– U nas wszystkie decyzje biznesowe muszą być podejmowane rozważnie. Żadnych rewolucji tylko ewolucja. W takiej firmie jak nasza nie ma miejsca na skoki na głęboką wodę, ryzykowne posunięcia. – zaczyna opowieść Krzysztof Gaszewski, który razem z żoną, Moniką prowadzi specjalistyczne gospodarstwo ogrodnicze w Milanówku, założone przez jego pradziadka w 1928 r..
Kwiatki i rozmowy
Nieustannie krążą między rzędami namiotów wypełnionych po brzegi barwnymi dywanami kwiatów, które później zdobić będą klomby zespołu pałacowego w Nieborowie oraz balkony i ogrody miłośników kwiatów. Po zioła, bratki, niezapominajki, pelargonie, begonie, lawendy czy chryzantemy przyjeżdżają na Zachodnią klienci z całego kraju. – Nasi odbiorcy to mieszkańcy bliższej i dalszej okolicy. A także ich rodziny z Krakowa, Wrocławia, Rzeszowa czy z północy Polski. Kupili u nas materiał raz, drugi, trzeci, spodobał im się więc wracają – tłumaczy Monika Gaszewska.
Z wykształcenia dziennikarz, z zamiłowania ogrodnik, od niemal dwudziestu lat sadzi, podlewa, pieli i przycina rośliny, jednocześnie doradzając klientom, jak je pielęgnować. – Do nas nie przychodzi się jak do sklepu, tylko jak do znajomych. Więc często kończy się to tak, że stoimy z klientem przy furtce i rozmawiamy, a podlewanie czeka. Ale dzięki temu mamy przyjemną przerwę w pracy – śmieje się.
Na dobre i na złe
-Największy sukces? Moment, kiedy przychodzi klient, pochwalić się, że wygrał konkurs dzielnicowy na balkon czy podziękować, za ładne kwiaty. Oczywiście, to w dużej mierze ich zasługa, bo potrafili odpowiednio je pielęgnować, ale materiał wyjściowy też był ok – mówi Krzysztof Gaszewski.