Reklama

56. rocznica lądowania na Księżycu. Bez tego urządzenia nie byłoby misji Apollo

Himalaiści, pytani o to, dlaczego wspinają się na Mount Everest, odpowiadają: bo istnieje. Z wyprawami na Księżyc sprawa jest bardziej skomplikowana. Od tysięcy lat zdajemy sobie sprawę, że istnieje, ale pomysł podróży na satelitę Ziemi to całkiem współczesny wynalazek.

Publikacja: 18.07.2025 14:54

Na Księżyc poleciało jak dotąd 6 misji załogowych.

Na Księżyc poleciało jak dotąd 6 misji załogowych.

Foto: NASA

W drugiej połowie XX wieku sprawy przyspieszyły – to jeden z niewielu przykładów, gdy rywalizacja między mocarstwami przyniosła światu coś dobrego. Ukoronowanie tych starań przyszło w lipcu 1969 roku, gdy Neil Armstrong i Buzz Aldrin stanęli na Księżycu jako pierwsi ludzie w historii. Świat na chwilę oszalał – i się zjednoczył.

Reklama
Reklama

Misje Apollo i Artemis: Kiedy powrót człowieka na Księżyc? 

Misja Apollo 11, pierwsze w historii lądowanie człowieka na innym ciele niebieskim, było przełomem na tak wielu polach. Nie tylko technologicznym, nie tylko naukowym, także społecznym. Wydarzeniami na Tranquility Base, jak nazwano miejsce, w którym osiadł lądownik LM-5 „Eagle”, ekscytował się cały świat, w tym także Polska. PRL była zresztą jedynym krajem tzw. bloku wschodniego, w którym prowadzona była telewizyjna transmisja kluczowej fazy misji Apollo 11. Podziały polityczne na świecie nie zdołały wymazać powszechnego wówczas poczucia, że Armstrong, Aldrin, a także czuwający na księżycowej orbicie Collins, są reprezentantami całej ludzkości.

Czytaj więcej

„Błękitna kulka”. Najsłynniejsze zdjęcie kuli ziemskiej ma 50 lat. Jak powstało?

Euforia nie trwała jednak długo. Ledwie trzy lata później dokonało się coś, co trudno zrozumieć. Po sześciu udanych ekspedycjach (i jednej pechowej) Amerykanie zrezygnowali z dalszej eksploracji Księżyca. Misje załogowe spowszedniały amerykańskim podatnikom, wyniki oglądalności telewizyjnych transmisji spadły, a kraj znalazł się w kryzysie gospodarczym. Projekty badania Księżyca trzeba było zawiesić. Niewielu zakładało, że przerwa może potrwać aż 55 lat.

Tyle czasu upłynie między ostatnim jak dotąd lądowaniem człowieka na Księżycu a najbliższym, które zapowiedziano na 2027 rok. Data misji załogowej Artemis, zresztą przekładana, nie będzie więc okrągłą rocznicą lądowania człowieka na Księżycu. Można ją natomiast potraktować jako dowód, że nie zapomnieliśmy o marzeniu, które łączyło niezliczone pokolenia od tysięcy lat.

Reklama
Reklama

W 2025 roku okrągłych rocznic związanych z eksploracją kosmosu nie brakuje. 60 lat temu, w czerwcu 1965 roku, amerykański astronauta Ed White, uczestnik misji Gemini IV, stał się drugim człowiekiem w historii, który wykonał spacer w przestrzeni kosmicznej – o kilka miesięcy ubiegł go Aleksiej Leonow z ZSRR, który dokonał tego w marcu 1965 roku.

Czytaj więcej

„Bunt w kosmosie”. Czy 50 lat temu astronauci strajkowali na orbicie?

Z kolei 55 lat temu, w kwietniu 1970 roku, z Florydy w kierunku Księżyca poleciała załoga misji Apollo 13 – James Lovell, Fred Haise i John „Jack” Swigert. Triumfalna podróż śladami ekspedycji Apollo 11 i 12 po 55 godzinach, 54 minutach i 56 sekundach od startu z Kennedy Flight Center zmieniła się w dramatyczną walkę o życie astronautów uwięzionych w uszkodzonym module dowodzenia.

