Reklama
Rozwiń

Grażyna Kulczyk: Zależało mi, żeby świat poznał Jadwigę Maziarską

Nigdy nie idę na łatwiznę. Nie lubiłabym siebie, gdybym wybierała proste rozwiązania – mówi Grażyna Kulczyk, fundatorka muzeum Susch w Szwajcarii, w którym ruszyła wielka wystawa prac Jadwigi Maziarskiej, jednej z najważniejszych i wciąż zbyt mało znanych artystek polskiej awangardy drugiej połowy XX wieku.

Publikacja: 27.06.2025 14:02

Dzisiaj czuję się mocno osadzona w Szwajcarii. Nabrałam przekonania, że jestem w stanie przenosić gó

Dzisiaj czuję się mocno osadzona w Szwajcarii. Nabrałam przekonania, że jestem w stanie przenosić góry, więc mogę jeszcze zrobić coś w Polsce – mówi Grażyna Kulczyk.

Foto: Adam Pluciński

Żadna z artystek pokazywanych przeze mnie nie jest oczywistym wyborem, ale taka jest misja muzeum – mówi Grażyna Kulczyk, fundatorka Muzeum Susch w Szwajcarii, w którym właśnie ruszyła wystawa „Jadwiga Maziarska: Assembly”.  Ponad sto prac zgromadzonych w muzeum stworzonym przez Grażynę Kulczyk pozwala poznać dorobek kobiety, która współtworzyła powojenną krakowską awangardę. – Twórczość artystek, których prace prezentujemy w muzeum, zaczyna „żyć swoim życiem”, a poważne instytucje kupują ich dzieła do swoich zbiorów – mówi Grażyna Kulczyk. Czy tak stanie też z Jadwigą Maziarską?

Jakie emocje budzi w pani wystawa Jadwigi Maziarskiej w Muzeum Susch? 

Bardzo chciałam ją zorganizować, bo uważam, że Maziarska należy do panteonu polskich artystek XX wieku, obok Magdaleny Abakanowicz, Aliny Szapocznikow, Erny Rosenstein czy Marii Pinińską Bereś. Te artystki są dziś doceniane, miały wystawy w cenionych muzeach na świecie. Jadwiga Maziarska – jeszcze nie. Pomyślałam, że czas na nią. O kolejnych projektach często myślę przez pryzmat mojej kolekcji sztuki. Nie dlatego, że chcę koniecznie pokazać tę czy inną pracę. Moja kolekcja wciąż mnie inspiruje, patrzę, co w niej jest i zastanawiam się, dlaczego kupiłam tę czy inną pracę. Na nowo zapoznaję się z daną autorką, patrząc na jej dorobek inaczej niż gdy kupowałam dane dzieło, bo miałam wówczas mniejsze doświadczenie niż obecnie. Mam kilka prac Maziarskiej. Na pewien czas „utonęły” one wśród dzieł innych artystek, ale ponownie zrozumiałam, że to ważna i ciekawa postać.

Spojrzałem na listę podziękowań, zdaje się nie mieć końca. Z pewnością da się zorganizować dużo łatwiejsze wystawy, ale jest to też swego rodzaju deklaracja woli.

Nigdy nie idę na łatwiznę. Nie lubiłabym siebie, gdybym wybierała proste rozwiązania. Proszę jednak pamiętać, że sama nie zorganizowałabym tej wystawy. Ogromne zasługi ma między innymi Marika Kuźmicz, kuratorka muzeum. To wyjątkowa osoba, która wkłada w swoją pracę mnóstwo energii i zaangażowania. Cieszę się, że mam takich ludzi wokół siebie. Od zawsze pracuję z małymi zespołami. To oddane osoby, wiem, że mogę na nie liczyć. Nad wystawą Jadwigi Maziarskiej pracowaliśmy dzień i noc, szczególnie Marika. Przygotowania zaczęliśmy dopiero w styczniu tego roku, pierwotnie ten projekt był poza programem Muzeum Susch.

Czytaj więcej

Jadwiga Maziarska: Assembly. Wystawa polskiej artystki w Muzeum Susch

Mało czasu. Dlaczego wcisnęła pani pedał gazu?

