W ciągu ponad 160-letniej historii firma Cordings przechodziła kilka transformacji. Marka zaczynała od produkcji odzieży dla myśliwych, by z upływem lat zmienić się w prawdziwe królestwo tweedu i klasycznej mody brytyjskiej. Firma przeżywała też wzloty i upadki – ciesząca się gwarancjami królewskimi za czasów Jerzego V rodzinna spółka z problemami wkroczyła w XXI wiek. Jej przetrwanie zapewnił fan produktów Cordings – Eric Clapton.
Czytaj też: Po pandemii dresy szyją nawet słynni londyńscy krawcy
Pamiętający pierwsze wizyty w sklepie na londyńskiej ulicy Picadilly Clapton odświeżył swój związek z Cordings pod wpływem tweedowej marynarki, którą dostrzegł na wystawie gdy był już legendą rocka. Dziś powiedzielibyśmy, że słynny gitarzysta został „ambasadorem” marki, ale Nollowi Ulothowi, pełniącemu dziś funkcję managera generalnego w Cordings, chodziło o coś innego.
„Poprzedni właściciele chcieli żeby Cordings stało się modne, z teo powodu zaczęliśmy tracić tożsamość – tłumaczył Uloth w rozmowie z serwisem Robb Report.
Szukałem kogoś, kto kochałby Cordings i zrozumiał, że jest to wyjątkowa część dziedzictwa Londynu. Nie chciałem, aby firma została pochłonięta dużego gracza i straciła indywidualność.
Od ponownego odkrycia Cordings Eric Clapton bywał w sklepie regularnie. Muzyk nie potrzebował więc długiego namawiania na rozmowę w sprawie inwestycji w firmę, a decyzję o wykupieniu połowy udziałów (właścicielem drugiej połowy jest Uloth) podjął ponoć w 3 minuty. Wraz z połową sklepu Clapton otrzymał też posadę design directora, a Cordings znów zyskało popularność. Firma doczekała się nawet otwarcia drugiego sklepu.