Gwiazda Jeffa Koonsa blednie: słynny artysta przestał być pupilem kolekcjonerów

Jeff Koons to jeden z najlepiej zarabiających artystów na świecie. Jednak ostatnie lata nie należały do udanych. Co się zacięło w perfekcyjnie dotąd działającej maszynie, dzięki której prace Koonsa biły rekordy na aukcjach sztuki?

Publikacja: 01.12.2021 14:16

Jeff Koons.

Jeff Koons.

Foto: Bengt Oberger, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons

W poprzedniej dekadzie Jeff Koons dwa razy pobił cenowy rekord swoich dzieł, stając się najdroższym żyjącym artystą. Wydawało się, że jego przerysowane prace, czerpiące bez skrępowania z popkultury, to idealna sztuka naszych czasów – migotliwa, łatwa w konsumpcji, wdzięczna w ekspozycji, powtarzalna i przewidywalna.

Jednak ostatnio w tej doskonale naoliwionej maszynie coś zaczęło zgrzytać. Mechanizm tworzenia kolejnych prac zaczął się zacinać, dosłownie. Teraz Jeff Koons ma nadzieję na nowy początek. Wzlotom i upadkom słynnego artysty przyjrzał się niedawno branżowy serwis Artnet.

Opóźnienia: drugie imię Jeffa Koonsa

Początki spektakularnej kariery Jeffa Koonsa sięgają lat 80. ubiegłego stulecia. Od początku Amerykanin obrał podobny sposób działalności, co Andy Warhol, otwierając fabrykę swoich rzeźb. I uruchomił promocyjną machinę, która działała bez zarzutu przed prawie 40 lat.

Czytaj więcej

Najdroższy artysta Europy: kim jest Gerhard Richter?

Charakterystyczną cechą rynku dzieł Koonsa do niedawna było to, że prace sprzedawano, jeszcze zanim powstały i przez wiele lat taki model się sprawdzał. Wielu kolekcjonerów przekonało się też, że na rzeźby Koonsa trzeba czekać nawet kilka lat – podobno ze względu na perfekcjonizm artysty. Wszyscy jednak mieli świadomość, że cierpliwość się opłaca – dzieła Amerykanina osiągały wysokie ceny na aukcjach. Co więcej – niektórzy handlowali nawet prawami do nieistniejących jeszcze prac artysty – co we wczesnych latach 2000 było ewenementem. 

„Puppy”, wykonana z kwiatów rzeźba Koonsa przez Muzeum Guggenheima w Bilbao.

„Puppy”, wykonana z kwiatów rzeźba Koonsa przez Muzeum Guggenheima w Bilbao.

Foto: Zarateman, CC0, Wikimedia Commons

Obsesyjna dbałość o dopracowywanie szczegółów z czasem przysporzyła Koonsowi problemów. Część kolekcjonerów z czasem zaczęła się niecierpliwić. Efekt: kilka procesów, które wytoczyli Koonsowi nabywcy jego dzieł. Jednym z nich był miliarder Steve Tannenbaum, który za trzy rzeźby Jeffa Koonsa zapłacił 13 milionów dolarów, jednak przez pięć lat nie otrzymał żadnego z nich.

Podobny pozew przeciw Koonsowi i jego agentowi złożył włoski marszand, Fabrizio Moretti. Poszło o rzeźbę „Gazing Ball”, za którą Moretti zapłacił dwa miliony dolarów, nie wszedł jednak w jej posiadanie. Wszystkie te zdarzenia podkopały nieco wizerunek Koonsa. Dla kolekcjonerów coraz częściej był artystą niepewnym.

Nowe otwarcie dla Jeffa Koonsa

Niektórzy eksperci uważają, że niesiony na fali sukcesu artysta popełnił śmiertelny grzech – czyli zaczął rozmieniać się na drobne. W ostatnich latach Jeff Koons wypuścił serię nieciekawych prac, żadna nie odniosła większego sukcesu – a przynajmniej żadna nie spełniła pokładanych w nich nadziei na miarę jednego z najdroższych żyjących artystów.

Krytycy twórczości Koonsa od lat zresztą kwestionują wartość artystyczną jego dzieł. Przede wszystkim nie trzeba mieć żadnej wiedzy o sztuce, aby jego nieco infantylne, a zdaniem niektórych wręcz kiczowate rzeźby przemawiały do wyobraźni i budziły emocje. Może właśnie dlatego stały się obiektami pożądania tak wielu kolekcjonerów na całym świecie, a ludzie tak chętnie ciągną na wystawy jego prac.

„Tulipany”, jedna z prac Jeffa Koonsa.

„Tulipany”, jedna z prac Jeffa Koonsa.

Foto: Zarateman, CC0, Wikimedia Commons

Oczywiście dzieła Jeffa Koonsa nadal osiągają ceny rzędu milionów dolarów. Jednak jeżeli porównać rekordową, wynoszącą prawie 60 milionów kwotę, którą zapłacono za rzeźbę „Balloon Dog” z 2014 roku z wycenami rzędu kilku milionów dolarów w 2020 roku. Oczywiście miała na to wpływ pandemia, ale tendencję spadkową widać gołym okiem.

W maju 2019 roku rzeźbę „Królik” sprzedano za prawie 100 milionów dolarów w domu aukcyjnym Christie’s. Jednak w przypadku tego dzieła wiadomo było, że ono istnieje. Co innego w przypadku nieistniejących prac, na które czekali kolekcjonerzy.

Wygląda na to, że nauczony doświadczeniem Jeff Koons obrał nową strategię. Wiadomo już, że odtąd dzieła Amerykanina będzie można kupować tylko wtedy, kiedy już powstaną – tak przynajmniej brzmią zapewnienia nowojorskiej galerii sztuki „Pace”, z którą artysta nawiązał współpracę w kwietniu 2021 roku. Galeria ma wyłączne prawo do reprezentowania Koonsa. Taka strategia ma podreperować wizerunek słynnego artysty wśród kolekcjonerów – a także pomóc ponieść wyceny jego prac.

W poprzedniej dekadzie Jeff Koons dwa razy pobił cenowy rekord swoich dzieł, stając się najdroższym żyjącym artystą. Wydawało się, że jego przerysowane prace, czerpiące bez skrępowania z popkultury, to idealna sztuka naszych czasów – migotliwa, łatwa w konsumpcji, wdzięczna w ekspozycji, powtarzalna i przewidywalna.

Jednak ostatnio w tej doskonale naoliwionej maszynie coś zaczęło zgrzytać. Mechanizm tworzenia kolejnych prac zaczął się zacinać, dosłownie. Teraz Jeff Koons ma nadzieję na nowy początek. Wzlotom i upadkom słynnego artysty przyjrzał się niedawno branżowy serwis Artnet.

Pozostało 88% artykułu
Sztuka
Nowe fakty na temat słynnej maski Tutanchamona. Badacze przeoczyli jeden detal
Sztuka
Sztuka wkracza do domów: jak rozpocząć przygodę z kolekcjonowaniem?
Sztuka
Magda Atkins i Ewa Ewart z nagrodą Złotego Delfina za film „Bez retuszu”
Sztuka
BMW Art Club łączy siły z Unsound Festival. Nowa odsłona prestiżowego cyklu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Sztuka
Koniec „inwazji” Banksy'ego na Londyn. Burza wokół tajemniczych murali