Przypomniałam sobie, że mamy tysiąclecie koronacji mojego ulubieńca, Bolesława Chrobrego, a tego w 2025 roku Polska przewodniczy pracom Unii Europejskiej. Jestem zdeklarowaną patriotką, która działa, a nie zajmuje się wygłaszaniem patriotycznych mów. Zapowiedziałam, że zrobię wystawę polskiej artystki poza programem muzeum, bo zależało mi, żeby świat poznał Jadwigę Maziarską. Liczyłam, że któraś z polskich instytucji „podepnie się” pod tę inicjatywę. Nie dlatego, że potrzebowałam dofinansowania, nigdy na to nie liczyłam. Zależało mi natomiast na tym, by dzięki temu wsparciu o Jadwidze Maziarskiej zrobiło się jeszcze głośniej na świecie. Okazało się jednak, że zostałam w tej sytuacji sama. Mimo to do Susch i tak przyjedzie bardzo wiele osób. Zwykle nasze półroczne wystawy są odwiedzane przez pięć, sześć tysięcy gości. To naprawdę dużo. Bywają dni, gdy w muzeum pojawia się 150 osób, a mówimy o miasteczku, które liczy zaledwie 200 mieszkańców. 

Wystawa Jadwigi Maziarskiej w Muzeum Susch potrwa do 2 listopada 2025

Wystawa Jadwigi Maziarskiej w Muzeum Susch potrwa do 2 listopada 2025

Foto: Federico Sette, Muzeum Susch/Art Stations Foundation

Muzeum Susch skończyło 6 lat. Jak widzi pani dzisiaj jego rolę i pozycję w europejskim świecie sztuki? 

Żadna z artystek pokazywanych przeze mnie nie jest oczywistym wyborem, ale taka jest misja muzeum. Ogromną radością dla mnie jest fakt, że osoby, których prace prezentujemy, zaczynają „żyć swoim życiem”, a poważne instytucje kupują ich prace do swoich zbiorów. Tak było w przypadku Heidi Bucher, która w zasadzie rozpoczęła nowe życie właśnie w Muzeum Susch. To mnie cieszy, bo oznacza, że miejsce, które stworzyłam, zyskało odpowiednią rangę i pełni funkcję, na której mi zależało – promuje artystki i przekonuje świat, że są ważne.

Na wystawie Jadwiga Maziarska: Assembly znalazły się też kolaże.

Na wystawie Jadwiga Maziarska: Assembly znalazły się też kolaże.

Foto: Federico Sette, Muzeum Susch/Art Stations Foundation

Muzeum, które tak jednoznacznie promuje sztukę kobiet w takim kraju jak Szwajcaria to swego rodzaju deklaracja – nie tylko artystyczna, ale też do pewnego stopnia społeczna. Taki był plan od początku? 

Nie. Gdy rodziła się filozofia Muzeum Susch, nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego, jak funkcjonuje szwajcarskie społeczeństwo. Byłam tu nowa, więc filozofia muzeum nie była tworzona pod tym kątem. Dzisiaj to miejsce pełni w pewnym sensie rolę polityczno-społeczną, ale narodziła się niejako przy okazji. Myślę jednak, że dobrze się stało. To wciąż bardzo konserwatywny kraj, kobiety zyskały tu prawa wyborcze dopiero na początku lat 70., a w kantonie Appenzell Innerrhoden nawet później.

Pamiętam pokolenie mojej babci oraz mamy. Kobiety w Polsce pracowały zawodowo, bo były do tego niejako przymuszone przez sytuację, a z drugiej strony uważały to za rzecz normalną. W Szwajcarii jest inaczej. 

Tutaj kobiety, szczególnie te starsze, nie są przyzwyczajone do pracy zawodowej. Z kolei na młodsze nakładane są pewne ograniczenia. Ustawodawca niejako wymusza na nich, żeby zajmowały się dziećmi – do tego stopnia, że codziennie muszą odbierać je ze szkoły i zabierać na przerwę obiadową do domu. Mnie ta sytuacja też dotyczy: muszę zwalniać matki w ciągu dnia, żeby mogły podać dzieciom obiad. Dla nas brzmi to nieco staroświecko, ale tak wygląda tu rzeczywistość.

Praca Moniki Sosnowskiej, Stairs, 2016 – 2017.

Praca Moniki Sosnowskiej, Stairs, 2016 – 2017.

Foto: Art Stations Foundation CH / Muzeum Susch

To muzeum mogło powstać w wielu innych miejscach na świecie, bardziej dostępnych, bardziej znanych, mocniej związanych ze światem wielkiej sztuki. A jednak jesteśmy tu, w sercu Alp. Dlaczego?

