Reklama

Robert Konieczny: Nasza architektura była niszowa. Przecieraliśmy szlak w Polsce

Z jednej strony tworzymy rzeczy, które przynoszą pieniądze, bo trzeba z czegoś żyć – i staramy się realizować te projekty najlepiej na świecie. Z drugiej strony – często angażujemy się w coś, bo uważamy, że tak trzeba – mówi Robert Konieczny, twórca katowickiej pracowni architektonicznej KWK Promes, jeden z najbardziej znanych na świecie polskich architektów.

Publikacja: 19.09.2025 12:31

Dla mnie kluczowe było żeby budynki zostały dobrze „wytłumaczone”. Mam fioła na tym punkcie, staram

Dla mnie kluczowe było żeby budynki zostały dobrze „wytłumaczone”. Mam fioła na tym punkcie, staram się opowiadać o architekturze w sposób zrozumiały – mówi Robert Konieczny, twórca KWK Promes, czołowej polskiej pracowni architektonicznej.

Foto: Marcin Gola

Jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich architektów. Wywalczył też już miejsce w światowej elicie, czego dowodem jest książka słynnego krytyka architektury Philipa Jodidio poświęcona jego projektom. Projektowanie to jednak niejedyna jego pasja. „Mówię o architekturze i tłumaczę ją. To moja druga działalność, bardzo dla mnie ważna” – podkreśla Robert Konieczny z katowickiej pracowni KWK Promes.

Sukces: Jest pan współautorem dwóch archiprzewodników – po Europie i po Polsce. Podróżuje pan w poszukiwaniu architektury?

Robert Konieczny: Nie. Zostałem poproszony o napisanie tych przewodników, ale na początku nie bardzo miałem na to ochotę. Jestem czynnie działającym architektem, bardzo aktywnym zawodowo. Nie jestem natomiast krytykiem i w krytykę nie chciałem się bawić. Wydawnictwo jednak nalegało, dlatego namówiłem do współpracy Tomka Malkowskiego, architekta, a także krytyka i przy okazji podróżnika. Uwielbiam rozmawiać z nim o architekturze, a do tego Tomek kapitalnie o niej pisze. Właśnie w tej formule zaczęliśmy tworzyć archiprzewodniki.

Jaki był klucz doboru miejsc?

Szukaliśmy nowych i świeżych rozwiązań, które przecierają szlaki. Spędziliśmy setki godzin na dyskusjach i zebraliśmy ponad setkę obiektów. Niektóre pracownie były na naszej liście reprezentowane bardziej, inne mniej. Tomek proponował, żeby to wyrównać. Byłem przeciwny, bo to nie demokracja. Niektórzy robią więcej ciekawych rzeczy, inni nie robią ich w ogóle. Taki jest ten nasz archiprzewodnik po Europie.

Czytaj więcej

Walka o ocalenie polskiej perły modernizmu. Co dalej z willą Książków?

W części pierwszej, europejskiej, padają mocne słowa. „Nie widziałem szansy, żeby zapełnić całą książkę polskimi budynkami” – pisze pan we wstępie. A jednak archiprzewodnik po Polsce powstał. Czyli coś się musiało zmienić?

Zmianie uległy kryteria. Jeżeli mamy szukać budynków innowacyjnych, to w Polsce takich obiektów jest niewiele. Dlatego zmieniliśmy podejście i postawiliśmy na budynki ciekawe. Wyszliśmy z założenia, że ma to być reklama Polski i polskiej architektury, więc tak dobieraliśmy zdjęcia, żeby pokazać na nich to, co najfajniejsze. Dla mnie kluczowe było, żeby budynki zostały dobrze „wytłumaczone”. Mam fioła na tym punkcie, staram się opowiadać o architekturze w sposób zrozumiały. Tak też powinno się mówić o warszawskim MSN-ie.

Reklama
Reklama

A jak jest u pana z MSN-em? „Kupuje” pan tę koncepcję?

Uważam, że to dobry budynek. Czy, kierując się kryterium innowacyjności, umieściłbym go w naszym przewodniku? Być może nie, co nie oznacza, że MSN mi się nie podoba.

MSN – ładny, ale za słaby na archiprzewodnik?

Ten budynek jest naprawdę okej. MSN przez kolejne lata będzie zyskiwał, a liczba krytycznych opinii zmaleje. Wyobraźmy sobie, że zamiast obecnego MSN-u powstaje budynek formalnie szalony, coś w stylu muzeum Guggenheima w Bilbao. Przy Pałacu Kultury i Nauki mielibyśmy w efekcie mały obiekt, który próbuje krzyczeć, ale wprowadza jedynie chaos w przestrzeni. Dobrze się stało, że powstał budynek bardzo elegancki i dobrze zrobiony. MSN będzie się bronił przez wiele lat.

