Pierwsze konto na platformie MySpace Swift otworzyła w 2005 roku. Wkrótce zrewolucjonizowała kontakty na linii artysta – fan – według „New York Timesa” udało jej się to dlatego, bo rozumie siłę grupowego doświadczenia. Rozmawia, wysyła prezenty, spłaca dług akademicki, rachunki za szpital, daruje bilety na koncerty. Przemyca treści zrozumiałe tylko dla fanów. Poświęca się – pokoncertowe Meet & Greet kilka lat temu potrafiło trwać nawet 13 godzin (jak w Nashville w 2010 roku). Taylor nie narzeka. Wie, że musi dać, aby dostać – w końcu fani wpływają na jej komercyjny sukces. Ożywili rynek winyli i płyt tradycyjnych. Bojkotowali razem ze Swift (wycofała wszystkie swoje utwory) Spotify, gdy artystka poszła na wojnę z platformą streamingową.
Walka przyniosła wymierne korzyści – w końcu prawnie uregulowano politykę ochrony integralności artysty. To siła Swift. Ale nie wydarzyłoby się to bez jej fanów. Dziennikarze kpili, że ryzykuje przed wydaniem nowego albumu. Że przejedzie się na swoim ego. A ten, bez wsparcia platform streamingowych, rozszedł się w ciągu kilku tygodni w ponad milionie egzemplarzy.
Jednak zdarza się, że fani chcą jeszcze więcej od swojej gwiazdy. Zbyt zaborczo interesują się jej życiem, pozbawiając jakiejkolwiek prywatności. Gdy tylko ktoś skrytykuje Swift czy jej twórczość, najgorliwsi fani potrafią wysyłać groźby karalne. To ciemna strona popularności.
Taylor Swift: gwiazda postmediów
Akcja rozkręcona przez Swift i „Swifties”, w której oskarżono Ticketmaster o manipulacje przy sprzedaży biletów, została uznana przez amerykańskie media za jedno z najważniejszych wydarzeń kulturowych 2022 roku (dzięki naciskom prezydenta Bidena Ticketmaster wycofał się z ukrytych kosztów). Takim wydarzeniem popkulturowym, który podbija notowania ligi NFL, bez wątpienia jest też związek ze sportowcem Travisem Kelce’em z Kansas City Chiefs. Odkąd są parą, oglądalność meczów wzrosła o 7 proc. rok do roku, jak donosi pracownia Nielsen. Ten romans przyniósł też wymierne korzyści producentom sportowych ubrań. Sprzedaż koszulek z imieniem zawodnika skoczyła w sklepie Fanatics o 400 proc.
Znaczenie każdej rzeczy, na którą decyduje się Swift, ma wpływ na popkulturę. Gdy odbierała kolejną statuetkę Grammy za album „Midnights” na początku tego roku, ogłosiła nadchodzącą premierę następnego albumu „The Tortured Poets Department” (ukazał się 19 kwietnia, Universal Music). Od dawna robi to w swoim stylu – podczas gali wręczania nagród albo w telewizji śniadaniowej czy w mediach społecznościowych. Bo Taylor to gwiazda postmediów. Od 2019 roku nie udzieliła klasycznego wywiadu. A odmawia największym.
W sieci i mediach tradycyjnych natychmiast zaczęto analizować sam tytuł: „Wydział Udręczonych Poetów”. Tropów szukano u lorda Byrona czy w filmie „Stowarzyszenie umarłych poetów”. Do „New York Timesa” odezwali się sami „zainteresowani”, skarżąc się, że „udręczony poeta” to figura od dawna nieprawdziwa. Szczególnie oburzył się zdobywca Pulitzera Gregory Pardlo. „Swifties” natomiast zaczęli szukać ukrytych nawiązań do byłego chłopaka Taylor, aktora Joe Alwyna, który założył z przyjaciółmi, również aktorami, Paulem Mescalem i Andrew Scottem, grupę The Tortured Man Club – Klub Udręczonych Mężczyzn.
