W ostatnich miesiącach duże zainteresowanie budziły perfumiarskie „bestie” – intensywnie pachnące perfumy o dużej trwałości, które przykuwają uwagę otoczenia, do tego stopnia, że mogą irytowąć. W kontrze do tego trendu stoją dyskretne „nie-perfumy”. Tego typu zapachy zyskują coraz większą popularność zarówno wśród miłośników perfum, jak i marek perfumiarskich.
Dyskretne „nie-perfumy” robią furorę
Pachną świeżo wypraną bawełnianą koszulą, czystą pościelą, jedwabnym szalem, źródlaną wodą lub skórą tuż po prysznicu. Przywodzą na myśl zrelaksowane popołudnia, leniwe weekendowe poranki, wakacje. Wspólna cechą tych pperfum jest dyskretność zapachów, które nie odbiegają za bardzo od tego, jak pachnie nasza własna skóra.
Ta specyficzna kategoria zapachów zyskała nazwę „nie-perfum” („no-perfums”). Są minimalistyczne i doskonale zgrywają się z pH osób, które je noszą. W zależności od koncepcji perfumiarza, bywają chłodne i wytrawne lub ciepłe i słodkawe.
Czytaj więcej
Generacja Z porzuca sterylne i minimalistyczne wnętrza na rzecz sentymentalnego eklektyzmu. Symbolem tej przemiany jest rosnąca popularność nowego trendu – cluttercore. Co oznacza to słowo?
Oczywiście to nie jest tak, że kupując nierzadko dość kosztowne nie-perfumy nie poczujemy nic więcej oprócz wzmocnionego zapachu naszej własnej skóry. Subtelne kompozycje opracowano tak, aby wynosiły nasz naturalny zapach na nieco wyższy poziom.