Bylam pracującą mamą trójki chłopców, więc musiałam się dobrze zorganizować, żeby móc o nich i o siebie dbać. Zrezygnowałam z dużej części życia towarzyskiego, charakterystycznego dla dwudziestoparolatki. Inwestowałam, rozwijałam i uczyłam się.
Tak naprawdę mogłaś wtedy się zatrzymać na tych klinikach stomatologicznych.
Jest takie powiedzenie, że ktoś ma ciąg na bramkę. I ja go mam. Mam ciąg na bramkę! Cieszę się bardzo z tego, co mam, ale nieustannie chcę więcej. W życiu chodzi o to, by ten ciąg na bramkę mieć!
Mówisz to z taką pasją. A kiedy już osiągasz kolejne sukcesy, które dają duże pieniądze, to?
Dla mnie najpiękniejszy powód posiadania pieniędzy i sposób czerpania z nich radości, to rozpieszczanie nimi ludzi. Dziel się z ludźmi, bo pieniądze trzeba też oddawać”. Tak mnie kiedyś ktoś mądry nauczył. Pierwszym cudownym sposobem, jest na pewno działalność charytatywna. I tysiące innych. Choćby taki: moi bardzo zamożni znajomi wybrali się w egzotyczną podróż. Zaprosili na tę wycieczkę kilkunastu przyjaciół, których nie byłoby na taką wyprawę stać. To jest dla mnie najwspanialszy sposób korzystania z pieniędzy. Kiedy możesz się dzielić z innymi, wspólnie coś wspaniałego przeżywać.
Czy ty zawsze wiesz, ile aktualnie wynosi twój majątek?
Tak.
A kiedy kupujesz torebkę Dior czy szpilki Chanel to jest dla ciebie wciąż luksus?
Jest. W momencie kiedy przestałabym to uważać za luksus, to byłby sygnał, że muszę sobą potrząsnąć.
Większą radość czerpiesz z odkrywania nowych miejsc na świecie, czy odwiedzania „swoich” ulubionych?
Nie mam w sobie faktora odkrywcy świata. Moim ukochanym miejscem jest Londyn, w którym mieszkam. Uwielbiam wracać w szwajcarskie góry, na południe Francji, do Włoch, Kalifornii i Nowego Yorku.
I to ci się nie nudzi?
Nigdy. W każdym z tych miejsc czuję się szczęśliwa.
Co to znaczy?
Są trzy faktory szczęścia: 1. bliskie relacje z ludźmi 2. nieustanny rozwój oraz 3. szeroko pojęte dbanie o siebie – o swoje zdrowie i ciało. Dla mnie ten drugi element – uczenie się nowych rzeczy, rozwój, który daje satysfakcję – to jest coś, bez czego nie wyobrażam sobie życia. Część kobiet wybiera inaczej, czerpie satysfakcję z zajmowania się domem i wychowywania dzieci i to jest piękne. Ja jednak gorąco je namawiam, by dały sobie równoległą drogę. Rozwijały swoje talenty, pasje i umiejętności. By czuły się bardziej spełnione i dowartościowane.
Namawiasz w ramach swojego projektu społecznego Era Nowych Kobiet. On jest teraz twoją misją?
Tak.
Najważniejszą?
Tak.
Era Nowych Kobiet jest ci teraz bliższa, niż La Mania?
To się wszystko łączy. La Mania od zawsze, w stu procentach, to była marka dla kobiet, praca z kobietami, która polega też na obserwowaniu kobiet. Ja też zawsze fascynowałam się psychologią. I tak fascynacja kobiecością doprowadziła mnie do Ery Nowych Kobiet.
Gdzie spotykasz się z kobietami i powtarzasz, że mają kochać siebie, wierzyć w siebie, sięgać po swoje.
Ja sama, mając 34 lata, byłam świeżo po rozwodzie i zostałam z trójką dzieci. Kilkukrotnie musiałam budować życie na nowo i wiem, że wiara w siebie i własne możliwości i umiejętność sięgania po swoje – dają nam absolutną siłę do budowania życia i kariery. Popełniłam też wiele błędów, wyniosłam z nich cenne lekcje i chętnie o tym mówię.
Skąd przekonanie, że Polkom brakuje wiary w siebie?
Badania WHO wykazały, że Polki zajmują 42 czyli ostatnie miejsce w Europie jeśli chodzi o samoakceptacje swojej fizyczności, co przekłada się na niskie poczucie wartości. Ja się z tym nie pogodzę nigdy, że tak piękne, pełne gracji i klasy, ambitne i pracowite kobiety nie wierzą w siebie. Chcę im pomóc budować się na nowo. To się da zrobić. Tylko trzeba wiedzieć, jak.
Jak?
Polki słyną ze stawiania siebie na ostatnim miejscu w społeczno – rodzinnej hierarchii. Wciąż wierzą w te brednie, totalne bzdury, które słyszały od swoich mam i babć: „Nie pchaj się do pierwszego rzędu”, „Poczekaj, aż cię zauważą”. Otóż nie! Nikt cię sam nie zauważy! Sama musisz usiąść w pierwszym rzędzie! Te idiotyczne lekcje fałszywej, głupio pojętej skromności z dzieciństwa, podcinają Polkom skrzydła.
A ty im teraz te skrzydła chcesz skleić z powrotem?
Tak. Chcę je przede wszystkim najpierw połączyć, bo przynależność do grupy to najsilniejszy faktor poczucia bezpieczeństwa i szczęścia. Wtedy o wiele łatwiej się wspierać, inspirować, rozwijać. Razem możemy wszystko!
Mówisz to z taką pasją. Może ty – amerykańskim wzorem – zamierzasz wejść w politykę? Tam ludzie, którzy w biznesie osiągnęli już wszystko, próbują sił w Kongresie.
Absolutnie nie. Ja zostaję przy Erze Nowych Kobiet. Żadnej polityki.
Realizując Erę Nowych Kobiet, masz ciąg na bramkę?
Tak! I czy nas jest pół miliona, czy będzie dziesięć, to wciąż będę chciała, żeby nas było więcej.
Pasjonuje Cię to teraz bardziej, niż biznes?
(śmiech) Tak, bo kiedy widzę setki ich uśmiechów na spotkaniach, to jest bezcenne uczucie. Kiedy mówią mi, że czekały na taki pomysł. Razem jesteśmy o wiele szczęśliwsze. Ale to nie znaczy, że zrezygnowałam z biznesu. Za chwilę ruszy mój kolejny projekt, nowa firma, która jest odzwierciedleniem mojej kolejnej pasji.
Jaka?!
Na razie trzymam to w tajemnicy, ale cieszę się z tego bardzo.
To jest teraz największe szczęście?
Największe szczęście będzie za chwilę, bo kiedy skończymy tę rozmowę, usiądę z Rinke i naszymi przyjaciółmi (Rinke Rooyens, partner życiowy Joanny Przetakiewicz – dop.red.) w domu, na kanapie i obejrzymy wspólnie serial. Czas dla siebie i siebie nawzajem. To jest największy luksus.