Początek listopada przynosi kolejne ograniczenia znane z marcowego lockdownu. Tym, co różni nowe obostrzenia od tych z wiosny jest większa swoboda w podróżach za granicę. Dzieje się tak m.in. dlatego, że jak wykazali ostatnio naukowcy z Uniwersytetu Harvarda, ryzyko zakażenia na pokładzie samolotu jest stosunkowo niewielkie.
Czy w samolocie można się zarazić koronawirusem? Nowe ustalenia
Opublikowany w ubiegłym tygodniu raport autorów z amerykańskiego uniwersytetu Harvarda analizuje skuteczność linii lotniczych w walce z koronawirusem. W tym celu naukowcy prześledzili całą drogę pasażera – od wejścia na pokład samolotu po wyjście z lotniska docelowego – i odkryli, że zastosowane przez przewoźników sposoby ograniczenia transmisji wirusa, takie jak modyfikacje systemów wentylacji, obligatoryjne maseczki dla wszystkich na pokładzie, procedury dezynfekcji czy pomiary temperatury, przyniosły pożądany efekt.
Czytaj też: Tak mogą wyglądać podróże lotnicze po pandemii. Będzie zupełnie inaczej
„Takie podejście zmniejsza ryzyko transmisji wirusa na pokładzie samolotu poniżej poziomu innych rutynowych czynności w czasie pandemii, takich jak zakupy w sklepie spożywczym czy wizyty w restauracji” – piszą autorzy raportu. Naukowcy przypominają jednak, że do czasu szerokiej dostępności szczepionki na koronawirusa, ryzyko zarażenia na pokładzie samolotu nie może zostać całkowicie wyeliminowane.
Od początku pandemii przeprowadzono wiele symulacji i badań, sprawdzających bezpieczeństwo pasażerów. W sierpniu Arnold Barnett, profesor statystyki z Massachusetts Institute of Technology, obliczył, że ryzyko zarażenia Covid-19 przy pełnym obłożeniu wynosi 1 do 4300. Gdy linie lotnicze decydują się na pozostawienie pustego środkowego fotela, ryzyko jest jeszcze mniejsze i wynosi 1 do 7700.