Zaintrygowana, zaczęłam się zastanawiać czy jest to, li tylko zbieg okoliczności. Dodam, że był to moment, gdy tkwiłam na rozdrożu zawodowej kariery. Tego samego dnia zostałam zaproszona na indywidualną sesję pracy z obrazem, która miała ułatwić mi podjęcie decyzji, co do wyboru dalszej drogi.
Na sesji wylosowałam kilka zdjęć umieszczonych na osobnych kartach, dwa z nich dotyczyły etatu. Skojarzenia z etatem okazały się bardzo przyjemne – stała praca zdawała się nieść poczucie bezpieczeństwa i możliwość uczenia się od innych. Zdjęcia symbolizujące niezależność zawodową obudziły we mnie zimny lęk. Wybór był dla mnie oczywisty – oswoić lęk, zmierzyć się z tym, co wydawało się groźne.
Tak po raz pierwszy w moim życiu doszła do głosu „magia kart” – symbolicznego obrazka, który pozwalał lepiej dostrzec to, co umykało świadomości. Choć od zawsze byłam osobą intuicyjną, wyczuloną na różne sygnały, nigdy tak wyraźnie nie doświadczyłam siły intuicyjnego przekazu.
Zaintrygowana, postanowiłam bliżej „rozpracować” to zagadnienie. Zaczęłam od literatury i kilku eksperymentów z kartami tarota, jednak nie nabrałam do nich przekonania. Być może dlatego, że jest to wiekowy, sztywno zdefiniowany system. O wiele bardziej spodobała mi się praca z taliami tworzonymi współcześnie, które niosą z sobą współczesną energię. W domowym zaciszu zaczęłam rozwijać rytuał dialogu z kartami. Od początku dialog ten był drogą do głębszego poznania siebie i pomagał mi zmierzyć się ze zwykłymi, codziennymi sytuacjami. Gdy myśl logiczna gubiła się w analizowaniu wszelkich za i przeciw, analitycznym roztrząsaniu przyczyn i skutków, nakręcając niepewność i emocjonalne rozchwianie, przekaz płynący z kart oferował światełko intuicyjnego zrozumienia.
Na przykład, gdy martwiłam się o powodzenie projektu, wylosowałam kartę humoru o następującej treści: