Instrument muzycznego Frankensteina

Publikacja: 14.02.2020 13:33

Instrument muzycznego Frankensteina

Foto: sukces.rp.pl

Jak to nie żyją? Nie, nie zabiła ich muzyka. Nie żyją, bo chodzi o wynalazek sprzed 123 lat, który został wycofany z rynku ponad wiek temu. Oferował jednak to, co odnajdujemy we współczesnych telewizjach muzycznych (np. w MTV czy Mezzo), czyli koncerty transmitowane na żywo. Ale to nie wszystko. Działanie tego instrumentu przynosiło odbiorcom usługę, którą znamy z radia i muzycznych streamingowych serwisów internetowych, a więc muzykę „na żądanie” – po opłaceniu odpowiedniego abonamentu.

Kompozycje wykonywane na żywo można było włączać i wyłączać, tak, jak strumień wody w kranie. Tyle, że wtedy muzyka płynęła nie przez Internet, a przez kable telefoniczne.

""

sukces.rp.pl

Potwór z Nowego Jorku

Telharmonium (wynalazek Thaddeusa Cahilla z 1897 roku) wyglądało, jak Frankenstein. Było gigantyczne i paskudne w swym wyglądzie. Prototyp ważył 7 ton, a wersja finalna – aż 200. Instrument zajmujący całą halę, w której grane były koncerty (tj. w Telharmonic Hall w Nowym Jorku) – przerażałby swoim ogromem nawet dzisiaj. Urządzenie miało kilka klawiatur, na których grało równocześnie dwóch muzyków, dziesiątki przełączników i skomplikowany system wałów i przekładni. „Podziemie” instrumentu przypominało upiorną fabrykę. To był prawdziwy potwór.

Mimo że telharmonium było urządzeniem mechanicznym, zasada jego działania opierała się na systemie elektromagnesów do generowania sygnałów (dźwięków), które były później przekazywane do odbiorców, po kablach. Jest to więc prekursor dźwięków elektronicznych.
""

sukces.rp.pl

Jego brzmienie musiało szokować. Tak samo, jak przekazywanie muzyki na odległość. Aby dobrze zrozumieć innowacyjność wynalazku Cahilla wystarczy spojrzeć na daty. Pomysł telharmonium powstał w 1897 roku, a usługa słuchania muzyki na żądanie przez kable telefoniczne została uruchomiona w 1906 roku.

Nie możemy mówić nawet o tym, że stało się to już w epoce radia. Co prawda, pierwszą transmisję dźwięku falami radiowymi Reginald Aubrey Fessenden przeprowadził w 1900 roku, a pierwsza transmisja mowy i muzyki odbyła się w 1905 r., ale dopiero w 1907 roku Valdemar Poulsen przeprowadził udaną transmisję muzyki (z nadajnikiem i anteną) na odległość 600 km. W dodatku prawdziwe radio, jakie znamy dzisiaj, uruchomiono dopiero 13 lat później, w 1920 roku w Pittsburgu. Wtedy w Stanach Zjednoczonych rozpoczęto pierwsze regularne nadawanie programu radiowego. Stacja nazywała się KDKA i transmitowała muzykę.

Telharmonium wyprzedziło więc radio o przynajmniej 14 lat. Ale, co ciekawsze, niosło ze sobą niezwykle śmiałą ideę stworzenia nowoczesnego kanału dystrybucji muzyki. Każdy, kto opłacił abonament, po prostu dzwonił do Telharmonic Hall i przez głośnik telefoniczny mógł słuchać muzyki w domu.
""

sukces.rp.pl

Takie przedsięwzięcie wymagało niemałych nakładów finansowych. Na szczęście biznesmeni, których wynalazca zaprosił na pokaz prototypu (przesłano wtedy muzykę z odległości 50 km), z chęcią sypnęli groszem. I to wcale niemałym – stworzenie instrumentu kosztowało aż 200 tysięcy dolarów, czyli w przeliczeniu na dzisiejszą wartość pieniądza – mówilibyśmy o milionach.

Wieści o usłudze „radia kablowego”, muzyki na żądanie, bardzo szybko się rozeszły. W roku uruchomienia usługi (1906) abonament wykupiło tysiące osób. Wszyscy chcieli móc się cieszyć z koncertów we własnym domu.
""

sukces.rp.pl

Upadek, który doprowadził do rewolucji

Niestety okazało się, że telharmonium wywołuje niemałe problemy techniczne. Urządzenie samo w sobie działało prawidłowo, niemniej kłopotem okazał się przesył dźwięku. Rosnące zainteresowanie i liczba abonentów sprawiły, że audycje muzyczne zaczęły zakłócać działanie sieci telefonicznej. Dźwięki telharmonium przebijały się do normalnych rozmów telefonicznych. Muzyka była czasem tak głośna, że nie dawało jej się nawet przekrzyczeć. Amerykańskie Towarzystwo Telefoniczne nie miało wyjścia. Aby ratować własny biznes musiało wyłączyć usługę Thaddeusa Cahilla. Przedsiębiorca zbankrutował.

Niestety nie dowiemy się już, jak dokładnie brzmiało telharmonium, bo mimo stworzenia trzech kosztownych instrumentów, żaden nie przetrwał do czasów obecnych. Nie zachowało się też ani jedno nagranie tworzonej na nich muzyki.

Idea telharmonium nie przepadła jednak na zawsze, tak jak i wizja muzyki elektronicznej oraz pomysł płatnej dystrybucji muzyki. W latach 30. inny wynalazca zbudował organy wykorzystujące elektromagnesy i system obrotowych metalowych wałków, czyli coś w rodzaju pomniejszonej wersji telharmonium. Bardzo dobrze znamy ten instrument – to słynne organy Hammonda. Ich charakterystyczne brzmienie usłyszeć można m.in. w twórczości Procol Harum, Grateful Dead, Pink Floyd, Deep Purple, Boba Dylana, Boba Marleya czy Czesława Niemena.

Przetrwała także koncepcja muzyki na żądanie. Korzystając ze Spotify pamiętajmy więc, że być może nie byłoby niczego podobnego, gdyby nie wizjonerskie marzenie pewnego amerykańskiego wynalazcy. Nazywał się Thaddeus Cahill. Chciał zmienić świat.

Jak to nie żyją? Nie, nie zabiła ich muzyka. Nie żyją, bo chodzi o wynalazek sprzed 123 lat, który został wycofany z rynku ponad wiek temu. Oferował jednak to, co odnajdujemy we współczesnych telewizjach muzycznych (np. w MTV czy Mezzo), czyli koncerty transmitowane na żywo. Ale to nie wszystko. Działanie tego instrumentu przynosiło odbiorcom usługę, którą znamy z radia i muzycznych streamingowych serwisów internetowych, a więc muzykę „na żądanie” – po opłaceniu odpowiedniego abonamentu.

Pozostało 90% artykułu
Piękne Rzeczy
Ukryta przez 100 lat. „Najcenniejsza kolekcja monet na świecie” idzie pod młotek
Piękne Rzeczy
Zawrotna kariera kalendarzy adwentowych. Marki luksusowe je pokochały
Piękne Rzeczy
Rezydencja rodziny Kennedych we Francji na sprzedaż. Tu JFK uczył się pływać
Piękne Rzeczy
Kidult na zakupach świątecznych. Dlaczego dorośli kupują sobie zabawki?
Piękne Rzeczy
„Prezenty dopaminowe”: nowy trend objął też tradycje świąteczne