NASA i program Apollo: Nie ma miejsca na błąd

Jest jeszcze jedna ważna data. W 1965 roku, gdy amerykański program załogowych lotów na Księżyc był jeszcze na wstępnym etapie, miało miejsce wydarzenie, które zmieniło historię szwajcarskiego zegarmistrzostwa. Ledwie trzy lata wcześniej prezydent John F. Kennedy wygłosił słynne przemówienie „We choose to go the Moon”, które zapowiadało lądowanie ludzi na Księżycu.

Trzeba było dokonać niemożliwego, żeby prezydencka deklaracja mogła stać się rzeczywistością – w kilka lat należało opracować nowe technologie i urządzenia, przygotować odpowiednie procedury, przeszkolić astronautów i osoby odpowiedzialne za centrum kontroli lotów, a także dokonać masy obliczeń, dzięki którym lądowanie na Księżycu – a także powrót na Ziemię – stałyby się wykonalne i bezpieczne. Inżynierów, naukowców i astronautów czekała tytaniczna praca.

Reklama
Reklama
16 lipca 1969 roku: Oficjalne zdjęcie załogi misji Apollo 11: Od lewej – dowódca misji Neil Armstron

16 lipca 1969 roku: Oficjalne zdjęcie załogi misji Apollo 11: Od lewej – dowódca misji Neil Armstrong, stoi Michael Colliins, po prawej Edwin „Buzz” Aldrin.

Foto: NASA

Należało też zadbać o pomiar czasu. To, wbrew pozorom, nie było proste zadanie. Astronauci polegali na cyfrowych zegarach zainstalowanych w kokpicie, ale niezbędne było rozwiązanie zapasowe w postaci zegarków na nadgarstkach. Tylko jakich?

Deke Slayton, dyrektor operacyjny NASA, otrzymał od astronautów biorących udział w programie Mercury prośbę o zamówienie zegarków naręcznych, które można by wykorzystywać podczas operacji w przestrzeni kosmicznej. 

20 lipca 1969 roku: „Buzz” Aldrin obok amerykańskiej flagi na Księżycu.

20 lipca 1969 roku: „Buzz” Aldrin obok amerykańskiej flagi na Księżycu.

Foto: NASA

W 1964 roku Slayton rozesłał do czołowych szwajcarskich producentów prośbę o dostarczenie chronografów do testów. Na apel odpowiedziały cztery firmy, w tym Omega. Testy były niezbędne – każde urządzenie, które astronauci mieli zabrać w przestrzeń kosmiczną, musiało otrzymać stosowny certyfikat.

Zegarek jednej ze szwajcarskich marek trzeba było odrzucić na wstępie odrzucić – nie spełniał wymogów postawionych przez NASA. W testach wzięły więc udział trzy firmy – Rolex, Longines-Wittnauer oraz Omega.

Reklama
Reklama

Jak wyglądały testy zegarków dla astronautów? 

Co badano? W skrócie: niezawodność i niezniszczalność. Testy obejmowały poddawanie działaniu wysokich i niskich temperatur, a także pracę w próżni i w warunkach wysokiej wilgotności. Sprawdzano też odporność na korozję, wysokie i niskie ciśnienie, przeciążenia czy wstrząsy. Łącznie – 11 różnorodnych prób.

20 lipca 1969 roku: „Buzz” Aldrin sfotografowany przez Neila Armstronga w lądowniku księżycowym. Na

20 lipca 1969 roku: „Buzz” Aldrin sfotografowany przez Neila Armstronga w lądowniku księżycowym. Na nadgarstku zegarek Omega Speedmaster.

Foto: NASA

Zegarki maltretowano bez litości – przebywały w temperaturach od 90 stopni Celsjusza do -18 stopni Celsjusza, musiały wytrzymać wilgotność rzędu 95 procent w różnych zakresach temperatur, były poddawane działaniu czystego tlenu, by sprawdzić czy nie korodują, a także wstrząsom, wibracjom, hałasowi sięgającemu 300 dB oraz przeciążeniom sięgających 16G.

