Mogą odetchnąć z ulga osoby, które z lekkim przestrachem i poczuciem wstydu oglądały poradniki Marie Kondo, japońskiej mistrzyni minimalistycznego porządku w mieszkaniach, która w programach telewizyjnych oraz w swoich książkach przekonywała do zalet nieustannego sprzątania i ograniczania liczby posiadanych rzeczy. Najmodniejszy jest teraz artystyczny nieład w domu – trochę jak w pokoju roztrzepanej, sentymentalnej nastolatki.
Cluttercore: moda na przytulny nieład
W kontrze do modernistycznego i, trzeba przyznać, nieco nudnawego minimalizmu w stylu Ikei, wyłonił się niezwykle barwny i fantazyjny trend. Bibeloty, pamiątki, książki, płyty, zabawki z dzieciństwa, plakaty i obrazki w ramkach, a do tego eklektyczne meble i dowolność w doborze kolorów we wnętrzu. To wszystko – i jeszcze więcej – składa się na trend cluttercore.
Jego nazwa wzięła się od angielskiego słowa „clutter”, oznaczającego ni mniej, ni więcej, co „nieład”. To całkowite przeciwieństwo skandynawskiego czy japońskiego minimalizmu, z ich harmonią, prostymi formami i neutralną kolorystyką.
W estetyce cluttercore chodzi o ów artystyczny nieład, który tworzy niezliczona ilość przeróżnych przedmiotów we wnętrzu: książek, ozdób, płyt, kwiatów i wszystkiego, co może mieć sentymentalną wartość dla właściciela. Dobór tych przedmiotów wydaje się być przypadkowy i chaotyczny, ale nie dla osoby, do której należą.
Swoimi wnętrzami w stylu cluttercore dzieli się coraz więcej użytkowników, zwłaszcza płci żeńskiej. Na TikToku hasztag #cluttercore zaliczył już ponad 51 milionów odsłon.