Wywiad pierwotnie ukazał się w papierowym wydaniu magazynu „Sukces”, dodatku dla prenumeratorów i prenumeratorek „Rzeczpospolitej”.
Jak się mieszka w Wiedniu? To podobno najlepsze na świecie miasto do życia.
Marta Gardolińska: Pod wieloma względami jest to miasto świetnie zorganizowane. Wszystko, co potrzebne do życia, można załatwić w zasięgu 20–30 minut jazdy komunikacją lub rowerem. Posiadanie samochodu ma niewielki sens, bo wszędzie szybko i bez problemu można dojechać komunikacją miejską. Wiedeń bywa nazywany zielonym miastem, ale to inna zieleń niż na przykład w Warszawie, skąd pochodzę. Brakuje mi tam właśnie warszawskiej zieleni i przestrzeni. Wiedeń z kolei ma piękną architekturę, ale jest ona bardzo „ściśnięta”. Świetnie się ją ogląda, ale na co dzień, zwłaszcza latem, bywa ciężko. Wiedeń to miasto dla ustatkowanych, dobrze zorganizowane, stworzone dla rodzin czy dla seniorów, ale niezbyt ekscytujące dla studentów.
Nie jest to Ibiza.
Do tego Wiedniowi bardzo daleko. To miasto z ogromnymi tradycjami, czuć tam tęsknotę za epoką przełomu XIX i XX wieku. Nie brakuje jednak argumentów na poparcie tezy, że Wiedeń jest świetnym miejscem do życia. Weźmy ofertę kulturalną, trudno porównać ją z czymkolwiek na świecie. Liczba i jakość wydarzeń kulturalnych, a jednocześnie ich dostępność, zdumiewa. Jeśli jednak ktoś spodziewa się, że w Wiedniu zakosztuje życia w stylu wielkiej metropolii, czeka go rozczarowanie.
To pani miasto?
Czuję się tam coraz lepiej, ale osiągnięcie tego stanu zajęło mi dziesięć lat. Gdy przyjechałam do Wiednia, byłam przyzwyczajona do tempa i energii Warszawy, w której żyje się szybciej, czuć też u nas ogromną motywację, żeby coś zmieniać, poprawiać...
Co można poprawiać w Wiedniu? Tam już wszystko jest.
W Wiedniu powoli i z konieczności przyswoiłam sobie określenie „geniessen” – rozkoszować się, długo i powoli. Gdy uczyłam się niemieckiego, to słowo doprowadzało mnie do pasji. Myślałam: nie mam czasu na geniessen! Trzeba żyć, działać! (śmiech) Teraz jest mi łatwiej wprowadzać „geniessen” w życie. Jestem na innym etapie życia i doceniam rozkoszowanie się, ale nie da się ukryć, że początki były ciężkie (śmiech).