„Nagłówki nie sprzedają gazet. Gazeciarze je sprzedają”

Nowojorski strajk gazeciarzy z 1898 roku zmienił bieg historii mediów. Bezdomne dzieci doprowadziły do spadku sprzedaży gazet o połowę, zablokowały miasto i wywalczyły sobie prawo do godnego zarobku. Ich zwycięstwo nad wielkimi magnatami prasowymi stało się symbolem siły bezsilnych. To historia prawdziwego sukcesu.

Publikacja: 08.02.2020 13:09

„Nagłówki nie sprzedają gazet. Gazeciarze je sprzedają”

Foto: sukces.rp.pl

""

ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA

Foto: sukces.rp.pl

Na rynku prasowym rządzili wtedy dwaj wydawcy William Randolph Hearst, właściciel m.in. „New York Journal” i Joseph Pulitzer ze swoim „New York World” (znanym także jako „The World”). W bezpardonowej walce o czytelnika ci wydawcy posunęli się do wielu nieetycznych zagrań – np. Hearst podkupił Pulitzerowi najlepszych redaktorów i zastosował dumping cenowy, obniżając cenę swojej gazety do 1 centa. Pulitzer, aby utrzymać się na rynku, również musiał zaryzykować i sprzedawać swój tytuł poniżej kosztów produkcji. Hearst publikował na łamach sensacyjne informacje, często niesprawdzone, wymyślone i kłamliwe. Nie ustawał w ataku tak bardzo, że przejął od Pulitzera nawet autora poczytnego komiksu „The Yellow Kid”. Zaskoczony sytuacją Pulitzer zatrudnił nowego rysownika i w obu mediach ukazywały się historie rysunkowe z tą samą postacią chłopca w żółtej sukience. Rozpoczęła się długotrwała, wyniszczająca wojna medialna określana jako „żółte dziennikarstwo” (nazwa pochodzi właśnie od „The Yellow Kid”), która trwała od jesieni 1896 do wiosny 1898 roku. (Rysunek na czołówce artykułu dotyczy właśnie tej walki).

Mimo że Pulitzer wprowadzał do swojego tytułu wiele innowacji i za wszelką cenę próbował tworzyć rzetelne dziennikarstwo, to sytuacja, jaką wytworzył Hearst, zmusiła go do złamania swoich zasad. Jego tytuł chwiał się w finansowych posadach, a utrata czytelników oznaczała rychły upadek.

Obie gazety prześcigały się wtedy w opisywaniu konfliktu kubańskiego, gdy Kubańczycy protestowali przeciwko rządom Hiszpanów, ale apogeum wybuchło w chwili, gdy Hearst zaczął publikować serię artykułów dotyczących wybuchu na stacjonującym w Hawanie amerykańskim krążowniku USS Maine. Hearst snuł oskarżenia o ataku, który doprowadził do śmierci 266 członków załogi USS Maine i zaczął otwarcie nawoływać do wojny. Informacji pozwalających ustalić, co wydarzyło się w Hawanie, nie było, i Pulitzer, chcąc nie chcąc, musiał także zacząć spekulować…

Do historii mediów, której uczy się na wszystkich kierunkach dziennikarskich na całym świecie, przeszła opisana przez Jamesa Creelmana anegdota z tamtego czasu, kiedy to…

Frederic Remington zatelegrafował z Kuby do Hearsta, aby powiedzieć mu, że na Kubie jest spokojnie i „żadnej wojny tu nie będzie”. Hearst odpowiedział „Proszę pozostać. Pan zapewni zdjęcia, ja zapewnię wojnę”…

Wybuch wojny z Hiszpanią wymusił na wydawcach zwiększenie nakładów, co w przypadku niestabilnej sytuacji sytuacji gazety Pulitzera było niemal zabójcze. Pulitzer podniósł więc marże dla gazeciarzy…

Wyzysk dzieci

W Nowym Jorku pracowało wówczas tysiące gazeciarzy. Ta grupa zawodowa składała się głównie z bezdomnych, często osieroconych dzieci (zarówno chłopców, jak i dziewczynek, choć chłopcy przeważali). Ich praca była bardzo ciężka, obarczona nie tylko wysiłkiem ale też ogromnym ryzykiem strat finansowych. Codziennie rano grupy gazeciarzy pojawiały się przed drukarniami i kupowały pakiety gazet do sprzedania na ulicy. 100 gazet po cenie nominalnej kosztowało 100 centów, ale dla gazeciarzy była oferta zniżkowa, za 100 gazet płacili 50 centów, później 60 centów, jeśli więc sprzedali cały pakiet mieli więc 40 centów zarobku.