Muzeum mogłoby rzeczywiście powstać w wielu innych lokalizacjach – bardziej dostępnych, silniej osadzonych w globalnym obiegu sztuki współczesnej. Jednak decyzja o jego ulokowaniu właśnie w Susch była efektem zarówno osobistego procesu, jak i wielu okoliczności, które złożyły się na ten wybór w sposób organiczny i konsekwentny. Od początku mojej działalności jako aktywistki i mecenaski kultury towarzyszyła mi idea efektywnego dzielenia się sztuką z publicznością – nie jako gestu prestiżowego, ale jako wyrazu głębokiego przekonania, że sztuka powinna być dostępna dla szerokiego grona odbiorców. Już w czasach funkcjonowania Starego Browaru w Poznaniu organizowałam wydarzenia artystyczne, niejednokrotnie o międzynarodowym zasięgu, które – choć osadzone w przestrzeni komercyjnej – służyły przede wszystkim idei otwartości i dialogu ze sztuką.

Marzenie o muzeum towarzyszyło mi od dawna i próbowałam je zrealizować w Polsce – zarówno w Poznaniu, jak i w Warszawie.

Kiedy zaczęłam mieszkać w Szwajcarii, nie porzuciłam tej idei; wręcz przeciwnie, pierwsze działania w Susch traktowałam jako etap przejściowy, uzupełniający to, co – jak sądziłam – w przyszłości będzie mogło zaistnieć w Polsce. Zakup pierwszego budynku w Susch nie był więc początkiem gotowej koncepcji, ale raczej kolejnym krokiem w procesie, który z czasem zyskał swoją logikę i ciężar decyzyjny. Z biegiem lat więzi z tym miejscem zaczęły się zacieśniać – zarówno na poziomie emocjonalnym, jak i praktycznym. Gdy okazało się, że stworzenie instytucji muzealnej w Polsce nie będzie możliwe, projekt w Susch zyskał pełną autonomię. Wybór tej lokalizacji – choć na pierwszy rzut oka może wydawać się zaskakujący – jest dziś w pełni uzasadniony: to miejsce oferuje nie tylko wyjątkową przestrzeń fizyczną i krajobrazową, ale także symboliczny dystans wobec głównych centrów sztuki, który sprzyja refleksji, kontemplacji i głębszemu przeżywaniu sztuki.

Muzeum Susch tworzą zabytkowe budynki dawnego klasztoru, browaru i hospicjum.

Muzeum Susch tworzą zabytkowe budynki dawnego klasztoru, browaru i hospicjum.

Foto: Muzeum Susch, Art Stations Foundation CH. Foto: Andrea Badrutt

Jak udało się zbudować relację z mieszkańcami Susch? Czym jest dla nich to muzeum?

Nie wkroczyłam do tego miasteczka jako osoba z pieniędzmi, która może zrobić wszystko, na co ma ochotę. Nie mam takiej natury. To był płynny proces, którego początkiem była moja prośba, by miejscowa społeczność przyjęła mnie do siebie. Pomyślałam: wy mieszkacie tu od zawsze, a ja jestem nowa. Wysłuchajcie, co mam do powiedzenia. Będę szczęśliwa, jeśli mnie zaakceptujecie. Udało się. Mieszkańcy Susch jako pierwsi odwiedzili muzeum w przeddzień jego oficjalnego otwarcia. Myślę, że dzięki temu poczuli, że zostało ono stworzone także dla nich. Do dzisiaj to się nie zmieniło – miejscowi przychodzą do nas i chwalą się tym muzeum. Gdy zaczynaliśmy pracę, nie było to wcale oczywiste. Miałam świadomość, że mogę zostać odebrana jako osoba, która chce zburzyć spokój tego miasteczka.

Co pani czuła, gdy po raz pierwszy ujrzała pani Muzeum Susch w finalnej formie? Jak wyglądała konfrontacja wyobraźni z rzeczywistością?

Nie należę do inwestorów, którzy podpisują umowę, zlecają prace, a następnie przyjeżdżają, żeby jedynie przeciąć wstęgę. Uczestniczę we wszystkich etapach prac i jestem na placu budowy prawie codziennie. Podobnie było w Susch. Uczestniczyłam w pracach tworzenia tego muzeum, więc znałam każdy fragment obiektu. Kiedy prace były ukończone, weszłam do pustych przestrzeni i pomyślałam: jest tu fajnie i klimatycznie. Co wyjdzie ze zderzenia architektury i sztuki? To siły, które mogą być skierowane w przeciwnych kierunkach i takie miałam wtedy wrażenie. Dlatego sztukę wprowadzam tu z wielką pieczołowitością i małymi krokami.

