Nosi je Johny Deep, Rick Blain z „Casablanki”, Indiana Jones i Pharrell Williams. Pod koniec XX w. zostały wyparte przez praktyczniejsze czapki, ale ostatnio wracają do łask. Wciąż istnieją duże wytwórnie męskich kapeluszy. Tonak w Nowym Jiczynie, Polkap w Skoczowie, włoska fabryka Borsalino czy amerykański Stetson.
A kapelusznicy? Szaleni istnieli naprawdę. Poważne zaburzenia neurologiczne powodowało wdychanie oparów rtęci, która dawniej była używana przy wytwarzaniu kapeluszy. Stąd angielskie powiedzenie „mad as a hatter”. Ale tych prawdziwych – rzemieślników – coraz mniej.
Jan, z którym spotykam się w jego pracowni zupełnie nie sprawia wrażenia szalonego. Oprócz niego i działającej od XIX w. Pracowni Cieszkowski, w Warszawie męskie kapelusze wytwarza ręcznie jeszcze tylko jedna osoba, skupiona jednak na kapeluszach damskich. Jan działa pod marką Sternik&Kuter, a wkrótce pod nazwiskiem po babci, Jan Potz. O kapeluszach i powoływaniu ich do życia może opowiadać godzinami. Wzorem w jego pracy są działania jakie podejmuje Nick Fouquet. Niszowe, autorskie i bezkompromisowe.