Speedmaster Moonwatch – współczesna wersja zegarka Omegi przygotowanego dla astronautów NASA.

Speedmaster Moonwatch – współczesna wersja zegarka Omegi przygotowanego dla astronautów NASA.

Foto: Materiały prasowe

Rygorystyczne testy pomyślnie przeszedł tylko jeden model – Omega Speedmaster ST 105.003. Zegarki pozostałych marek poległy na próbie wysokiej temperatury – w jednym z nich odkształciła się wskazówka, w drugim – szkiełko przykrywające tarczę.

Reklama
Reklama
„Pierwszy zegarek na Księżycu” – inskrypcja na deklu zegarka Omega Speedmaster Moonwatch.

„Pierwszy zegarek na Księżycu” – inskrypcja na deklu zegarka Omega Speedmaster Moonwatch.

Foto: Materiały prasowe

Chronograf Omegi, pierwotnie zresztą stworzony z myślą o wyścigach samochodowych, stał się nieodłącznym towarzyszem amerykańskich astronautów w historycznych misjach kosmicznych – od Gemini po Apollo. Widać go na wielu archiwalnych zdjęciach NASA – z nietypowym, bardzo długim paskiem na rzep, który umożliwiał zamocowanie zegarka na skafandrze. 

NASA: Od programu Gemini po Artemis

Co było dalej? W 1965 roku, w tym samym, w którym Omega Speedmaster ST 105.003 zdobył certyfikat NASA, na orbitę zabrali Speedmastery Virgil „Gus” Grissom i John Young, uczestnicy misji Gemini III. W czerwcu 1965 roku miał go na skafandrze Ed White podczas swojego historycznego spaceru kosmicznego. Nosili je także uczestnicy misji Apollo 8, którzy jako pierwsi ludzie w historii ujrzeli ciemną stronę Księżyca, oraz ich następcy, łącznie z załogą Apollo 11 i uczestnikami feralnej misji Apollo 13 – dzięki zegarkowi byli w stanie precyzyjnie wykonywać manewry w sytuacji, gdy sprzęt pokładowy trzeba było wyłączyć z powodu braku prądu.

Do dzisiaj Omega pozostaje wierna założeniom, które w latach 60. zapewniły modelowi Speedmaster sukces w testach NASA. Zegarki Omega Speedmaster Moonwatch z 2025 roku wciąż bardzo wiele łączy z modelem certyfikowanym przez NASA 60 lat temu, oznaczonym symbolem ST 105.003. Wizualnie to właściwie bliźniaki, różnice są minimalne.

Technologicznie – w aktualnym modelu Omega Speedmaster Moonwatch wiele rozwiązań ulepszono, dzięki temu zegarki precyzyjniej mierzą czas, mają większą rezerwę chodu oraz odporność na działanie pól magnetycznych. Najistotniejsze jednak jest to, że każdy model Omega Speedmaster Moonwatch opuszcza fabrykę w szwajcarskim Bienne z informacją, że to zegarek certyfikowany przez NASA w 1965 roku do udziału w misjach kosmicznych.

W drugiej połowie XX wieku sprawy przyspieszyły – to jeden z niewielu przykładów, gdy rywalizacja między mocarstwami przyniosła światu coś dobrego. Ukoronowanie tych starań przyszło w lipcu 1969 roku, gdy Neil Armstrong i Buzz Aldrin stanęli na Księżycu jako pierwsi ludzie w historii. Świat na chwilę oszalał – i się zjednoczył.

Misje Apollo i Artemis: Kiedy powrót człowieka na Księżyc? 

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Reklama
Zegarki
Certina DS Action Diver 40,5 MM: jak ryba w wodzie
Zegarki
Longines Spirit Zulu Time 1925: sto lat w podróży
Materiał promocyjny
Rado Captain Cook Over-Pole: w 24 godziny dookoła świata
Zegarki
Omega Railmaster: czas na profesjonalistów
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Zegarki
Certina DS-1 Big Date: dwa nowoczesne oblicza klasyki
Reklama
Reklama