Marzyłem, żeby powstała właśnie taka książka – mówi Robert Konieczny o publikacji Philipa Jodidio po

Marzyłem, żeby powstała właśnie taka książka – mówi Robert Konieczny o publikacji Philipa Jodidio poświęconej projektom i realizacjom KWK Promes.

Foto: Materiały prasowe

Przewodnikiem architektonicznym może być wydana niedawno książka słynnego krytyka architektury Philipa Jodidio, poświęcona pańskiej pracowni, KWK Promes. Jak powstała?

Philip odezwał się do mnie w 2017 roku. Już wcześniej prezentował nasze budynki w swoich książkach, ale uznał, że pora zrobić monografię KWK Promes. Nie ukrywam, że poczułem wielką radość. Jodidio, znany krytyk, który wydaje monografie najsłynniejszych architektów, chce zrobić książkę o naszej pracowni! Taka publikacja globalna chodziła mi po głowie od jakiegoś czasu.

Zależało mi jednak, żeby zrobić książkę, która tłumaczy architekturę. Nie chciałem pięknego albumu, który zazwyczaj mało wyjaśnia, tylko książki, która „gada” do czytelnika. 

Wpadłem na pomysł, żeby pod zdjęciami zamiast zwykłych podpisów biegła moja narracja – prowadzona żywym językiem, czasem z humorem – opowiadająca o tych budynkach. W ten sposób teraz w zasadzie obaj z Philipem jesteśmy autorami tej książki (śmiech). Przyznaję, że to publikacja, którą bardzo żyję. Marzyłem, żeby powstała właśnie taka książka. Wielu ludzi na świecie kojarzy nasze budynki, ale nie są świadomi, że zrobiła je jedna pracownia. Bardzo ciężko jest przejść przez ten próg rozpoznawalności. Tego typu książki w tym pomagają.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Rezydencja królów Polski odzyskuje blask. Koniec 40-letniego remontu

Ma pan swoją listę budynków, które chciał pan zobaczyć na żywo?

Jak wspomniałem, najbardziej interesują mnie rozwiązania, które można zapisać za pomocą jakiejś idei, wzoru na kształtowanie przestrzeni, i takich obiektów nawet nie muszę oglądać, by mnie fascynowały. Ale mam oczywiście budynki, które lubię, bo mają jakieś zaskakujące motywy.

Foto: Markus Tretter/Kunsthaus Bregenz

Jakieś przykłady?

Pierwszy budynek, który przychodzi mi do głowy, to Kunsthaus Bregenz Petera Zumthora. Widziałem ten obiekt na żywo, to architektura, która się nie starzeje. Jest wyczyszczony ze zbędnych elementów i fajnie pracuje z materiałem, którym w tym przypadku jest szkło. Zumthor słynie z tego, że jest nie tylko wielkim artystą, ale i bardzo dobrym rzemieślnikiem. Kolejny przykład: budynek nastawni kolejowej w Bazylei. Tego typu obiekty robi wiele biur, nie zastanawiając się, jak sprawić, żeby powstało coś ciekawego. Tymczasem pracownia Herzog & De Meuron stworzyła taki budynek w Bazylei i to jest totalny kosmos. Nastawnię obłożono pasami stali i wygięto je tak, że budynek robi się dynamiczny. Idźmy dalej: Mediolan i Bosco Verticale, budynek mieszkalny pokryty zielenią. Architekci z Stefano Boeri Architetti zrealizowali wizję miasta wertykalnego. To do mnie przemawia, bo przecież przekonujemy ludzi, żeby nie uciekali z miast w poszukiwaniu kontaktu z naturą. Tutaj mamy ogromne tarasy, które są całkowicie zazielenione, a budynek wygląda jak wielkie drzewo. Oczywiście było wielu krytyków, którzy mówili, że to za drogie, za dużo betonu, że za ciężkie. Nie ma rzeczy idealnych, ale pomysł, żeby naturę wprowadzić tak mocno do miasta, jest świetny.

W 2017 roku Arka Koniecznego zdobyła tytuł najlepszego domu świata w konkursie prestiżowego magazynu

W 2017 roku Arka Koniecznego zdobyła tytuł najlepszego domu świata w konkursie prestiżowego magazynu Wallpaper.

Foto: Jakub Certowicz

Arka Koniecznego, pana dom w górach, też stała się obiektem turystyki architektonicznej. Jak się pan z tym czuje?

Kiedy zobaczyłem Arkę na mapie Brennej jako atrakcję turystyczną, pomyślałem: „No to pojechali” (śmiech). Potem przyszła jednak kolejna myśl, że to w sumie dobry pomysł.

Reklama
Reklama

Jestem architektem, ale też mówię o architekturze i tłumaczę ją. To moja druga działalność, bardzo dla mnie ważna, a własną architekturą mówi się najwięcej.

