Pierwszy raz, gdy napotkałam ideę afirmacji (pozytywnego myślenia) natychmiast stanął mi przed oczami rysunek Andrzeja Mleczko z 1979 roku. W klatce siedzi nastroszona papuga, do której przemawia człowiek w garniturze:
A teraz powtarzaj za mną: Jestem wolna, jestem szczęśliwa.
Uczulenie na wszelką propagandę utrwaliło się w wielu z nas, którzy dorastali w czasach PRL-u. Być może dlatego reagowałam alergicznie na jakiekolwiek próby zaszczepienia we mnie „pozytywnego myślenia”.
Oczywiście, medycyna i psychologia znają zjawisko placebo. Około 30 proc. pacjentów, którym zamiast prawdziwego leku podaje się obojętne dla organizmu tabletki zdrowieje. Bo chcą wyzdrowieć. Ostatnio coraz głośniej o efekcie „nocebo” – pomimo przyjmowania tych samych leków co pozostali, około 30 proc. pacjentów uporczywie trzyma się choroby, ponieważ w głębi serca nie wierzą, że mogą wyzdrowieć. Można zatem zaryzykować stwierdzenie, że statystycznie rzecz ujmując pozytywne lub negatywne oczekiwania u pacjentów znacząco wpływają na końcowy rezultat leczenia.
Warto zadać pytanie: „kiedy nasze myśli wspierają nasz sukces?”
Papuga na rysunku pana Andrzeja odruchowo stroszy pióra i łypie spode łba. Zgaduję, że jej myśli są mocno niecenzuralne. Zastosowana względem ptaka tresura nie ma szans powodzenia.