""

Lider strajku Kid Blink, ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA

Foto: sukces.rp.pl

W tej ofercie wydawców tkwił jednak pewien haczyk – za niesprzedane gazety nie przysługiwały żadne zwroty. Dziecko, które kupiło rano 100 gazet, a sprzedało w ciągu dnia mniej niż 60 sztuk – ponosiło stratę. Aby tego uniknąć gazeciarze sprzedawali rozprowadzane tytuły nawet do późnych godzin nocnych, dzieci snuły się po zmroku po pustych ulicach i błagały o kupno wydawnictw ostatnich przechodniów. A rano znów stawiały się przed drukarnią, po następny pakiet.

Tylko w najlepszych punktach miasta (o które trwała ciągła walka) można było sprzedać pakiet 100 gazet, zazwyczaj więc gazeciarze płacili za pakiety 25, góra 50 gazet. Ich zarobek był więc już na samym wstępie niemal minimalny. Zupełnie inaczej wyglądało to z drugiej strony – gazeciarzy było tak wielu, że zapewniali oni zbyt ogromnej części nakładu gazet. Przy takiej skali oszczędności na gazeciarzach były dla każdego wydawnictwa bardzo kuszące…

""

ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA

Foto: sukces.rp.pl

Pulitzer podczas wojny hiszpańsko-amerykańskiej, jaka wybuchła w efekcie powstania antyhiszpańskiego na Kubie, podniósł cenę pakietu na 100 gazet z 60 aż do 85 centów. Hearst zrobił to samo. Zmniejszenie zarobków gazeciarzy przepełniło czarę goryczy i małoletni gazeciarze podjęli strajk. Prawdziwy wielki strajk.

21 lipca 1899 roku dzieci przestały pracować i rozpoczęły serię manifestacji. Okupowały most Brookliński, zatrzymały nie tylko ruch uliczny, ale także niemal całą dystrybucję informacji dla wielu miast Nowej Anglii. Zaskoczeni sytuacją magnaci prasowi potraktowali to jak szantaż i nie chcieli się ugiąć, tymczasem dzieci postanowiły prowadzić swój strajk aż do skutku. Ich odmowa pracy doprowadziła do spadku nakładu „New York World” z 360 000 do 125 000 egzemplarzy!

Uznaje się, że przywódcą dziecięcego strajku, a i zapewne i jego inicjatorem, był niewidzący na jedno oko małoletni gazeciarz Louis Baletti, do którego przylgnął przydomek Kid Blink. Młody buntownik potrafił świetnie przemawiać i domagał się rozmowy z Pulitzerem, aby w jej efekcie skończył się wyzysk ekonomiczny gazeciarzy. Wraz z grupą dzieci stawiał się przed drukarnią Pulitzera i nie odbierał gazet. Zorganizował tutaj nawet akcję blokującą łamistrajków – polegała ona na obrzucaniu zgniłymi owocami gazet tych gazeciarzy, którzy zdecydowali się kupić swoje pakiety do sprzedaży na ulicy. Nie atakowano dzieci, wystarczyło zniszczyć ich gazety (zwrotów przecież nie było), bo nikt nie kupiłby przemiękłego papieru…

""

ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA

Foto: sukces.rp.pl

Dziecięcy protest rósł w siłę – gazeciarze pojawili się przed drukarnią i rozrzucali wprost z wyjeżdżających z drukarni wozów gazety na ulicę. Krzyczeli przy tym wymowne hasła „Nagłówki nie sprzedają gazet. Gazeciarze je sprzedają”, „Jeśli my nie sprzedajemy gazet – nikt nie sprzedaje gazet”… Z dnia na dzień, mimo prób pacyfikacji siłą, strajk gazeciarzy się rozrastał. Pięć tysięcy dzieci okupowało m.in. wejścia do siedzib redakcji i drzwi do mieszkania Pulitzera.

Ponieważ na nic zdawały się próby rozgonienia manifestacji, w końcu Pulitzer zaczął naradzać się z Hearstem, i we współpracy z burmistrzem opracowano profesjonalny plan pacyfikacji manifestacji gazeciarzy. Dzieci zostały zaatakowane przez kilkuset policjantów oraz grup ochroniarzy wynajętych przez magnatów prasowych. Zatrzymanych i pobitych było tak wielu, że wydawało się, iż strajk został ostatecznie rozbity. Protestujące dzieci masowo stawiano przed sądem (bez adwokatów), odsyłano do przytułków, skazywano na kary grzywny z zamianą na areszt, a z prowodyrów próbowano zrobić łamistrajków…

Ale mimo pacyfikacji strajk trwał, choć frekwencja znacznie się zmniejszyła. Gazety próbowały więc same wynająć łamistrajków. Zaproponowano pracę gazeciarzy dorosłym – nie było jednak chętnych. I mimo że kolejne manifestacje były tłumione biciem przez policję – o tych nadużyciach nie napisała żadna amerykańska gazeta, o co ponoć osobiście zadbał sam Pulitzer.