Zdarza mi się zagadać do ludzi, którzy przychodzą obejrzeć Arkę, a kiedyś zaprosiłem nawet na herbatę grupę studentów. Gdy nie ma mnie na miejscu, można podejść, obejrzeć Arkę i wyrobić sobie zdanie, bo architektura musi się obronić sama. Nie mam z tym problemu. Namawiam jedynie, żeby nie jechać do nas samochodem, bo teren jest trudny. Wiele razy wyciągaliśmy auta gości za pomocą traktora czy koni.

Roberta Koniecznego i KWK Promes jest nadal stosunkowo mało w przestrzeni publicznej. Wasze projekty bywają ukryte, bo często są to prywatne domy. Nie żałuje pan, że ten dorobek w dużym stopniu pozostaje niewidoczny?

Ma pan rację, dlatego książka Jodidia jest próbą zebrania tego dorobku, wytłumaczenia go i pokazania. Większość osób nie zobaczy tych obiektów na żywo, a architektury powinno się doświadczać właśnie w taki sposób. Obecnie połowa naszych projektów to budynki publiczne czy mieszkaniowe, ale nadal spora część to domy prywatne. Nie chcemy z nich rezygnować.

Dom kwadrantowy – obsypany nagrodami projekt domu jednorodzinnego stworzony w pracowni KWK Promes.

Dom kwadrantowy – obsypany nagrodami projekt domu jednorodzinnego stworzony w pracowni KWK Promes.

Foto: Juliusz Sokołowski

Wolność?

W budownictwie prywatnym obostrzenia są trochę mniejsze, można sobie pozwolić na nieco więcej, można też pewne rzeczy przetestować. Gdybyśmy nie zrobili budynków zahaczających o architekturę mobilną, którą zapoczątkował u nas Dom Bezpieczny, a potem Dom Kwadrantowy czy Arka, gdyby ta mobilność nie pojawiła się w budynku Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie, nie byłoby Galerii Plato w Ostrawie. Tam w nietypowy, niestandardowy sposób galeria otwiera się na otoczenie i artyści ze sztuką mogą wyjść na zewnątrz. Pewne idee się rozwijają, dojrzewają, żeby po jakimś czasie w pełni rozkwitnąć. Tak się zdarzyło w przypadku Galerii Plato w Ostrawie.

Reklama
Reklama

Jaka była pierwsza myśl, kiedy zobaczył pan budynek dawnej rzeźni w Ostrawie?

Bardzo mi się spodobał, przypominał mroczne zamczysko. Gdy zobaczyłem ten budynek po raz pierwszy, pomyślałem: „To genialne”. Od razu wiedziałem, co będziemy tam chcieli zrobić. 

Pierwszym wyzwaniem były uszkodzenia elewacji w postaci wielkich dziur. Czescy konserwatorzy nakazywali, żebyśmy je zamurowali. Wiedziałem jednak, że na pewno nie zrobimy tego w tradycyjny sposób.

Dziurami w elewacji chciałem wypuścić sztukę na zewnątrz. Druga rzecz to brudne cegły, sadza i smog wżarte w mury obiektu. Przekonaliśmy konserwatora, że to świadectwo przemysłowej przeszłości Ostrawy.

Znana jest historia o tym, jak Arkę Koniecznego przeprojektował pan w trzy dni od A do Z. Przy Galerii Plato w Ostrawie też były zmiany koncepcji?

(Śmiech). Tylko jedna, ale gruntowna. Choć nie było to w zakresie naszego opracowania, zaprojektowaliśmy też plac dookoła budynku, który miał być przedłużeniem przestrzeni wystawienniczej. Kiedy ruszyła budowa Galerii Plato, opublikowano raporty ONZ o tym, jak architektura przyczynia się do zmian klimatycznych. W efekcie postanowiliśmy pozmieniać nasze podejście do projektowania, dlatego zmieniliśmy też myślenie o przestrzeni wokół Galerii Plato. Zrozumieliśmy z czasem, że nie może tam powstać otwarte forum służące tysiącom ludzi, jak w Szczecinie, gdzie znajduje się nasze Centrum Dialogu Przełomy. Potrzebowaliśmy terenu zielonego, by ludzi tam przyciągnąć, bo to peryferia miasta. W efekcie zaangażowaliśmy się w transformację przestrzeni wokół Plato, a teren otaczający budynek, pierwotnie zniszczony, został zazieleniony.

Gdy zobaczyłem ten budynek po raz pierwszy, pomyślałem: „To genialne”. Od razu wiedziałem, co będzie

Gdy zobaczyłem ten budynek po raz pierwszy, pomyślałem: „To genialne”. Od razu wiedziałem, co będziemy tam chcieli zrobić – tak o dawnej rzeźni w Ostrawie mówi Robert Konieczny.

