Reklama
Rozwiń

Natalia Bukowiecka: Żyję chwilą, nie planuję tego, co wydarzy się za 4 czy 8 lat

Wychodzę na bieżnię szczęśliwa. Zawsze jestem wdzięczna za to, że mogę być na stadionie i startować – mówi czołowa polska biegaczka na 400 metrów i gwiazda polskiej reprezentacji lekkoatletycznej.

Publikacja: 04.07.2025 02:49

Wciąż postrzegam siebie jako zwyczajną dziewczynę, dlatego na co dzień nie zastanawiam się nad swoim

Wciąż postrzegam siebie jako zwyczajną dziewczynę, dlatego na co dzień nie zastanawiam się nad swoimi osiągnięciami. Kocham to, co robię, a bieganie sprawia mi dużą przyjemność – mówi Natalia Bukowiecka.

Foto: Łukasz Szeląg PAP

W tym roku jak dotąd zdobyła drużynowe mistrzostwo Europy w sztafecie mieszanej. Ubiegły był dla niej jeszcze bardziej udany – medal na igrzyskach w Paryżu, a do tego pobicie historycznego rekordu Ireny Szewińskiej na 400 metrów. Lubię to, co robię. Staram się czerpać przyjemność z biegania, dlatego każdy start jest dla mnie źródłem radości. Wychodzę na bieżnię szczęśliwa. Zawsze jestem wdzięczna za to, że mogę być na stadionie i startować – mówi Natalia Bukowiecka, polska gwiazda lekkoatletyki.

Stade de France w Paryżu mieści 77 tysięcy ludzi. Takiej widowni w Polsce nie ma nikt, nawet Dawid Podsiadło.

Natalia Bukowiecka: Rzeczywiście – na igrzyskach w Paryżu czuliśmy na bieżni, że trybuny są pełne. Przed swoimi startami oglądałam bieg sztafetowy z trybun, więc mogłam się przekonać, jak to wygląda z drugiej strony.

Jak wrażenia?

Niesamowite, aczkolwiek gdy wychodziłam na swoje biegi, starałam się nie myśleć o ludziach na trybunach. Nie zastanawiałam się nad tym, ilu jest kibiców. Takie myślenie może stresować, a niektórych – nawet sparaliżować. 

Ciebie paraliżuje? 

Lubię startować, gdy na trybunach jest dużo ludzi. Doping pomaga sportowcom, dlatego mniej przyjemnie mi się biega, gdy stadion świeci pustkami. Przed startem w Paryżu starałam się jednak nie myśleć o tym, co dzieje się na trybunach. Pomogło mi doświadczenie, bo startowałam już na dużych imprezach. Igrzyska w Paryżu były jednak specyficzne – po pierwsze dużo biegania, po drugie – mnóstwo ludzi.

Poprzednie igrzyska, w Tokio, miały zupełnie inny klimat. Pusty stadion w erze pandemii był trudnym doświadczeniem?

To były moje pierwsze igrzyska, więc przyznaję, że w Tokio czułam stres. W Paryżu byłam w innej roli, miałam na koncie złoty medal olimpijski w sztafecie. To zdejmowało ze mnie część presji.

Co czujesz, wychodząc na bieżnię w biegach o najwyższą stawkę?

Z każdym kolejnym biegiem jest mi łatwiej, bo doświadczenie procentuje. Wiem, jak biegam, startowałam na dużych zawodach, więc nie jest to dla mnie nic nowego. Wypracowałam sobie pewne schematy, które mi pomagają. Oczywiście – stres pojawia się zawsze, nigdy nie powiem, że wychodzę i jest mi obojętne, co dzieje się dookoła. Tyle że w moim przypadku stres działa motywująco, pomaga mi osiągać coraz lepsze wyniki. Znalazłam sposób, który mi pomaga, więc tego się trzymam. Jeżeli coś działa, to nie warto tego zmieniać. 

Zdradź, co to za sposób?