""

ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA

Foto: sukces.rp.pl

W ciągu dwóch tygodni strajku gazeciarzy pismo Pulitzera straciło 2/3 obrotu. Sprawą niezwykłego protestu, mimo ciszy medialnej, zaczęło się interesować coraz więcej osób, po stronie gazeciarzy stanął m.in. gubernator Teddy Roosevelt. Sytuacja stawała się patowa i wręcz niemożliwa do przełamania, skoro siła nie pomagała… W końcu Pulitzer ustąpił. Co prawda ceny za pakiet gazet pozostały bez zmian, ale gazeciarze mogli od tej pory otrzymywać od redakcji zwrot za niesprzedane egzemplarze. Gwarancja zwrotu oznaczała nieponoszenie strat i co za tym idzie – gazeciarze nie musieli już pracować po zachodzie słońca i w nocy.

Wydaje się, że Joseph Pulitzer, mimo że był twardym biznesmenem, odczuwał psychiczny ciężar sytuacji, jaką wywołał. Już w 1892 roku zaproponował rektorowi Columbia University zorganizowanie szkoły dla dziennikarzy, ale nie doszło to do skutku. Szkoła jednak powstała kilka lat później – w 1903 roku. Columbia School of Journalism istnieje do dziś, jest jedną z najbardziej liczących się na świecie uczelni dziennikarstwa. Adepci mediów poznają w niej m.in. etykę zawodu.

Pulitzer, który zmarł w 1911 r., zapisał w swoim testamencie młodym dziennikarzom 2 miliony dolarów (niektóre źródła mówią o milionie). Nagrody miały być przyznawane dziennikarzom przez samych dziennikarzy. Pierwsze Nagrody Pulitzera – dziś najbardziej prestiżowe wyróżnienie w dziedzinie mediów – Uniwersytet Columbia przyznał w 1917 roku.

Inwestując w rozwój etyki mediów i nauki zawodu dziennikarstwa Pulitzer w jakiś sposób spłacił swój dług wobec tej grupy zawodowej i odwrócił się od kreowania fałszywych informacji. Pomijając już nawet ten aspekt – wojna między „New York Journal” a „New York World” stworzyła podwaliny pod media, jakie znamy dzisiaj; sprawiła, że gazety wciąż konkurują ze sobą i ścigają się na najważniejsze tematy. Ale przede wszystkim wzbudziła w odbiorcach potrzebę śledzenia bieżących informacji w prasie.

A gazeciarze? Im udało się osiągnąć coś ważniejszego. Protestujące dzieci nie wywalczyły podwyżek dla tych kilku tysięcy uczestniczących w nowojorskim strajku. Ich protest i determinacja doprowadziły do zmiany całej metody wynagradzania gazeciarzy. Zmieniły system.

Ilustracja: Żółte dziennikarstwo” – grafika Leona Barritta dotycząca wojny hiszpańsko-amerykańskiej. ówcześni magnaci prasowi Pulitzer i Hearst zostali na niej przedstawieni w żółtej sukience przypisanej pierwotnie słynnej komiksowej postaci „The Yellow Kid”.
Pierwsza publikacja w „Vim” nr 2 (1898). Library of Congress Prints and Photographs Division Washington/domena publiczna USA.

Na rynku prasowym rządzili wtedy dwaj wydawcy William Randolph Hearst, właściciel m.in. „New York Journal” i Joseph Pulitzer ze swoim „New York World” (znanym także jako „The World”). W bezpardonowej walce o czytelnika ci wydawcy posunęli się do wielu nieetycznych zagrań – np. Hearst podkupił Pulitzerowi najlepszych redaktorów i zastosował dumping cenowy, obniżając cenę swojej gazety do 1 centa. Pulitzer, aby utrzymać się na rynku, również musiał zaryzykować i sprzedawać swój tytuł poniżej kosztów produkcji. Hearst publikował na łamach sensacyjne informacje, często niesprawdzone, wymyślone i kłamliwe. Nie ustawał w ataku tak bardzo, że przejął od Pulitzera nawet autora poczytnego komiksu „The Yellow Kid”. Zaskoczony sytuacją Pulitzer zatrudnił nowego rysownika i w obu mediach ukazywały się historie rysunkowe z tą samą postacią chłopca w żółtej sukience. Rozpoczęła się długotrwała, wyniszczająca wojna medialna określana jako „żółte dziennikarstwo” (nazwa pochodzi właśnie od „The Yellow Kid”), która trwała od jesieni 1896 do wiosny 1898 roku. (Rysunek na czołówce artykułu dotyczy właśnie tej walki).

Pozostało 89% artykułu
Sukces Story
Bogna Sworowska wróciła na światowe wybiegi w wieku 57 lat. „Spełniam marzenia”
Sukces Story
Jego pomysł nazywano błędem. Oskar Zięta zbudował na tym biznes wart miliony
Sukces Story
Litwinka stworzyła biznes wart miliardy dolarów. Pomysł narodził się na imprezie
Sukces Story
Najbardziej pożądane miejsce pracy w świecie mody wciąż puste. Kto je zajmie?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Promocyjny
Zaskocz na plaży — najnowsze trendy w bikini, które warto znać