Dlaczego czołowi amerykańscy politycy drżą przed Taylor Swift?

Ponad połowa dorosłych Amerykanów uważa się za jej fanów i twierdzi, że ma ona wpływ na ich decyzje wyborcze. Nic więc dziwnego, że najpotężniejsi politycy z obozu demokratów i republikanów zabiegają o jej względy. Mówienie o Taylor Swift jako o ikonie światowej kultury popularnej XXI wieku to już za mało. Czas mówić o fenomenie. Taylor Swift: gwiazda popkultury, przed którą drży Donald Trump

Publikacja: 01.08.2024 12:20

Taylor Swift da w Warszawie aż trzy koncerty.

Taylor Swift da w Warszawie aż trzy koncerty.

Foto: REUTERS

Tekst ukazał się pierwotnie w papierowym wydaniu „Sukcesu”, magazynu dostępnego dla prenumeratorów „Rzeczpospolitej”

Tegoroczna walka o Biały Dom w USA będzie najważniejsza dla świata od dekad. Od jej wyniku zależy przyszłość Ukrainy, ale i Europy. Co wspólnego z tak poważnym tematem, jak wybory w USA, może mieć Taylor Swift, piosenkarka, autorka tekstów, zdobywczyni 13 nagród Grammy, w tym – jako jedyna w historii – czterech za album roku? Cóż, więcej, niż nam się wydaje.

Taylor Swift kontra republikanie. „Nie mieszaj się do polityki”

„Dlaczego tak popularna osoba miałaby zniechęcać do siebie swoich fanów? Nie mieszaj się w politykę! Nie chcemy cię tu!” – grzmiała w programie „The Five” na antenie konserwatywnej telewizji Fox News prezenterka Jeanine Pirro. „Może zanim cokolwiek powie, niech zastanowi się dwa razy” – dodawał komentator polityczny Sean Hannity. 

Trwogę w szeregach tradycyjnych światopoglądowo Amerykanów wzbudzić mogły ubiegłoroczne badania udostępnione przez pracownię Morning Consult, z których wynika, że 53 proc. dorosłych Amerykanów uważa się za fanów Swift. 55 proc. z nich to demokraci, a tylko 23 proc. – republikanie.

Czytaj więcej

Walka o władzę w rodzinie magnata medialnego. Historia jak z serialu „Sukcesja”

Jeszcze ciekawiej statystyki układają się pod względem płci – 52 proc. stanowią kobiety, 48 proc. – mężczyźni. W zdecydowanej większości (74 proc.) biali.

To wytrąca argumenty wszystkim tym, którzy traktowali Taylor Swift jako gwiazdkę śpiewającą do nastolatek ze złamanym sercem. 45 proc. fanów Amerykanki to milenialsi [osoby urodzone między 1980 a 1995/2000 rokiem – red.], 23 proc. – osoby z pokolenia baby boomers [urodzone po wojnie, do roku 1955/1965 – red.], 21 proc. – przedstawiciele generacji X [urodzeni w latach 60. i 70. XX wieku – red.], a tylko 11 proc. – „zetki” [osoby urodzone w latach 1995–2012 – red.]. Wszystko to oznacza, że Swift ma ogromny potencjał polityczny. Szczególnie dla demokratów. 

Przed poprzednimi wyborami Taylor zareagowała na rasistowskie tweety Trumpa, szkalujące m.in. marsze Black Lives Matter, które zalały amerykańskie ulice po zabójstwie w 2020 roku w Minneapolis George’a Floyda. Napisała: „przegłosujemy cię w listopadzie”. Tak też się stało.

Jaka w tym zasługa 30-letniej wówczas gwiazdy? Część dziennikarzy, choćby „New York Timesa”, twierdzi, że niedecydująca. Jednak badacze uniwersytetu Berkeley mówią, że znacząca. Głos zabrała też była dyrektor ds. strategii komunikacji Białego Domu Alyssa Farah Griffin. Twierdzi, że „Swift jest jedyną osobą, która może pokonać Trumpa w wyborach”. 

