Jurgów to wioska niezwykła. Na końcu Polski. Dalej jest już Słowacja. Albo na odwrót. Nikt już nie wie. Bo wieś kilka razy zmieniała przynależność państwową. Do dziś mówi się tu w dwóch językach. Nie, w trzech: polskim, słowackim i spiskim. W końcu to Spisz. Nie Podhale, choć blisko stąd do Bukowiny Tatrzańskiej czy Zakopanego. Spisz.
Jeszcze 20 lat temu, gdy bracia Golcowie podbijali Polskę piosenką „Ściernisko” Jurgów takim ścierniskiem był. Ale dziś to już nie ściernisko lecz San Francisco. Kilka lat temu mieszkańcy wsi uwierzyli w siebie. Ponad 200 właścicieli działek położonych na zboczach granicznej góry – Górków Wierch – dogadało się ze sobą i zawiązało spółkę. W ciągu zaledwie czterech lat powstała stacja narciarska. Dzięki niej zyskała cała wieś – niemal wszyscy mieszkańcy czerpią dochody z turystyki. Nawet ci, którzy nie mają udziałów w narciarskiej spółce.
– Staliśmy się wzorem dla innych – cieszy się Józef Milan Modła, pół Polak, pół Słowak. W przeszłości wójt gminy Bukowina Tatrzańska (przynależy do niej Jurgów), który rzucił posadę urzędniczą i poszedł w narciarstwo. – Podobne do naszego przedsięwzięcia zaczęły powstawać także w innych miejscowościach. Choć trzeba przyznać, że i my na początku z zazdrością patrzyliśmy na pobliską Białkę, która rozwija się, że hej – mówi.
Jurgowska stacja narciarska nie powstałaby gdyby nie dogadali się wszyscy mieszkańcy wsi
Jurgowianom brakowało jednak odwagi. Wszystko zmieniło się w 2002 roku. Przyszedł halny i ogołocił z drzew Górków Wierch. Nagle górale dostrzegli na jego zboczach narciarskie trasy. Kilku zapaleńców – wśród nich m.in. ówczesny sołtys Andrzej Pawlak – ruszyło namawiać sąsiadów do wspólnego działania. Inaczej się w Jurgowie nie da. Wszystko musi być razem. Górków Wierch jest bowiem górą wspólną. – Jest tu ponad 400 działek i ponad 200 właścicieli – tłumaczy Modła. – Gdyby jeden nie zgodził się na budowę, nic z tego by nie wyszło.