– Im dalej na południe, tym bardziej ludzie o siebie dbają. W porównaniu do Norwegów jesteśmy więc do przodu, ale do Azji, a zwłaszcza Korei Południowej mamy jeszcze daleko – ocenia polski rynek beauty dr Marek Wasiluk, lekarz medycyny estetycznej, który od kilkunastu lat prowadzi Klinikę Zdrowia Triclinium.
Dzięki temu może ocenić, jak zmieniało się podejście Polaków do poprawiania urody. – Mamy już za sobą okres dominacji chirurgii plastycznej. Skalpel używany jest dziś głównie do rekonstrukcji czy korekcji powypadkowej, biustu, pośladków, nosów, uszu, ewentualnie plastyki brzucha. Od czasu, kiedy zrozumieliśmy, na czym polega proces starzenia, możemy mu skutecznie przeciwdziałać. Służy temu właśnie przeciwstarzeniowa medycyna estetyczna – wyjaśnia.
Bolesne początki
Kult piękna i wiążące się z nim pragnienie udoskonalenia ciała nie pojawiły się nagle w XX wieku. Pierwszy traktat o medycynie plastycznej przypisuje się Sushrutarze Samhitowi, indyjskiemu ojcu medycyny, żyjącym w 7-6 w.p.n.e. Od starożytności do czasów nowożytnych próby ingerencji w urodę podejmowano wiele razy. Raczej z marnym skutkiem, nierzadko śmiertelnym, co nie dziwi, jeśli weźmie się pod uwagę prawdopodobieństwo zakażenia i brak znieczulenia.
Na rozwój tej dziedziny medycyny trzeba było czekać aż do XIX i XX w.. Okaleczone i oszpecone ofiary dwóch Wojen Światowych wymagały pomocy specjalistów, którzy mogli na nich testować nowe techniki operacyjne. To, jak biegli stali się w swoim fachu chirurdzy widać na zdjęciach hollywoodzkich gwiazd, takich jak Marilyn Monroe, Marlena Dietrich, Burt Lancaster czy Joan Crawford.