 Taylor Swift na celowniku cancel culture

Swift nie zawsze była tak odważna w wyrażaniu swoich poglądów politycznych. Zaczynając karierę jako gwiazda muzyki country – potężnego przemysłu w Stanach, z dominującą rolą konserwatywnych białych mężczyzn – miała w głowie historię popularnego, kobiecego zespołu teksańskiego The Dixie Chicks (dziś The Chicks).

Był 2003 rok, gdy frontmanka Natalie Maines powiedziała ze sceny, że jako grupa potępiają wojnę w Iraku i wstydzą się za to, że George W. Bush to Teksańczyk. Wykonywany przez zespół cover piosenki „Landslide” zespołu Fleetwood Mac w ciągu dwóch tygodni zniknął z listy przebojów „Billboardu”, tysiące rozgłośni country przestały grać ich muzykę, listy z groźbami śmierci przychodziły regularnie, a muzyczki stały się ofiarami kultury wykluczenia na niemal 14 lat. O polityce w country lepiej nie rozmawiać. A już na pewno nie krytykować republikanów. A że Taylor od zawsze odrabiała wszystkie lekcje, zapamiętała także i tę.

Czytaj więcej

Hotel z Krakowa wśród najlepszych w Europie. Stoi w najstarszej części miasta

Gdy dziennikarze zapytali Swift w 2012 roku o plany wyborcze, odpowiedziała: „Wciąż się edukuję, wiem, że mam wielki wpływ na słuchaczy, dlatego nie chcę się mieszać w politykę. Za mało wiem, żeby mówić ludziom, na kogo powinni głosować”. Grzeczna dziewczynka. Do czasu. Bo już wkrótce, podkreślając za każdym razem swoje chrześcijańskie dziedzictwo, zaczęła głośno opowiadać się pro-choice, wspierać środowisko LGBTQ+, potępiać rasizm systemowy. W końcu, ostrzegana i zniechęcana przez management, dała znać fanom, że w wyborach prezydenckich 2020 roku popiera Joe Bidena i Kamalę Harris. „Dziś czuję się inaczej. A moim kandydatem zawsze będzie ten, kto dba o prawa człowieka (…)”.  

Donald Trump o Taylor Swift: zrobiła karierę na zemście, to mi imponuje

Donald Trump pytany o Taylor Swift odpowiedział: „Lubię ją, zrobiła karierę na zemście, co bardzo mi imponuje (…)”. Po chwili, puentując w swoim stylu i zaprzeczając badaniom, dodał: „Jej fani mają 13 lat. Nawet nie mogą głosować”. 

Jak donoszą naukowcy z uniwersytetu Monmouth – 18 proc. Amerykanów jest przekonanych, że Swift jest tajną bronią demokratów. Aż 83 proc. z nich to wyborcy Trumpa. 

Mówimy o osobie, którą magazyn „Time” ogłosił Człowiekiem Roku 2023. „Chcieliśmy, by w tym roku zwyciężyła osoba, która niesie ze sobą światło” – pisał w podsumowaniu redaktor naczelny Sam Jacobs. 

Mówimy o osobie, która ma wpływ nie tylko na wybory społeczne, ale i politykę międzynarodową. Justin Trudeau, premier Kanady, zaczął głośno mówić o zmianach prawnych w regulacjach dotyczących sprzedaży biletów, gdy tylko okazało się, że trasa koncertowa Eras może ominąć jego kraj.

Niezadowolenie z pominięcia Australii wyrazili tamtejsi politycy. Była premier Wielkiej Brytanii Liz Truss cytowała Swift w Izbie Gmin w Dniu Kobiet. A wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Margaritis Schinas wpadł na pomysł wykorzystania siły Swift, aby zachęcić ludzi do głosowania w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Mówimy o osobie, której fenomen badają największe uniwersytety. Na Harvardzie możemy się uczyć na kursie „Taylor Swift i jej świat”, dokonując literackiej i estetycznej analizy muzyki i tekstów artystki oraz ich wpływu na sztukę, kulturę i literaturę amerykańską. A na Stanfordzie zapiszemy się na zajęcia „Ostatnia wielka amerykańska autorka tekstów: Storytelling Taylor Swift”. 

