Początkowo właściciele brytyjskich pubów z ostrożnością reagowali na otwarcie ogródków pubowych i restauracyjnych w Wielkiej Brytanii. Wg danych British Retail Consortium, od początku pandemii w tym kraju zamknięto 2000 lokali, a w 2020 roku pracę w branży gastronomicznej straciło 67 tysięcy osób, a tylko 40% lokali przystosowanych jest do wymagań związanych z pierwszą falą rozluźniania obostrzeń. Wydawać by się mogło, że te ponure statystyki odcisną piętno na poziomie sprzedaży i zainteresowaniu ofertą pubów, jednak najnowsze informacje mówią coś zgoła przeciwnego – brytyjskim pubom po kilku dniach zaczyna brakować piwa.
Czytaj też: Światowy top: warszawiacy rocznie wydają na piwo fortunę
Od 12 kwietnia miliony Brytyjczyków mogą spotykać się ponownie, by świętować stopniowy powrót do normalności. Od tego dnia ogródki pubów odwiedziło już 10 milionów obywateli Wielkiej Brytanii. Już po kilku dniach producenci przestali nadążać za popytem na najpopularniejsze piwa. Heineken, producent między innymi Amstela czy Birra Moretti, musiał ograniczyć sprzedaż swoich produktów, ustalając limit na poziomie trzech beczek dostarczanych tygodniowo do lokalu. Heineken tłumaczy, że zainteresowanie piwem przeszło „najbardziej optymistyczne prognozy”, a browary pracują „przez całą dobę”, aby poradzić sobie z gwałtownym wzrostem popytu.
Właściciele barów skarżą się dziennikowi „Daily Star”, że brak piwa utrudnia im działalność i oddala wizję rychłego odrobienia strat po pandemii. Zaniepokojenie zjawiskiem wyraził nawet Alastair Kerr, koordynator akcji Campaign for Pubs. „Puby zmagają się z wystarczającymi trudnościami, a wiele z nich zmaga się z olbrzymimi stratami finansowymi. Niedobór piwa to ostatnia rzecz, której potrzebują” – powiedział Kerr.
To zresztą nie jedyny – i chyba nie największy – problem pubów w Wielkiej Brytanii. Dodać bowiem trzeba także brak rąk do pracy. „Daily Mail” pisze o wzroście stawek dla kelnerów z 11 do 15 funtów za godzinę w dzielnicach Londynu, w których braki pracowników są największe. Wypłaty dla pracowników restauracji i pubów w niektórych przypadkach wzrosły nawet o jedną trzecią, ale lokale nadal muszą rywalizować o kelnerów i kucharzy. Wpłynęły na to m.in. ograniczenia związane z migracją do Wielkiej Brytanii po Brexicie.
Richard Green, właściciel sieci barów z winem i restauracji, dodaje jeszcze jeden powód: „Wielu naszych pracowników wróciło na święta do swoich rodzinnych krajów, czego wcześniej nie robili – bo musieli pracować. Po powrocie do Rumunii, Polski czy Bułgarii odkryli, że nie są to już te same miejsca, które opuścili pięć lat wcześniej. Te kraje bardzo się rozwinęły, dlatego wielu pracowników zdecydowało się zostać w swoich ojczyznach” – mówi restaurator w rozmowie z „Daily Mail”.