Wiele analiz poświęcono na to, w jaki sposób mogłaby się zmienić moda po pandemii. Popularność dresów w 2020 roku pokazywała, że w dobie wideokonferencji na Zoomie szukamy przede wszystkim komfortu i strojów mniej formalnych. Kolejne miesiące pokazały jednak, że elegancki dress code czeka transformacja, a nie całkowity upadek. Efekt? Tegoroczna popularność luźnych, „oversize’owych”, a niekiedy wręcz workowatych garniturów dla kobiet, takie propozycje znalazły się w kolekcjach wielu marek.
Czytaj też: Znika biurowy dress code: odtąd ma być wygodnie
„Duże garnitury to idealne przejście od tego, co musieliśmy nosić w ubiegłym roku” – mówi w rozmowie z „Wall Street Journal” stylistka Emma Jade Morrison. To przejście nie jest nowością: historycy stylu tłumaczą, że jeszcze w XIX wieku garnitur nie był kojarzony z odzieżą formalną. Łączenie dwóch różnych funkcji było normalne, a lekki wełniany garnitur był jednym z ulubionych męskich strojów do rekreacji – spacerów, polowań czy wędkowania. Dopiero XX wiek przyniósł jego formalizację.
Luźne garnitury w tym roku włączyły do swojej kolekcji m.in. Stella McCartney, Max Mara, Brunello Cucinelli czy The Row, zainteresowanie komfortową elegancją widać też u Jacquemusa czy Josepha Altuzarry. Zbyt duży garnitur mocno zakorzenił się w popkulturze dzięki Davidowi Byrne’owi z Talking Heads, który wystąpił w podobnym stroju na koncercie zarejestrowanym pod tytułem „Stop Making Sense”, ale w wersji na nowy sezon obowiązuje jeszcze większa swoboda i miejsce dla indywidualnych preferencji.