. To trudne doświadczenia, ale traktuję je jako bardzo cenne, bo wpływają na mój rozwój artystyczny. Gdy się dużo śpiewa i dużo koncertuje, rośnie ryzyko, że taka sytuacja może się zdarzyć. To bardzo ludzkie – szczególnie gdy przeżywasz trudny okres w życiu prywatnym.

Reklama
Reklama
Najnowszy projekt Jakuba Józefa Orlińskiego to Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Break In Classic. Wy

Najnowszy projekt Jakuba Józefa Orlińskiego to Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Break In Classic. Wydarzenie, którego dyrektorami artystycznymi są Orliński i pianista Aleksander Dębicz, jest próbą redefinicji doświadczenie muzyki klasycznej, formułą, która daje przestrzeń do spotkania dawnych brzmień ze współczesną wrażliwością.

Foto: Alicja Lesiak

A jak jest, gdy znajdziesz się po drugiej stronie, na widowni?

Uwielbiam się wyłączyć. To niełatwe, bo muzyka to moja praca, więc nie jest łatwo zmienić się w słuchacza. Często uruchamia się mój analityczny umysł, choć od wielu lat pracuję na tym, by go wyciszyć w takich chwilach. Dzięki temu coraz częściej jestem w stanie się odciąć i czerpać przyjemność ze słuchania muzyki. Lubię wtedy się zastanawiać nad najrozmaitszymi rzeczami, zupełnie niezwiązanymi z tym, co dzieje się w sali koncertowej. Brzmi to brutalnie, ale myślę, że między innymi dlatego ludzie przychodzą na koncerty – muzyka pomaga im zatopić się w myślach, skupić na tym, na co w ciągu dnia zabrakło im czasu.

Znasz swoje słabe strony?

Tak. Wychodzę z założenia, że warto trzymać swoich przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Zgodnie z tą zasadą moje atuty trzymam bardzo blisko, ale wady – jeszcze bliżej. Wiem, czego mi brakuje, nad czym muszę popracować i czego jeszcze nie potrafię. Dzięki temu żadna recenzja, nawet najbardziej krytyczna czy wręcz hejterska, nie jest już w stanie mnie zranić.

Zawsze tak było?

Dawniej łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. Jeśli jednak człowiek pozna własne słabości i atuty, a przy tym ma pewność, że wykonuje swoją pracę na określonym poziomie, to nieprzyjazne opinie nie zrobią na nim wrażenia. To nie pycha, nie uważam się za najlepszego na świecie w swoim fachu. Po prostu opinie anonimowych osób nie zmienią mojego życia, bo wcale nie chcę go zmieniać. Wolę robić rzeczy w swoim tempie i na własnych zasadach.

Reklama
Reklama

Dopadł cię kiedykolwiek „syndrom oszusta”?

Przez pewien czas wydawało mi się, że wszyscy mnie oszukują, bo miałem przekonanie, że nie śpiewam dobrze. Podejrzewałem, że to jakaś międzynarodowa zmowa. Szczególnie gdy wygrywałem konkurs w Metropolitan Opera, miałem wrażenie, że ktoś chce mnie przepchnąć jak najdalej, żeby móc jak najdłużej się ze mnie śmiać. Sporo czasu zajęło mi przepracowanie tego i znalezienie odpowiedzi na rozmaite pytania, które kołatały się w mojej głowie. Dlaczego tak się czuję? Dlaczego wydaje mi się, że nie jestem gotowy? Gdy zaczynałem karierę, wydawało mi się, że opanowałem swój głos, że potrafię śpiewać i szybko, i cicho, i głośno. Miałem poczucie, że jest świetnie, ale z czasem zaczęło do mnie docierać, że wciąż nie mam pojęcia o bardzo wielu detalach, na które zwracają uwagę artyści na światowym poziomie. Zrozumiałem, że aby wykonywać swoją pracę na najwyższym poziomie, niezbędna jest odpowiednia wiedza, której jeszcze nie posiadłem. Bez niej – i bez rozwoju – kariera może się szybko skończyć. Przypadkowość wykonania czy interpretacji sprawi, że chwilowy boom na danego artystę szybko opadnie.

Z czego jesteś najbardziej dumny?

Bardzo się cieszę z dwóch nominacji do nagrody Grammy. Co tu kryć – to genialne uczucie, tym bardziej że Grammy to nagroda amerykańska, nominacja, więc dla artysty z Europy jest wielkim wyróżnieniem. Dumę czuję też, gdy poradzę sobie z jakimś problemem technicznym, szczególnie takim, który wydawał mi się wyzwaniem, a nagle okazuje się łatwy. Wielką radość dał mi też projekt z moim pianistą Michałem Bielem – „Farewells”. Był ryzykowny, bo postanowiliśmy z Michałem nagrać płytę tylko i wyłącznie z polskimi pieśniami i wydać ją w międzynarodowej wytwórni Warner Classics & Erato, bez żadnej gwarancji, jak zostanie przyjęta. Tymczasem odbiór „Farewells” był świetny – jeździliśmy z koncertami po całej Europie i Ameryce Północnej. Każda nagroda, każde wyróżnienie i każdy sukces to dla mnie powód do dumy i nowe paliwo do działania. Podchodzę do nich z wdzięcznością, motywują mnie do tego, żeby zrobić jeszcze więcej i zaprezentować rzeczy, których nikt jeszcze nigdy nie słyszał.

Złapać Jakuba Józefa Orlińskiego to duże wyzwanie. Jest rozchwytywany, jeden projekt artystyczny goni drugi, a kolejne cykle koncertów powodują, że nieustannie przemierza świat. Do zbiorowej świadomości przedarł się w 2017 roku, gdy w serwisie Youtube pojawił się filmik, w którym Jakub, ubrany w koszulę, szorty i buty sportowe (zaklina się, że zapewniano go, iż występ nie będzie filmowany) śpiewa „Vedro con mio diletto” Vivaldiego. Uderzający był kontrast między młodzieńczą energią Jakuba a barokowym repertuarem. Po raz kolejny okazało się, że klasykę da się opowiedzieć nowocześnie, czego dowodem może być też najnowszy projekt muzyczny, międzynarodowy festiwal muzyczny Break in Classic, realizowany wspólnie z pianistą Aleksandrem Dębiczem. Dzisiaj Jakub jest wielką gwiazdą muzyki klasycznej, ale szufladkowanie powoli zaczyna go uwierać.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Reklama
Sukces Story
Przywrócili do życia markę Yestersen. „Chcemy demokratyzować dobry design”
Sukces Story
Zaprojektowali polski pawilon na Expo w Japonii. „Wykorzystaliśmy szansę”
Sukces Story
Agnieszka Servaas: Chcemy pokazać, jak można się zainspirować modą cyrkularną
Sukces Story
Szczepan Wroński z pracowni WXCA: Szukaliśmy obszaru, w którym będziemy najlepsi
Sukces Story
Jedyna kobieta, która ma 4 gwiazdki Michelin. „Sama dla siebie jestem idolką”
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama