Nadwyżka popytu nad podażą – to zawsze przepis na to, by ceny danego produktu szły w górę. To zjawisko od dobrych kilku lat możemy obserwować na rynku zegarków. Czołowi producenci zegarków luksusowych utrzymują stały poziom produkcji, a popyt nieustannie rośnie, zwłaszcza w czasach, gdy w oczach rosną gospodarki gigantów takich jak Chiny – a wraz ze wzrostem gospodarczym rośnie też apetyt na produkty luksusowe.
Dodajmy do tego zjawisko rosnącej inflacji na całym świecie, a także „efekt pandemiczny” – a więc przestoje w fabrykach, a także problemy logistyczne i kłopoty z dostawami surowców i podzespołów.
Czytaj więcej
Nietypowe inwestycje to nic zaskakującego. Ten rynek rozwija się od lat – można inwestować w wino, whisky, nieruchomości czy sztukę. To dotyczy również rynku zegarków – tyle, że tu sytuacja jest zupełnie inna. Zegarki stały się walutą idealną – i doskonałym przedmiotem inwestycji. Co na to producenci?
Efekty takiego stanu rzeczy widać już od pewnego czasu – najbardziej prestiżowi producenci zegarków nie nadążają z zaspokojeniem popytu, a zakup niektórych modeli staje się dużym wyzwaniem. Najbardziej poszukiwanych zegarków po prostu brakuje w butikach, a chętni muszą zapisywać się na listy oczekujących. Czekać trzeba w najlepszym przypadku kilka miesięcy, ale bywa, że oczekiwanie trwa kilka lat. Na najbardziej pożądane modele niektórzy producenci nie przyjmują zapisów – wiedzą, że nie są w stanie zaspokoić zapotrzebowania.
Tak dochodzimy też do zjawiska, które w ostatnich latach wybuchło ze zdwojoną siłą – z inwestowaniem w zegarki po to, by zarobić na takiej transakcji. „Flipperzy”, inwestorzy krótkoterminowi będący często zmorą rynku nieruchomości, zagościli też w świecie zegarków. W dużej mierze to im zawdzięczamy wywindowanie do bardzo wysokiego poziomu cen niektórych poszukiwanych modeli czołowych producentów