Po prostu lubię to, co robię. Staram się czerpać przyjemność z biegania, dlatego każdy start jest dla mnie źródłem radości. Wychodzę na bieżnię szczęśliwa. Zawsze jestem wdzięczna za to, że mogę być na stadionie i startować.

W ubiegłym roku pobiłaś rekord Polski w biegu na 400 metrów ustanowiony w 1976 roku przez Irenę Szewińską. W ten sposób dobiegła końca pewna era. Czy to zarazem początek ery Natalii Kaczmarek?

Nie zastanawiam się nad tym. Czasem wydaje mi się wręcz, że nie doceniam tego, co osiągnęłam w sporcie. Gdybym chodziło o kogoś innego, kto staruje na najważniejszych imprezach na świecie, zdobywa medale, bije rekord kraju, to powiedziałabym, że ma fantastyczne wyniki. O sobie nie myślę w ten sposób. Być może docenię swoje osiągnięcia dopiero po zakończeniu kariery, gdy będzie czas na podsumowania. Na razie wszystko wokół mnie dzieje się tak szybko, że brakuje czasu na refleksję i spojrzenie wstecz. 

48 lat… Ten nowy rekord Polski był bardzo wyczekiwany. 

To prawda, ale przez to, co działo się w tym sezonie, a działo się bardzo dużo, trochę o nim zapomniałam. Tak naprawdę, jadąc na tegoroczne mistrzostwa Europy w Rzymie, na którym pobiłam rekord Polski, w ogóle nie liczyłam na takie osiągnięcie. Zdawałam sobie oczywiście sprawę, że jestem dobrze przygotowana, ale też wiedziałam, że optymalna forma ma przyjść dopiero na igrzyska w Paryżu. Na mistrzostwach Europy chciałam jedynie zdobyć medal. Rekord Polski był ogromnym zaskoczeniem, ale nie miałam czasu, by się cieszyć tym sukcesem. Pobicie rekordu Polski w finale igrzysk w Paryżu, byłoby pięknym uwieńczeniem występu, a tak szybko zapomniałam o tym wydarzeniu. 

Surowo się oceniasz.

Wciąż postrzegam siebie jako zwyczajną dziewczynę, dlatego na co dzień nie zastanawiam się nad swoimi osiągnięciami. Kocham to, co robię, a bieganie sprawia mi dużą przyjemność. To też moja praca, dlatego chcę osiągnąć jak najwięcej. Regularnie biorę udział w zawodach, żyję od treningu do treningu. Zawsze walczę o zwycięstwo, bo cały czas odczuwam niedosyt. Chcę poprawiać swoje wyniki, ale wiem też, że gdybym dzisiaj postanowiła zakończyć karierę, czułabym się spełniona.

Masz notes, w którym zapisujesz swoje cele. Jakie zapisałaś na początku roku?

Były bardzo bliskie temu, co udało się potem wywalczyć.

Były lepsze czy gorsze od wyników na bieżni? 

Gorsze, bo zawsze patrzę na rzeczywistość zdroworozsądkowo. Nie chodzi o to, że mam obawy o swoją formę. Staram się po prostu wyznaczać sobie cele, które są możliwe do osiągnięcia. 

Czego nie wpisałaś do notesu? 

Na przykład rekordu świata, bo wiem, że obecnie jest poza moim zasięgiem, nawet jeśli to moje marzenie. Wpisałam za to medal na mistrzostwach Europy, rekord Polski oraz miejsca 1-5 na igrzyskach. Ostatecznie wyszło więc lepiej niż planowałam.

Czym dla ciebie jest bieganie? 

Lubię to, co robię. Dla niektórych to może brzmieć dziwnie, bo treningi 400- metrowców są mordercze, ale nie przeszkadza mi to. Oczywiście, czasami zdarzy się dzień, gdy mam dość, ale czerpię wielką satysfakcję z biegania. Nawet po najcięższym treningu mam satysfakcję z dobrze wykonanej roboty i chcę to robić dalej. Przyjemność sprawia mi nawet to, że mogę być na bieżni. Gdy czuję, że jestem w dobrej formie to wręcz płynę po bieżni i jest to niesamowite uczucie.