Mirosław Bałka, NARCISSUSSUSCH, 2018.

Mirosław Bałka, NARCISSUSSUSCH, 2018.

Foto: Studio Stefano Graziani & Art Stations Foundation CH / Muzeum Susch

Zastrzega pani: proszę nie mówić, że Susch to polskie muzeum. Dlaczego?

To miejsce zostało stworzone przez Polkę, ale moim celem nie było pokazywanie sztuki wyłącznie polskiej. Chciałam ją miksować, bo dopiero wtedy można dostrzec, że ta czy inna artystka była fantastyczna bez względu na bariery polityczne, „żelazną kurtynę” czy ograniczone możliwości komunikacji lub podróżowania. Nigdy nie zamierzałam pokazywać jedynie prac polskich artystek. Od początku zależało mi, by powstała mieszanka, która wywoła refleksję, że sztuka może być ciekawa i piękna bez względu na to, skąd pochodzi dana autorka. 

Mówimy dużo o Szwajcarii. Gdzie w świecie Grażyny Kulczyk leży Polska?

Dzisiaj czuję się mocno osadzona w Szwajcarii, mam przekonanie, że muzeum dobrze funkcjonuje i żyje własnym życiem. Oczywiście, wciąż wymaga ono dużo pracy, ale w ostatnim czasie nabrałam przekonania, że jestem w stanie przenosić góry, więc mogę jeszcze zrobić coś w Polsce. Wróciłam do propozycji  stworzenia muzeum, jednak reakcja władz Warszawy była tak zniechęcająca, że stwierdziłam: dość. W pewnym sensie następstwem tej sytuacji był zakup przeze mnie kolejnego budynku w Susch, tam trafi moja prywatna kolekcja sztuki. W ten sposób chcę zamknąć pewien rozdział mojego życia związanego ze sztuką.

Bardzo tęsknię za Polską i chciałabym jeszcze coś dla niej zrobić, dlatego wróciłam do tematu budowy muzeum. Rozmowy nie przyniosły jednak efektu, choć miałam konkretny pomysł i przekonanie, że doprowadziłabym ten projekt do końca. Tylko ile razy można próbować? Mówi się: do trzech razy sztuka, tymczasem kolejna próba okazała się nieudana.

Projekt o nazwie Muzeum Susch jest właściwie skończony. Jakie będzie pani następne wyzwanie?

Nie wiem, czy pan wie, ile mam lat.

Nie wypada pytać kobiety o takie rzeczy. A poza tym – wiek to dzisiaj coraz częściej jedynie liczba.

Tak się często wydaje, ale przychodzi moment, w którym człowiek mówi sobie: „Może trzeba wreszcie odpocząć”.

Żadna z artystek pokazywanych przeze mnie nie jest oczywistym wyborem, ale taka jest misja muzeum – mówi Grażyna Kulczyk, fundatorka Muzeum Susch w Szwajcarii, w którym właśnie ruszyła wystawa „Jadwiga Maziarska: Assembly”.  Ponad sto prac zgromadzonych w muzeum stworzonym przez Grażynę Kulczyk pozwala poznać dorobek kobiety, która współtworzyła powojenną krakowską awangardę. – Twórczość artystek, których prace prezentujemy w muzeum, zaczyna „żyć swoim życiem”, a poważne instytucje kupują ich dzieła do swoich zbiorów – mówi Grażyna Kulczyk. Czy tak stanie też z Jadwigą Maziarską?

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Sukces Story
Twórca Revoluta wchodzi w nową branżę. Imperium biznesowe się powiększa
Sukces Story
Tomek Rygalik: Łatwo krytykować plastik. Co dobrego mogę zrobić z tego tworzywa?
Sukces Story
Stworzyła firmę, która wysyła Polaków na wakacje marzeń. „Nikt w to nie wierzył”
Sukces Story
Polacy stworzyli największy festiwal kulinarny na świecie. „Próbujemy ryzykować”
Sukces Story
Stworzyła od podstaw znaną polską markę biżuterii. „Rynek zalany jest tandetą”