Sądzi pan, że także takie warunki zaczną być zapisywane w warunkach zabudowy?
Mam nadzieję. Dzieje się tak, na przykład, w Wielkiej Brytanii. Jeszcze przed pandemią przyjechali do nas architekci z londyńskiego biura Foster and Partners. Rozmawialiśmy o Unikato (wielokrotnie nagradzanym, budżetowym budynku mieszkalnym autorstwa Roberta Koniecznego w centrum Katowic – przyp. aut.): że niedrogie, że pobudziło miasto.
Oni, którzy projektowali już chyba wszystko, z wieżowcami, muzeami i lotniskami włącznie, opowiadali mi, jak ekscytowali się projektem mieszkaniówki nad Tamizą. Obok tej luksusowej musieli bowiem zaprojektować też niedrogi budynek, odpowiednik naszych TBS-ów. Dla nich było to ożywcze wyzwanie.
Na Zachodzie w taki sposób działa miasto – wymaga, by bogaci i niezamożni mieszkali obok siebie, nie tworzyli gett.
W ten sposób stymuluje się miasta a nie zostawia w rękach deweloperów, których podstawowym celem – i trudno im się dziwić – jest zysk.
Pandemia zmieni sposób myślenia o architekturze?
Tego uczy nas historia. Epidemie i kwestie zdrowotne wpływały przecież na architekturę. Weźmy choćby ideę miast-ogrodów czy w ogóle modernizm, który za cel stawiał sobie, by miasta były lepiej przewietrzane, luźniej zabudowane, a przestrzenie mieszkalne – większe.
Moderniści byli za to przeklinani, oskarżano ich o odhumanizowywanie miast, ale teraz widać, że to wcale nie jest złe. Pandemia w końcu minie, ale nie możemy zapomnieć, że jest jedynie przygrywką do coraz gwałtowniej postępujących zmian klimatycznych.
Budownictwo jako takie także przyczynia się do zmian.
Dlatego musimy budować coraz mądrzej, czerpać z tego, co daje nam natura. Musimy – na przykład – nauczyć się magazynować wodę na wszelkie sposoby: czy to budując wielkie kompleksy, czy maleńkie domki.
Gdy budowaliśmy Arkę (dom wypoczynkowy Koniecznego w Brennej) tej wody w okolicach było jeszcze mnóstwo. Wiosną – jak teraz – chodziłem po glinie, pełno było stawów, drogę co rusz przecinały strumyki. Teraz – mimo że sporo ostatnio padało – wszystko wyschnięte jest na pieprz.
Arka, dom Roberta Koniecznego w Brennej. Fot: archiwum prywatne
sukces.rp.pl
W Arce zrobiłem zbiornik na wodę do podlewania ogrodu, a teraz chciałbym mieć drugi taki system, który pozwoli mi choćby używać jej w toalecie. Nie pomyślałem o tym, bo zabrakło mi wyobraźni. A woda, jeśli nie zostaje przechwycona, to spływa do rzek przez jakieś rowy i za chwilę znika.
Co innego, jeśli wsiąknie w zielone dachy, rozmaite zbiorniki i studnie ją magazynujące, dzięki którym też zapobiegniemy gwałtownym powodziom.
Skoro nie możemy zahamować procesów, to przynajmniej powinniśmy zrobić wszystko, by je spowolnić?
Tak, dlatego – być może – nikt nie powinien już otrzymywać pozwolenia na budowę, jeśli nie zadba o alternatywne źródła energii i wszelkie proekologiczne rozwiązania. Nie możemy dziś po prostu stawiać budynków, wychodząc z założenia że mamy tylko brać. Budynki powinny same energię wytwarzać i coś od siebie dawać.
W Polsce gdzie stawia się na węgiel brzmi to egzotycznie. Tym bardziej w pana rodzinnych Katowicach.
To mnie boli; także ze względu na tutejszą sytuację epidemiologiczną. Irytuje mnie naiwność górników, którzy ufają rządowi, że jest bezpiecznie, choć sama jazda w upale, braku powietrza i tłumie kilkudziesięciu osób windą pod ziemię, o fedrowaniu nawet nie wspominając, stanowi ekstremalne zagrożenie. Ojca mojego kolegi dopiero co wybudzili ze śpiączki, a to pięćdziesięciolatek, młody facet. Oczywiście, cała jego rodzina jest chora.
W Rybniku, a dziś dowiedziałem się że także tutaj w górach w Brennej, co trzeci dom przechodzi kwarantannę. Mimo takiej sytuacji nadal wysyła się pod ziemię ludzi.
To przykład ogólnego braku rozsądku. Ciągle tkwimy w głębokiej przeszłości. Tymczasem węgiel to nie przyszłość, jak słyszymy od rządzących, tylko śmierć planety. A my i tak murem za niedochodowym i trującym węglem… Tymczasem wystarczy spojrzeć co robią inni, zagranicą.
Tyle że w Polsce „nie będą nam tutaj w obcych językach narzucali”…
Co tu odpowiedzieć.. chyba tylko, że podróże kształcą, czy w tym wypadku raczej obserwacje, bo nie możemy się przecież przemieszczać. Ale nawet w takiej sytuacji staram się szukać jakichś pozytywów.
Robert Konieczny. Fot: Golman/CC BY-SA 3.0
sukces.rp.pl
Dużo ich pan znajduje?
Plusem całej sytuacji jest z pewnością możliwość niemal całkowitego skupienia się na projektowaniu. Odwołane wyjazdy na konferencje czy wykłady bardzo w tym pomogły.
Lubię robić wykłady, ale to zjadało gros mojego czasu i nerwów. Teraz gdy robię je online, docieram nie do setek lecz do tysięcy odbiorców, w dodatku w sposób komfortowy dla wszystkich.
Podobnie spotkania na Skypie, kiedy przedyskutować czy wspólnie obejrzeć można mnóstwo rzeczy bez potrzeby spędzania w samochodzie w drodze na spotkanie wielu godzin, co niepotrzebne jest planecie i niepotrzebnym okazało się i mnie.
Z tego pewnie wyciągnę wnioski na przyszłość. Natomiast zawsze będziemy potrzebować światła, powietrza i zieleni. I zdrowego rozsądku, który sprawdza się w każdej – nie tylko tej krytycznej – sytuacji.
Robert Konieczny – najbardziej utytułowany i znany za granicą polski architekt. Twórca katowickiego studia architektonicznego KWK Promes. Zdobywca nagród World Architecture Festival dla najlepszego budynku świata za Centrum Przełomy w Szczecinie, najlepszego domu świata magazynu Wallpaper za Arkę w Brennej i House of The Year serwisu World Architecture News za dom Aatrialny w Opolu. Dwunastokrotnie nominowany do nagrody Miesa van der Rohe. Obecnie pracuje m.in. nad galerią sztuki Plato w Ostrawie.