Pamiętasz moment, gdy poczułaś, że sprinty to sport dla ciebie?

Bieganie zawsze bardzo mi się podobało, ale na pewno w ogóle nie myślałam o nich, jako sposobie na życie. Trenowałam dla przyjemności, nie myślałam o tym, że można na tym zarabiać. Chyba nikt w ten sposób nie myśli, gdy ma kilka czy kilkanaście lat. Może dzisiaj młodsi zawodnicy i zawodnicy są bardziej profesjonalni, ale gdy ja zaczynałam, powszechne było trochę inne podejście. W pewnym momencie zrozumiałam, że jestem dobra, to dało mi poczucie, że jestem w dobrym miejscu. Myślę, że po raz pierwszy na poważnie pomyślałam o bieganiu po pierwszym sukcesie indywidualnym na młodzieżowych mistrzostwach Europy w 2019 roku, gdzie zdobyłam złoto. Zrozumiałam, że jestem najlepsza w Europie, więc chyba nadaję się do tego sportu i to może być mój sposób na życie. 

Jak tłumaczysz sobie gorsze starty?

Porażki zdarzają się każdemu. Staram się nie załamywać, tylko przekuwać niepowodzenia w motywację, dzięki temu będę gotowa do walki w kolejnych zawodach. Próbuję te sytuacje przepracować i wykorzystać w taki sposób, żeby być lepszą zawodniczką. 

Pracujesz nad tym sama?

Jestem w sporcie na tyle długo, że na wiele rzeczy jestem przygotowana. Pomaga mi psycholog, ale sama też sobie radzę. Wiele już przeżyłam, więc mam swoje sposoby, wiem jak sobie radzić, ale kiedy czuję, że problem mnie przerasta lub gdy potrzebuję rozmowy, mam się do kogo zwrócić i chętnie z korzystam z tego wsparcia. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem dobrze przygotowana mentalnie.

Andrzej Badeński, medalista mistrzostw Europy w biegu na 400 metrów przez płotki, powtarzał: jeżeli chcesz biegać 400 metrów w dobrym tempie, musisz być przygotowany na ból. W którym momencie zrozumiałaś, że sprinty to ciężka praca?

Od początku dobrze znosiłam ciężkie treningi – i psychicznie, i fizycznie. Byłam przygotowana na duży wysiłek. Więcej – lubiłam to. Wiadomo, że czasami jest ciężko. Niekiedy, po wyjątkowo wyczerpujących treningach, chcę rzucić bieganie, ale to są jedynie momenty, efekt treningu, który szybko mija. Wydaje mi się, że od zawsze byłam przygotowana na to, co mnie czeka i nie bałam się ciężkiej pracy.

Trening fizyczny sportowców możemy nieustannie obserwować. O treningu mentalnym nie wiemy właściwie nic. 

Sfera mentalna bywa ważniejsza niż fizyczna. Często zdarza się, że ktoś jest dobrze przygotowany fizycznie, ale o wyniku decyduje przygotowanie mentalne. Część zawodników i zawodniczek ma cechy, które ułatwiają im bycie sportowcem, są zdeterminowani i odporni na stres. Rodzą się z tym, być może dlatego są wielkimi sportowcami. Można też pracować nad tym, by radzić sobie ze stresem. Kiedyś wychodziłoi mi to dużo gorzej niż obecnie, dlatego spędziłam sporo czasu na zajęciach z psychologiem. Dzięki temu dzisiaj coraz rzadziej potrzebuję pomocy. Wyćwiczyłam schematy, które pomagają mi się skoncentrować na starcie. Mój trening mentalny polega też na tym, żeby wyciszać się poza treningami. Mamy dużo bodźców zewnętrznych poza sportem, jesteśmy obecni medialnie, cały czas przebywamy w grupie. Jadąc na duże zawody, łatwo się przebodźcować, dlatego skupiam na tym, żeby się wyciszać. To daje mi potem energię na bieżni, nie tylko fizyczną, ale i psychiczną. Korzystam też z treningu wyobrażeniowego, przed zawodami wizualizuję sobie, jak ma wyglądać start. To pomaga mi w przygotowaniach. Każdy sportowiec musi znaleźć metodę, która będzie odpowiednia dla niego, ale współpracę z psychologiem dobrze jest zacząć już na początku kariery. On naprowadzi nas na to, co jest nam potrzebne, bo czasem sami nie jesteśmy tego świadomi.

