Jak to nie żyją? Nie, nie zabiła ich muzyka. Nie żyją, bo chodzi o wynalazek sprzed 123 lat, który został wycofany z rynku ponad wiek temu. Oferował jednak to, co odnajdujemy we współczesnych telewizjach muzycznych (np. w MTV czy Mezzo), czyli koncerty transmitowane na żywo. Ale to nie wszystko. Działanie tego instrumentu przynosiło odbiorcom usługę, którą znamy z radia i muzycznych streamingowych serwisów internetowych, a więc muzykę „na żądanie” – po opłaceniu odpowiedniego abonamentu.
Kompozycje wykonywane na żywo można było włączać i wyłączać, tak, jak strumień wody w kranie. Tyle, że wtedy muzyka płynęła nie przez Internet, a przez kable telefoniczne.
Potwór z Nowego Jorku
Telharmonium (wynalazek Thaddeusa Cahilla z 1897 roku) wyglądało, jak Frankenstein. Było gigantyczne i paskudne w swym wyglądzie. Prototyp ważył 7 ton, a wersja finalna – aż 200. Instrument zajmujący całą halę, w której grane były koncerty (tj. w Telharmonic Hall w Nowym Jorku) – przerażałby swoim ogromem nawet dzisiaj. Urządzenie miało kilka klawiatur, na których grało równocześnie dwóch muzyków, dziesiątki przełączników i skomplikowany system wałów i przekładni. „Podziemie” instrumentu przypominało upiorną fabrykę. To był prawdziwy potwór.