Boże Narodzenie. Celebrowane przez wiele polskich rodzin, ma służyć umacnianiu bliskości i miłości, ma przynosić radość, bo oto świętujemy narodziny Dzieciątka, narodziny tego, co niewinne, bezbronne, ale jakże kochane.
Nie każdy z nas potrafi w pełni cieszyć się rodzinną wieczerzą.
Niektórzy już na kilka tygodni przed Wigilią chodzą poddenerwowani, bo trzeba będzie nie tylko z potrzeby serca, ale też z obowiązku i pod przymusem tradycji podzielić się z bliskimi opłatkiem. A potem zasiąść do wspólnego stołu.
Chrześcijańska kultura zwłaszcza w ten grudniowy czas każe przebaczyć, każe zapomnieć o wszelkich urazach i krzywdach. Niestety ludzkie emocje i uczucia nie ulegają zbyt łatwo nakazom – czujemy, co czujemy, a gdy staramy się pod przymusem zmienić rzeczywistość uczuć, nie zawsze się to udaje.
Jeśli jednak postanowiliście prawdziwie pożegnać urazy i wyrzuty sumienia, warto zwolnić, tak zorganizować czas, żeby w te grudniowe dni złapać choć trochę oddechu, pobyć w spokoju sam na sam z sobą i na początek zadać sobie pytanie: Po co mam wybaczyć?
Pokuszę się o stwierdzenie, że wybaczamy, by poczuć się dobrze. Dobrze z sobą. Wybaczamy przede wszystkim dla siebie. Przymus duchowych idei nie zadziała, jeśli nie zatroszczymy się o własne uczucia. Gdy zostaliśmy skrzywdzeni, tracimy zaufanie do świata, do innych ludzi, do siebie samych. Tracimy pewność siebie, radość życia, szacunek do siebie i innych. Podobnie dzieje się w sytuacji, gdy to my, niechcący lub świadomie, skrzywdziliśmy kogoś. Wybaczając sobie lub drugiemu człowiekowi, uwalniamy się od strachu, bezradności, gniewu, wyrzutów sumienia czy wstydu – po to, by doświadczyć najlepszej wersji siebie – osoby radosnej, pewnej siebie, życzliwej. Osoby, która szanuje własną godność i godność drugiego człowieka.