Pokutuje opinia, że wśród sprinterów nie ma przyjaźni, bo rywalizacja bierze górę. Prawda czy fałsz? 

To zależy od człowieka. Trzeba umieć rozgraniczyć rywalizację na bieżni i życie poza stadionem. U nas jest trochę inaczej, bo biegamy też w sztafecie, więc często mamy wspólny cel. Wiadomo, że trzeba się też dostać do sztafety, więc pojawia się element rywalizacji. Ostatecznie jednak walczymy razem i wspólnie zdobywamy medale, potem jest wspólna radość albo wspólny smutek, bo takie chwile też się zdarzają. To oczywiste, że w sporcie chodzi o rywalizację, ale poza bieżnią kibicujemy sobie nawzajem i chcemy dla siebie dobrze. Zdarzają się nawet przyjaźnie. Jeśli ktoś ma zdrowy stosunek do rywalizacji, to wszystko jest w porządku.

Co bardziej lubisz – starty indywidualne czy sztafetę?

Bardzo lubię sztafetę, bo to emocje trochę innego rodzaju. Wychodzimy na bieżnię w drużynie i łączą nas te same emocje. Sztafeta jest zarazem bardziej stresująca. W biegach indywidualnych walczę tylko tylko dla siebie. Jeśli coś mi nie wyjdzie, mogę być smutna czy rozczarowana, ale nie mam poczucia, że inni na tym tracą. W sztafecie odpowiedzialność jest większa. Oczywiście, każdemu zdarzają słabsze biegi w sztafecie, mamy doświadczenie więc to rozumiemy i koniec końców zawsze jesteśmy drużyną.

W sztafecie zwycięstwo nie zależy tylko od ciebie.

Startując w sztafecie mam poczucie, że nie biegnę tylko dla siebie, ale też dla innych, więc daję z siebie nie 100 procent, ale  110 czy 120 procent. Jeśli jest dobra atmosfera w drużynie, to chce się walczyć, żeby pozostałym zawodniczkom było lżej i byśmy wspólnie mogły osiągnąć sukces. Indywidualiści mogą mieć problem z odnalezieniem się w takiej rzeczywistości, bo trzeba się poświęcić dla drużyny, ale jest to fajne. Sztafeta to zupełnie inne doświadczenie – i emocje, których nie ma w biegach indywidualnych.

Są takie biegi, które mają szczególny status. Masz na koncie start razem z Amerykanką Allyson Felix, twoją idolką. To był najważniejszy bieg w karierze? 

Z pewnością był wyjątkowy. Allyson Felix była i jest dla mnie gwiazdą, dlatego cieszę się, że mogłam pobiec razem z nią. Mam taką zasadę, że przed startem nie skupiam się na tym, z kim biegnę. Koncentruję się jedynie na tym, żeby wykonać swoje zadanie, bez względu na rangę zawodów, w których biorę udział. Wyjątkiem są igrzyska olimpijskie, bo tu ranga jest najwyższa z możliwych. Natomiast pamiętam, że na mecie była duża radość – cieszyłam się, że mogę być na bieżni razem z Allyson i że możemy spędzić wspólnie czas po biegu.

Mówisz o sobie: jestem żołnierzem zawodowym. Skąd ten wybór?