Jak zadebiutowała Taylor Swift?

Jej debiutancki album studyjny wydała w 2006 roku wytwórnia Big Machine Records. Taylor Swift miała 17 lat. Większość tekstów napisała sama. Ku zaskoczeniu wszystkich „Taylor Swift” wskoczył na 19. miejsce Billboard 200 i stał się albumem, który utrzymał się na liście najdłużej ze wszystkich wydanych w tej dekadzie.

Wychowywała się w Wyomissing w Pensylwanii na farmie świątecznych choinek. Rodzice, oboje pracujący w branży finansowej, mieli odegrać wkrótce ogromną rolę w karierze córki.

W szkole wygrywała konkursy literackie. Talent do słowa i muzyki miała od małego. W domu słuchało się Shanii Twain, Faith Hill i LeAnn Rimes [amerykańskie piosenkarki country – red.]. Country było gatunkiem, w którym czuła się najlepiej. I które wyrażało wszystko to, co przeżywała – smutek, radość, zawód. A nastolatki przeżywają głębiej. Jej mama pochodzi z Teksasu, nic więc dziwnego, że zainteresowania Taylor powędrowały na południe Stanów. Nagrywała taśmy demo i wysyłała do wytwórni do Nashville. Na początku bez odzewu.

Gdy miała 12 lat, zaproszono ją do odśpiewania hymnu podczas meczu drużyny Sixers. Gdy rozemocjonowana chwilę po zadzwoniła do koleżanek, żeby wyjść na wspólne dziewczyńskie spotkanie w lokalnym supermarkecie, te wywinęły się nauką. Koleżanki do marketu, owszem, poszły. Tyle że bez Taylor. Traf chciał, że córkę w to miejsce w tym samym czasie zabrała mama. Jedno z największych rozczarowań w życiu dziewczynki. Taylor znalazła sposób na polepszenie samopoczucia. Napisała tekst. I zrozumiała, że jest dobra w opisywaniu swoich reakcji na świat, wydarzenia, w których bierze udział, bólu.

Niedługo potem Swiftowie przenieśli się do Nashville. Kariera córki stała się priorytetem. Podczas jednego z konkursów talentów w Bluebird Cafe zwróciła na siebie uwagę Scotta Borchetty’ego, byłego managera Universal, który w 2005 roku założył własną wytwórnię Big Machine. Bezbłędnie wyczuł potencjał: muzyka Swift miała zacząć trafiać tam, gdzie od dawna country nie miało wstępu – pod strzechy nastolatków. 

Kanye West upokarza Taylor Swift

Po debiucie, który okazał się hitem, wydała kolejną płytę – „Fearless”. Jako nieustraszona ruszyła w świat. Album zadebiutował na pierwszym miejscu listy Billboard 200. I wydawało się, że jedyne, co może dotknąć tę artystkę, to złamane serce. Tym bardziej że Taylor wygrała właśnie nagrodę VMA za najlepsze wideo do piosenki „You Belong With Me”. Podczas gali wręczenia wzruszonej nastolatce przemowę przerwał Kanye West. Wyrwał mikrofon i ogłosił, że nagroda należy się Beyoncé za „Single Ladies”. Taylor zastygła, była pogubiona. Jej reakcję można zobaczyć w dokumencie „Miss Americana” (Netflix). 

Przez lata opowiadała w prasie, że to kolejny raz, kiedy ktoś upokorzył ją tak, jak wcześniej zrobiły to koleżanki. Ale gorzej, bo przed całą branżą – ludźmi, których znała i podziwiała. 

Co na to Taylor? Napisała nowy album. W piosence „Innocent” śpiewa: „To, co zrobiłeś, nie określa tego, kim jesteś”. Wybaczyła raperowi. Być może dlatego, że łaknęła przyjaciół. Chciała być lubiana. Często chciała za bardzo, co zaczęły jej wyrzucać brukowce i nieprzychylni komentatorzy.