Foto: Jakub Certowicz

Reklama
Reklama

W Galerii Plato Roberta Koniecznego jest stosunkowo niewiele. Jak się pan czuł w roli kogoś, kto musi jedynie coś dodać do historycznego budynku?

Gdy ma pan do czynienia z tak fantastyczną tkanką, trzeba ją tylko mądrze zinterpretować i dodać to, co niezbędne. Ten projekt sprawił mi dużo radości: z jednej strony Plato wygląda jak mroczny zamek, z drugiej przypomina pałac renesansowy. Prawdą jest jednak, że ten projekt był ogromnym wyzwaniem. Mieliśmy do czynienia z walącym się budynkiem, który musieliśmy uratować, a następnie połączyć z nowoczesnymi technologiami. To było duże wyzwanie w sensie technicznym, ale przy tym projekcie dużo się nauczyłem. Zrozumiałem, że czasami architekt powinien jedynie stworzyć ramy, a potem odpuścić.

Dawno temu w jednym z wywiadów powiedział pan: „Moja architektura jest niszowa”. Dzisiaj podpisałby się pan pod tym stwierdzeniem?

Była niszowa w tym sensie, że w Polsce przecieraliśmy szlaki, a język formalny, którym się posługiwaliśmy, był trochę obcy. Nasza architektura była niszowa także dlatego, że została oparta na konceptualizmie i poszukiwaniu ciekawych rozwiązań. Uwielbiam taką metodę projektowania. Pracując w taki sposób, szukając idei, które potem siłą logiki poprowadzą do końca, jest pan w stanie oderwać się od przyzwyczajeń i nawyków formalnych. Dzięki temu można dojść do zaskakujących rozwiązań, które wskażą całkowicie nowe drogi i kierunki. To trudny sposób projektowania, ale daje on szansę na innowacyjność. W tym sensie jest to architektura niszowa, także na świecie. Nie ma wielu architektów, którzy projektują w taki sposób.

Przez ostatnich 20 lat zbudował pan markę międzynarodową. Jak ją rozwijać?

Ostatnio bardzo często zadaję sobie to pytanie. Przede wszystkim cały czas projektujemy. Przyznaję jednak, że często angażujemy się też w projekty, które wykraczają poza ramy naszej pracy. Przykładem jest Muzeum Śląskie i przekształcenie obszaru muzeum w tereny zielone. Na tę przestrzeń nie można już było ogłosić przetargu czy konkursu, bo uruchomiono finansowanie i zaczęła się budowa. Weszliśmy tam rzutem na taśmę. Poświęciliśmy mnóstwo czasu i pieniędzy, żeby zrealizować ten projekt, ale jeśli komuś na czymś zależy, musi wykraczać poza swoje standardowe działania. Ja to nazywam ruchem architektoniczno-społecznym, to jedyna recepta na to, żeby zmieniać rzeczywistość wokół nas. Katowice to moje miasto, więc robię to też z myślą o mojej córce, ale także o innych katowickich dzieciach. W przeszłości robiłem mnóstwo rzeczy, które „wykrwawiały” biuro, ale potem powstawało coś takiego, jak Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie czy Galeria Plato w Ostrawie. Gdybym miał menedżera pracowni, pewnie zakazałby on robienia połowy naszych projektów, ale takie właśnie jest KWK Promes. Z jednej strony tworzymy rzeczy, które przynoszą pieniądze, bo trzeba z czegoś żyć – i staramy się realizować te projekty najlepiej na świecie. Z drugiej strony – często angażujemy się w coś, bo uważamy, że tak trzeba. Mój zawód polega na planowaniu budynków, ale jakoś nie potrafię zaplanować własnego życia zawodowego. Wszystko dzieje się trochę samo. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale tak właśnie jest.

Jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich architektów. Wywalczył też już miejsce w światowej elicie, czego dowodem jest książka słynnego krytyka architektury Philipa Jodidio poświęcona jego projektom. Projektowanie to jednak niejedyna jego pasja. „Mówię o architekturze i tłumaczę ją. To moja druga działalność, bardzo dla mnie ważna” – podkreśla Robert Konieczny z katowickiej pracowni KWK Promes.

Sukces: Jest pan współautorem dwóch archiprzewodników – po Europie i po Polsce. Podróżuje pan w poszukiwaniu architektury?

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Reklama
Sukces Story
Kobiecość w 2025 roku. Jak zerwać ze schematami, które nam nie służą?
Sukces Story
Roger Federer wszedł do grona miliarderów. Sport to niewielka część jego biznesu
Materiał Sponsorowany
Co to dress code? Przewodnik po zasadach ubioru na każdą okazję
Sukces Story
Jakub Józef Orliński: Dzieją się rzeczy, o których kiedyś nawet nie śniłem
Sukces Story
Przywrócili do życia markę Yestersen. „Chcemy demokratyzować dobry design”
Reklama
Reklama