Sport wiele łączy z wojskiem – jesteśmy zdyscyplinowani, wysportowani, więc dobrze odnajdujemy się w armii. Cechy dobrego sportowca pokrywają się z tym, czego oczekujemy od żołnierzy. Oczywiście mamy dość szczególną rolę w wojsku, bo jesteśmy w Centralnym Wojskowym Zespole Sportowym. Znacząca część naszej pracy to propagowanie służby w wojska, a także Wojska Polskiego – w Polsce i za granicą. Mam nadzieję, że dobrze wypełniamy to zadanie. Nasze zadania są inne niż zadania większości żołnierzy, ale też duża część sportowców-żołnierzy zostaje w wojsku po zakończeniu kariery sportowej.

Widzisz się w mundurze po zakończeniu kariery lekkoatletki? 

Wojsko to ciekawa ścieżka kariery i cieszę się, że mamy takie możliwości, ale na tym etapie nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Ciężko przychodzi mi myślenie o przyszłości. Żyję chwilą, nie planuję tego, co wydarzy się za cztery czy osiem lat.

Najtrudniejszy moment w karierze? 

Mistrzostwa Świata w Eugene dwa lata temu. Byłam świetnie przygotowana i wiedziałam, że stać mnie na dużo. Problemy zdrowotne sprawiły, że wystartowałam bardzo źle, na pewno gorzej niż to, na co byłam przygotowana. Było mi bardzo przykro powodu. Czasami pojawia się taka myśl, że dana szansa może się już nie powtórzyć, że możesz nie być w takiej formie na imprezie tak wysokiej rangi. To było dla mnie trudne.

Jak sobie z tym poradziłaś? 

Starałam to sobie wytłumaczyć, że to jednak nie jest koniec, że będę mieć jeszcze szansę, by pokazać się z dobrej strony. I rzeczywiście, miesiąc później odbywały się mistrzostwa Europy, na których zdobyłam medal.

Rozmawialiśmy o Allyson Felix, twojej idolce. Dzisiaj to ty stajesz się punktem odniesienia dla wielu młodych biegaczy i biegaczek. Jak się odnajdujesz w takiej roli?

Spotkania z ludźmi są dla mnie bardzo wzruszające. Wydaje mi się, że jestem normalną dziewczyną, ale gdy widzę, jak na mój widok reagują młodzi zawodnicy, szczególnie dziewczynki, czuje się wzruszona, ale też zaskoczona, bo nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tej nowe roli.

Co czujesz, gdy myślisz o igrzyskach w Paryżu? 

Wielką radość. To były dla mnie niesamowicie szczęśliwe igrzyska. Rok 2024 będę wspominać do końca życia.

A co przychodzi do głowy na myśl o igrzyskach w Los Angeles w 2028 roku?

NK: Nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Staram się skupiać w stu procentach na tym, co jest tu i teraz. Mam nadzieję, że będę mogła wystartować w Los Angeles, że będę w dobrej formie i że te igrzyska okażą się dla mnie równie piękne, jak te w Paryżu czy Tokio.

W tym roku jak dotąd zdobyła drużynowe mistrzostwo Europy w sztafecie mieszanej. Ubiegły był dla niej jeszcze bardziej udany – medal na igrzyskach w Paryżu, a do tego pobicie historycznego rekordu Ireny Szewińskiej na 400 metrów. Lubię to, co robię. Staram się czerpać przyjemność z biegania, dlatego każdy start jest dla mnie źródłem radości. Wychodzę na bieżnię szczęśliwa. Zawsze jestem wdzięczna za to, że mogę być na stadionie i startować – mówi Natalia Bukowiecka, polska gwiazda lekkoatletyki.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Sukces Story
Grażyna Kulczyk: Zależało mi, żeby świat poznał Jadwigę Maziarską
Sukces Story
Twórca Revoluta wchodzi w nową branżę. Imperium biznesowe się powiększa
Sukces Story
Tomek Rygalik: Łatwo krytykować plastik. Co dobrego mogę zrobić z tego tworzywa?
Sukces Story
Stworzyła firmę, która wysyła Polaków na wakacje marzeń. „Nikt w to nie wierzył”
Sukces Story
Polacy stworzyli największy festiwal kulinarny na świecie. „Próbujemy ryzykować”