Trend „skin positivity” stał się zauważalny już na początku pandemii. Covid miała zresztą niemały wkład we wzrost popularności mody na niedoskonałość. Dbałość o perfekcyjny wygląd ustąpiła miejsca trosce o zdrowie i pragnieniu samoakceptacji.
Skóropozytywność: czym jest skin positivity?
Skin positivity to nic innego jak bunt przeciwko trudnym do osiągnięcia standardom piękna, promowanym przez praktycznie wszystkie marki z branży beauty, a także przez media społecznościowe. Pandemia sprawiła, że w przypadku wielu osób – zwłaszcza kobiet – dbałość o perfekcyjny wygląd twarzy zeszła na dalszy plan.
Czytaj też: Kwas traneksamowy: ta substancja to ratunek dla skóry zmęczonej maseczkami
Powszechna stała się potrzeba akceptacji demonizowanych w mediach społecznościowych, a zupełnie normalnych cech skóry, takich jak pory, przebarwienia czy zmarszczki. W domowej izolacji i w obliczu zupełnie nowych problemów kobiety znalazły okazję do tego, aby dokonać dość radykalnych zmian w postrzeganiu samych siebie. Całkowicie zmieniło się podejście do pielęgnacji ciała i urody.
Jednym z pierwszych miejsc, w których uwidocznił się trend skin positivity, były media społecznościowe. Z braku czasu, energii, a przede wszystkim przy rosnącej pewności siebie kobiety zaczęły publikować zdjęcia bez makijażu, pokazując, jak naprawdę wygląda ich skóra.
Na trend błyskawicznie zareagowały serwisy społecznościowe. W 2019 roku Instagram czasowo zlikwidował filtry umożliwiające między innymi wygładzanie cery i tworzenie nieprawdziwego wizerunku. W 2020 roku filtry wprawdzie wróciły na Instagram, ale nie są już promowane.