Kolejne płyty stawały się rozliczeniem z nieudanymi miłościami. Z tego też miała wkrótce zasłynąć. Prasa kpiła: „Strach być w związku z Taylor. Gdy się nie uda, wyda o tobie kolejną płytę”. Swift sprawiała wrażenie, że nic sobie z tego nie robi. Zaśpiewała „Shake it Off” (album „1989”), gdy kolejne tytuły wyliczały kochanków – łączono ją już wtedy z muzykiem Harrym Stylesem (miał zainspirować piosenki „Style” i „Out of the Woods”) czy aktorem Jakiem Gyllenhaalem („We Are Never Ever Getting Back Together”). Uwiła gniazdko w gronie sławnych przyjaciółek, od Leny Dunham, po Karlie Kloss i Selenę Gomez. I znów było pięknie.

Kim są „Swifties”?

Taylor odeszła od country i okazało się, że tak samo dobrze, a może lepiej, radzi sobie w popie. Radziła sobie ze wszystkim, oprócz towarzystwa. West przypomniał sobie o Taylor obrażającym gwiazdę songiem „Famous” i wideo, w którym upodobniona do Taylor naga figura woskowa leży z nim w łóżku. To była wojna. Tylor przestała być tylko miłą dziewczyną z sąsiedztwa. Mimo to nie dała rady presji: do potyczek dołączyła Kim Kardashian i jej zwolennicy, rozstanie z Calvinem Harrisem, szkockim DJ-em i producentem muzycznym, nie pomagało, do tego oskarżono ją, że zabiera zdanie w sprawach społecznie istotnych tylko dlatego, że jest to opłacalne. 

Taylor zniknęła z mediów, żeby po miesiącach ciszy… wrócić z nową muzyką. Album „Reputation” był o manipulacjach, rozczarowaniach, plotkach. Znów opowiedziała swoją historię. I znów utożsamiły się z nią miliony fanów. 

Czarne chmury jednak nie ustępowały znad głowy Swift. I te jednak potrafiła przekuć w sukces. Gdy rozstawała się z wytwórnią, kiepski kontrakt pozbawiał ją praw do nagranych płyt – straciła prawa do swojej twórczości. Prawnicy jednak znaleźli haczyk – Swift zachowała bowiem prawa autorskie do samej muzyki i tekstów, dzięki czemu mogła nagrać albumy po raz kolejny. Na własnych warunkach. Z dopiskiem „Taylor’s version”. Zadanie karkołomne. Po co kupować dwa razy ten sam album? Takich pytań nie stawiają sobie fani gwiazdy. Bo to fani wyjątkowi – tzw. Swifties.

Taylor Swift i ciemna strona popularności

Zjawisko pod tytułem „Swiftmania” porównuje się do Beatlemanii lat 60. Coś, co zdawało się już niemożliwe do powtórzenia. Ale dla Taylor niemożliwe nie istnieje. Sama nazwa „Swiftie” – zastrzeżona przez piosenkarkę – została dodana do Oksfordzkiego Słownika Angielskiego w 2023 roku. Grupa ma realny wpływ na przemysł muzyczny i kulturę popularną. 

Pierwsze konto na platformie MySpace Swift otworzyła w 2005 roku. Wkrótce zrewolucjonizowała kontakty na linii artysta – fan – według „New York Timesa” udało jej się to dlatego, bo rozumie siłę grupowego doświadczenia. Rozmawia, wysyła prezenty, spłaca dług akademicki, rachunki za szpital, daruje bilety na koncerty. Przemyca treści zrozumiałe tylko dla fanów. Poświęca się – pokoncertowe Meet & Greet kilka lat temu potrafiło trwać nawet 13 godzin (jak w Nashville w 2010 roku). Taylor nie narzeka. Wie, że musi dać, aby dostać – w końcu fani wpływają na jej komercyjny sukces. Ożywili rynek winyli i płyt tradycyjnych. Bojkotowali razem ze Swift (wycofała wszystkie swoje utwory) Spotify, gdy artystka poszła na wojnę z platformą streamingową.

