Odlotowe kosmetyki odlotowych dziewczyn

Obie przez kilkanaście lat związane były z korporacjami. Ela jako biegła rewidentka, Ola,  specjalistka od sprzedaży. Dwa lata temu wymyśliły sobie biznes, kosmetyki naturalne. Teraz inni dają im za to nagrody.

Publikacja: 27.11.2019 16:00

Odlotowe kosmetyki odlotowych dziewczyn

Foto: sukces.rp.pl

Elżbieta Karwik (41 l.) i Aleksandra Lemmle (42 l.) cieszyły się mocną pozycją zawodową, doskonale zarabiały i właściwie nic nie stało na przeszkodzie, aby do emerytury pozostać „panią od Excela” i „panią od relacji.”  

To był typowy syndrom „złotej klatki”. Ale w końcu przychodzi taki moment, że masz tego dosyć. Ja miałam dosyć zajmowania się cudzymi pieniędzmi. Chciałam robić coś dla ludzi; coś, co im sprawi radość.

– mówi Ela Karwik.

Znajomi i rodzina patrzyli nas jak na kosmitki. Uważali, że nas… porąbało.

– dodaje ze śmiechem Ola Lemmle.

Nie od razu zdecydowały się na kosmetyki – w grę wchodziła także marka modowa, na przykład jedwabne szaliki ozdobione reprodukcjami najbardziej znanych polskich obrazów. Zadecydowała lista „za i przeciw.”  – Wyszło nam, że na temat kosmetyków wiemy znacznie więcej – mówi Ola. – Była to wiedza na temat rzeczy, których pod żadnym pozorem robić nie należy. 

Następnym krokiem był internetowy kurs personal brandingu i lista wartości dzielonych przez obie właścicielki. W ten sposób powstało DNA marki, która w ostatecznej wersji przybrała nazwę Be the Sky Girl.  

""

Foto: Agnieszka Kubilus

sukces.rp.pl

""

Foto: Agnieszka Kubilus

sukces.rp.pl

To marka, która kocha kobiety takimi, jakie są; mówi im, że są piękne, bo piękno rodzi się wewnątrz, a kosmetyki jedynie pomagają je wydostać. Nazwa nie jest przypadkowa: to skierowane do dziewczyn przesłanie – a dziewczynami są w tym przypadku wszystkie kobiety, niezależnie od numeru PESEL w dowodzie – żeby nie bały się marzyć, czyli – żeby nie bały się latać.  

Be the Sky Girl to obecnie linia 17 kosmetyków pielęgnacyjnych, w pełni naturalnych, pielęgnujących każdą skórę. Preparaty nie zawierają żadnych szkodliwych substancji – parabenów, silikonów, PEG-ów, SLS-ów, SLES-ów, są przyjemne w użyciu, pięknie pachną. Do tego dochodzą pomysłowe nazwy i specjalne przesłania. Na przykład: „Zmarszczki są dowodem na to, że często się śmiejesz. Piękno to energia, którą w sobie nosisz”. Albo: „Pamiętaj, kochana, 40 to nowe 20. Młodość to stan umysłu”. I oczywiście dokładne informacje na temat składników i ich wpływu na skórę, napisane prostym, zrozumiałym językiem.

– Za wszelką cenę chcemy unikać nowomowy – tłumaczy Ola. – Zależało nam także na tym, aby kosmetyki naturalne przestały kojarzyć się z nijakimi, aptecznymi opakowaniami, dlatego sięgnęłyśmy po eleganckie opakowania, takie trochę „glamurowate”. 

Grupą docelową są kobiety w każdym wieku, również i te, które nie interesowały się naturalnymi kosmetykami, o średnio zasobnym portfelu – ceny kosmetyków to mniej więcej środek rynku. Szansa na zaprezentowanie się szerszej publiczności przyszła już po trzech miesiącach, a pomogły wcześniejsze korporacyjne kontakty. – Poszłyśmy do Aelia Duty Free, operatora sklepów wolnocłowych na lotniskach – wspomina Ola – Powiedziałyśmy, że jesteśmy Sky Girl i potrzebujemy pasa startowego. Dostałyśmy cztery miesiące i cele sprzedażowe. Przekroczyłyśmy je kilkakrotnie. 

""

sukces.rp.pl

Efekt – marka nie tylko pozostała na pięciu polskich lotniskach, ale – z racji odświeżających właściwości i małych, poręcznych opakowań – zyskała miano „tych kosmetyków dla stewardess”. Można je też znaleźć w drogeriach, butikowych perfumeriach i w sklepie internetowym.

Jak to się spina biznesowo? Dziewczyny przyznają, że na milionowe obroty muszą jeszcze poczekać, ale po dwóch latach finansowania zgodnie z zasadą „trzech F” – family, friends and fools (rodzina, przyjaciele i wariaci) – zaczęły w końcu wychodzić na swoje. Marzy im się eksport – najpierw na rynki unijne, potem dalej. Zapewne na Bliski Wschód, bo już pukają do nich dystrybutorzy z Dubaju i innych krajów Zatoki Perskiej.  

– Wiemy, że dalej same nie pociągniemy, więc szukamy inwestora – mówi Ela. – Ale takiego, który zostawi nam wolną rękę. Nie chcemy iść na skróty, a już na pewno nie kosztem jakości. Niejednokrotnie słyszały, że w tym samym czasie, w którym wypuszczają na rynek jeden krem, można by wypuścić trzy. – Bo my w nieskończoność testujemy – mówi Ola. – Chcemy mieć pewność, że nowy kosmetyk jest dokładnie tym, o który nam chodziło. 

Tak było w przypadku kremu Agent White. James White, który wracał do poprawek ponad 20 razy. – Przy dwudziestym podejściu pojechałyśmy do producentki z ciastem – mówi Ola. – Żeby nas za drzwi nie wyrzuciła. 

Elżbieta Karwik (41 l.) i Aleksandra Lemmle (42 l.) cieszyły się mocną pozycją zawodową, doskonale zarabiały i właściwie nic nie stało na przeszkodzie, aby do emerytury pozostać „panią od Excela” i „panią od relacji.”  

– mówi Ela Karwik.

Pozostało 95% artykułu
Sukces Story
Bogna Sworowska wróciła na światowe wybiegi w wieku 57 lat. „Spełniam marzenia”
Sukces Story
Jego pomysł nazywano błędem. Oskar Zięta zbudował na tym biznes wart miliony
Sukces Story
Litwinka stworzyła biznes wart miliardy dolarów. Pomysł narodził się na imprezie
Sukces Story
Najbardziej pożądane miejsce pracy w świecie mody wciąż puste. Kto je zajmie?
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Materiał Promocyjny
Zaskocz na plaży — najnowsze trendy w bikini, które warto znać
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje