Żadna z artystek pokazywanych przeze mnie nie jest oczywistym wyborem, ale taka jest misja muzeum – mówi Grażyna Kulczyk, fundatorka Muzeum Susch w Szwajcarii, w którym właśnie ruszyła wystawa „Jadwiga Maziarska: Assembly”. Ponad sto prac zgromadzonych w muzeum stworzonym przez Grażynę Kulczyk pozwala poznać dorobek kobiety, która współtworzyła powojenną krakowską awangardę. – Twórczość artystek, których prace prezentujemy w muzeum, zaczyna „żyć swoim życiem”, a poważne instytucje kupują ich dzieła do swoich zbiorów – mówi Grażyna Kulczyk. Czy tak stanie też z Jadwigą Maziarską?
Jakie emocje budzi w pani wystawa Jadwigi Maziarskiej w Muzeum Susch?
Bardzo chciałam ją zorganizować, bo uważam, że Maziarska należy do panteonu polskich artystek XX wieku, obok Magdaleny Abakanowicz, Aliny Szapocznikow, Erny Rosenstein czy Marii Pinińską Bereś. Te artystki są dziś doceniane, miały wystawy w cenionych muzeach na świecie. Jadwiga Maziarska – jeszcze nie. Pomyślałam, że czas na nią. O kolejnych projektach często myślę przez pryzmat mojej kolekcji sztuki. Nie dlatego, że chcę koniecznie pokazać tę czy inną pracę. Moja kolekcja wciąż mnie inspiruje, patrzę, co w niej jest i zastanawiam się, dlaczego kupiłam tę czy inną pracę. Na nowo zapoznaję się z daną autorką, patrząc na jej dorobek inaczej niż gdy kupowałam dane dzieło, bo miałam wówczas mniejsze doświadczenie niż obecnie. Mam kilka prac Maziarskiej. Na pewien czas „utonęły” one wśród dzieł innych artystek, ale ponownie zrozumiałam, że to ważna i ciekawa postać.
Spojrzałem na listę podziękowań, zdaje się nie mieć końca. Z pewnością da się zorganizować dużo łatwiejsze wystawy, ale jest to też swego rodzaju deklaracja woli.
Nigdy nie idę na łatwiznę. Nie lubiłabym siebie, gdybym wybierała proste rozwiązania. Proszę jednak pamiętać, że sama nie zorganizowałabym tej wystawy. Ogromne zasługi ma między innymi Marika Kuźmicz, kuratorka muzeum. To wyjątkowa osoba, która wkłada w swoją pracę mnóstwo energii i zaangażowania. Cieszę się, że mam takich ludzi wokół siebie. Od zawsze pracuję z małymi zespołami. To oddane osoby, wiem, że mogę na nie liczyć. Nad wystawą Jadwigi Maziarskiej pracowaliśmy dzień i noc, szczególnie Marika. Przygotowania zaczęliśmy dopiero w styczniu tego roku, pierwotnie ten projekt był poza programem Muzeum Susch.
Czytaj więcej
Ponad sto prac jednej z najciekawszych polskich artystek drugiej połowy XX wieku – wystawa Jadwig...
Mało czasu. Dlaczego wcisnęła pani pedał gazu?
Przypomniałam sobie, że mamy tysiąclecie koronacji mojego ulubieńca, Bolesława Chrobrego, a tego w 2025 roku Polska przewodniczy pracom Unii Europejskiej. Jestem zdeklarowaną patriotką, która działa, a nie zajmuje się wygłaszaniem patriotycznych mów. Zapowiedziałam, że zrobię wystawę polskiej artystki poza programem muzeum, bo zależało mi, żeby świat poznał Jadwigę Maziarską. Liczyłam, że któraś z polskich instytucji „podepnie się” pod tę inicjatywę. Nie dlatego, że potrzebowałam dofinansowania, nigdy na to nie liczyłam. Zależało mi natomiast na tym, by dzięki temu wsparciu o Jadwidze Maziarskiej zrobiło się jeszcze głośniej na świecie. Okazało się jednak, że zostałam w tej sytuacji sama. Mimo to do Susch i tak przyjedzie bardzo wiele osób. Zwykle nasze półroczne wystawy są odwiedzane przez pięć, sześć tysięcy gości. To naprawdę dużo. Bywają dni, gdy w muzeum pojawia się 150 osób, a mówimy o miasteczku, które liczy zaledwie 200 mieszkańców.