Walka przyniosła wymierne korzyści – w końcu prawnie uregulowano politykę ochrony integralności artysty. To siła Swift. Ale nie wydarzyłoby się to bez jej fanów. Dziennikarze kpili, że ryzykuje przed wydaniem nowego albumu. Że przejedzie się na swoim ego. A ten, bez wsparcia platform streamingowych, rozszedł się w ciągu kilku tygodni w ponad milionie egzemplarzy.  

Jednak zdarza się, że fani chcą jeszcze więcej od swojej gwiazdy. Zbyt zaborczo interesują się jej życiem, pozbawiając jakiejkolwiek prywatności. Gdy tylko ktoś skrytykuje Swift czy jej twórczość, najgorliwsi fani potrafią wysyłać groźby karalne. To ciemna strona popularności.  

Taylor Swift: gwiazda postmediów

Akcja rozkręcona przez Swift i „Swifties”, w której oskarżono Ticketmaster o manipulacje przy sprzedaży biletów, została uznana przez amerykańskie media za jedno z najważniejszych wydarzeń kulturowych 2022 roku (dzięki naciskom prezydenta Bidena Ticketmaster wycofał się z ukrytych kosztów). Takim wydarzeniem popkulturowym, który podbija notowania ligi NFL, bez wątpienia jest też związek ze sportowcem Travisem Kelce’em z Kansas City Chiefs. Odkąd są parą, oglądalność meczów wzrosła o 7 proc. rok do roku, jak donosi pracownia Nielsen. Ten romans przyniósł też wymierne korzyści producentom sportowych ubrań. Sprzedaż koszulek z imieniem zawodnika skoczyła w sklepie Fanatics o 400 proc. 

Znaczenie każdej rzeczy, na którą decyduje się Swift, ma wpływ na popkulturę. Gdy odbierała kolejną statuetkę Grammy za album „Midnights” na początku tego roku, ogłosiła nadchodzącą premierę następnego albumu „The Tortured Poets Department” (ukazał się 19 kwietnia, Universal Music). Od dawna robi to w swoim stylu – podczas gali wręczania nagród albo w telewizji śniadaniowej czy w mediach społecznościowych. Bo Taylor to gwiazda postmediów. Od 2019 roku nie udzieliła klasycznego wywiadu. A odmawia największym.

W sieci i mediach tradycyjnych natychmiast zaczęto analizować sam tytuł: „Wydział Udręczonych Poetów”. Tropów szukano u lorda Byrona czy w filmie „Stowarzyszenie umarłych poetów”. Do „New York Timesa” odezwali się sami „zainteresowani”, skarżąc się, że „udręczony poeta” to figura od dawna nieprawdziwa. Szczególnie oburzył się zdobywca Pulitzera Gregory Pardlo. „Swifties” natomiast zaczęli szukać ukrytych nawiązań do byłego chłopaka Taylor, aktora Joe Alwyna, który założył z przyjaciółmi, również aktorami, Paulem Mescalem i Andrew Scottem, grupę The Tortured Man Club – Klub Udręczonych Mężczyzn. 

199. największa gospodarka świata

Na to wszystko gruchnęła informacja, że Swift jest spokrewniona z poetką Emily Dickinson. I trudno o ciekawszą popkulturowo historię. Choć obecnie, pod tym względem, nagłówki Swift dzieli z Beyoncé, która albumem „Cowboy Carter” rozpoczęła międzynarodową dyskusję nad obecnością czarnych artystów w muzyce country. Ale w ogólnym rozrachunku publikacji wygrywa Taylor. Społeczeństwo woli „dziewczynę z sąsiedztwa” od „diwy”. 

W ekonomii od jakiegoś czasu funkcjonuje pojęcie „efektu Swift”. W ten sposób mierzony jest wpływ gwiazdy na mikroekonomię regionu. Nazywany też „swiftonomics”, czyli „swiftonomią”. Gołym okiem widać wpływy do budżetu, jakie odnotowują różne sektory gospodarki podczas jej trasy koncertowej – od przemysłu modowego, przez beauty, hotelowy, gastronomiczny, po transport. W Europie zagra 52 koncerty. Trzy z nich w Warszawie już na początku sierpnia.