199. największa gospodarka świata
Na to wszystko gruchnęła informacja, że Swift jest spokrewniona z poetką Emily Dickinson. I trudno o ciekawszą popkulturowo historię. Choć obecnie, pod tym względem, nagłówki Swift dzieli z Beyoncé, która albumem „Cowboy Carter” rozpoczęła międzynarodową dyskusję nad obecnością czarnych artystów w muzyce country. Ale w ogólnym rozrachunku publikacji wygrywa Taylor. Społeczeństwo woli „dziewczynę z sąsiedztwa” od „diwy”.
W ekonomii od jakiegoś czasu funkcjonuje pojęcie „efektu Swift”. W ten sposób mierzony jest wpływ gwiazdy na mikroekonomię regionu. Nazywany też „swiftonomics”, czyli „swiftonomią”. Gołym okiem widać wpływy do budżetu, jakie odnotowują różne sektory gospodarki podczas jej trasy koncertowej – od przemysłu modowego, przez beauty, hotelowy, gastronomiczny, po transport. W Europie zagra 52 koncerty. Trzy z nich w Warszawie już na początku sierpnia.
Niemal 90 proc. miejsc w hotelach jest w momencie pisania tego tekstu zarezerwowanych. Te, które zostały, zanotowały kilkusetprocentowy wzrost cen, nawet jeśli hotel leży na peryferiach miasta. Według portalu hospitalitynet.org najbardziej zdrożała polska stolica. Szacuje się też, że Warszawę w tym czasie odwiedzi ponad 100 tysięcy osób, co wpłynie pozytywnie na turystykę. Wystarczy spojrzeć na dane podawane przez „Washington Post”, który donosił, że do kasy Singapuru, dzięki trasie Taylor, miało wpłynąć około 400 milionów dolarów.
Pollstar oblicza, że wpływy z Eras Tour dotąd mogły osiągnąć ponad 1,4 miliarda dolarów, podczas gdy podsumowanie pożegnalnej trasy Eltona Johna zamknęło się w 939 milionach dolarów. Ten sam Pollstar dokonuje ciekawego porównania: gdyby Swift była państwem, stanowiłaby 199. największą
gospodarką świata.
Warto podkreślić, że barierę pierwszego miliarda Swift przekroczyła dzięki muzyce – sprzedaży płyt, tantiem, biletów
na koncerty, nie musząc się angażować, jak np. Rihanna, w inne przedsięwzięcia.
Piękna, biała, heteronormatywna amerykańska fantazja. Miliarderka z pokaźnym portfolio nieruchomości, popularnymi przyjaciółkami, chłopakiem z NFL. Kole w oczy – już pojawiają się głosy, że Swift dla Kelce’a jest tym, kim Yoko Ono była dla Lennona. Poza tym zbyt często lata prywatnym odrzutowcem – tylko przez trzy miesiące ubiegłego roku, podróżując na mecze ukochanego, wyemitowała 138 ton CO2, co oznacza, że aby zniwelować swój ślad, musiałaby zasadzić 2282 drzewa i hodować je przez dziesięć lat.
Tego wymagają miliony
Można Taylor nie lubić, ale nie można odebrać jej siły autentyczności – w osobistym storytellingu, tekstach, zbudowanym publicznym zaufaniu. Ma talent adaptacyjny – takie same sukcesy odnosi w różnych gatunkach muzycznych. Dla środowiska artystów zrobiła więcej niż ktokolwiek inny – jej walka o prawa autorskie i intelektualne to wielka jakościowa zmiana w codziennej pracy artystów.
Jest uzdolnioną tekściarką. To, co pisze, ma walor terapeutyczny, nie tylko dla niej, ale i fanów. Nie wstydzi się dyskutować o ego, złych decyzjach, załamaniach. „To ja, cześć,
ja jestem problemem” – śpiewa w „Anti-Hero”.
Jest w Taylor Swift wyrachowanie. To zimna marketingowa profesjonalistka. Tego wymaga show-biznes. Tego wymagają miliony fanów na całym świecie. A w końcu, tego wymagają działania na poziomie społeczno-politycznym. Ale jest w niej też człowieczeństwo. Może różowe jak guma balonowa? Może jej przepis na największą gwiazdę pop naszych czasów jest rzeczywiście prosty? Może nawet prostacki? Ale od dwóch dekad drugiej takiej jak Taylor na horyzoncie nie widać.
Autorka jest dziennikarką „Elle Polska”.