Wydaje się, że największy sprzeciw etyczny najłatwiej wywołują produkty i technologie wkraczające w świat polityki i rozrywki, czyli tam, gdzie najczęściej skierowane są oczy mediów. Przecież trudno nie czuć wątpliwości, gdy wypływają informacje o produkcji gry komputerowej „I Am Jesus Christ” przez PlayWay, w której użytkownicy mają się wcielać w rolę Mesjasza…
Trudno przejść obojętnie wobec aplikacji pozwalających na tworzenie deep fake’ów i podkładaniu pod oryginalne nagrania z politykami słów, których nigdy nie wypowiedzieli. Tworzenie fikcji, przekłamań, zbytnich uproszczeń i granie na emocjach (także tych najgłębszych) jest przecież niemoralne. I nie ma w nas na to zgody.
A jednocześnie ze stoickim spokojem lub wręcz z entuzjazmem przyjmujemy fakt, że koncerny filmowe odmładzają komputerowo aktorów, a w przyszłości mają także ożywiać na ekranie największych nieżyjących idoli kina. Podobnie dzieje się w świecie muzycznym – planowane są koncerty z hologramami zmarłych wokalistów.
Fałszywe obrazy w kulturze i polityce
„Ożywianie” gwiazd wydaje się odbiorcom niewinną sprawą, gdy jednak rozwój tej technologii przełożymy np. na świat informacji medialnej, zaczyna pojawiać się poważny problem. Jak bowiem będziemy odróżniać wiadomości prawdziwe od fałszywych, gdy technika osiągnie szczyt swego zaawansowania? Czy zaleje nas szum informacji niemożliwych do sprawdzenia? Łącznie z dementi, które może przecież także może być fałszywe…