Niemal 90 proc. miejsc w hotelach jest w momencie pisania tego tekstu zarezerwowanych. Te, które zostały, zanotowały kilkusetprocentowy wzrost cen, nawet jeśli hotel leży na peryferiach miasta. Według portalu hospitalitynet.org najbardziej zdrożała polska stolica. Szacuje się też, że Warszawę w tym czasie odwiedzi ponad 100 tysięcy osób, co wpłynie pozytywnie na turystykę. Wystarczy spojrzeć na dane podawane przez „Washington Post”, który donosił, że do kasy Singapuru, dzięki trasie Taylor, miało wpłynąć około 400 milionów dolarów.

Pollstar oblicza, że wpływy z Eras Tour dotąd mogły osiągnąć ponad 1,4 miliarda dolarów, podczas gdy podsumowanie pożegnalnej trasy Eltona Johna zamknęło się w 939 milionach dolarów. Ten sam Pollstar dokonuje ciekawego porównania: gdyby Swift była państwem, stanowiłaby 199. największą gospodarką świata. 

Warto podkreślić, że barierę pierwszego miliarda Swift przekroczyła dzięki muzyce – sprzedaży płyt, tantiem, biletów na koncerty, nie musząc się angażować, jak np. Rihanna, w inne przedsięwzięcia.  

Piękna, biała, heteronormatywna amerykańska fantazja. Miliarderka z pokaźnym portfolio nieruchomości, popularnymi przyjaciółkami, chłopakiem z NFL. Kole w oczy – już pojawiają się głosy, że Swift dla Kelce’a jest tym, kim Yoko Ono była dla Lennona. Poza tym zbyt często lata prywatnym odrzutowcem – tylko przez trzy miesiące ubiegłego roku, podróżując na mecze ukochanego, wyemitowała 138 ton CO2, co oznacza, że aby zniwelować swój ślad, musiałaby zasadzić 2282 drzewa i hodować je przez dziesięć lat.  

Tego wymagają miliony

Można Taylor nie lubić, ale nie można odebrać jej siły autentyczności – w osobistym storytellingu, tekstach, zbudowanym publicznym zaufaniu. Ma talent adaptacyjny – takie same sukcesy odnosi w różnych gatunkach muzycznych. Dla środowiska artystów zrobiła więcej niż ktokolwiek inny – jej walka o prawa autorskie i intelektualne to wielka jakościowa zmiana w codziennej pracy artystów. 

Jest uzdolnioną tekściarką. To, co pisze, ma walor terapeutyczny, nie tylko dla niej, ale i fanów. Nie wstydzi się dyskutować o ego, złych decyzjach, załamaniach. „To ja, cześć, ja jestem problemem” – śpiewa w „Anti-Hero”. 

Jest w Taylor Swift wyrachowanie. To zimna marketingowa profesjonalistka. Tego wymaga show-biznes. Tego wymagają miliony fanów na całym świecie. A w końcu, tego wymagają działania na poziomie społeczno-politycznym. Ale jest w niej też człowieczeństwo. Może różowe jak guma balonowa? Może jej przepis na największą gwiazdę pop naszych czasów jest rzeczywiście prosty? Może nawet prostacki? Ale od dwóch dekad drugiej takiej jak Taylor na horyzoncie nie widać. 

Autorka jest dziennikarką „Elle Polska”.

Ludzie
Najbogatsza kobieta na świecie zdetronizowana. Triumf słynnej rodziny z USA
Ludzie
Wśród generacji Z rośnie nowy typ milionerów. Błyskawiczna kariera w ciągu roku
Ludzie
Pokolenie „małych sukcesów”: dlaczego generacja Z nie chce iść w ślady rodziców?
Ludzie
Jannik Sinner: tenisista numer 1 na świecie stał się królem „cichego luksusu”
Ludzie
Metamorfoza stylu Marka Zuckerberga: druga młodość czy sprytny marketing?
Ludzie
Walka o władzę w rodzinie magnata medialnego. Historia jak z serialu „Sukcesja”