„Playboy” to jedna z najsilniejszych marek na świecie. Jej amerykańscy właściciele zarabiają gigantyczne pieniądze na licencjonowaniu znaku towarowego, którym opatrywane są rozmaite produkty. Przez lata świetnie rozwijało się też licencjonowanie „króliczka” rozmaitym lokalom, w szczególności w Azji.
Podstawą sukcesu „Playboya” przez kilka dekad był magazyn, z jednej strony publikujący zdjęcia nagich modelek, z drugiej – stawiający na ambitne reportaże i jakościowe wywiady. W latach 70., u szczytu popularności, wydania „Playboya” sprzedawały się w USA w milionowych nakładach.
Ten model świetnie działał, do pewnego momentu. W ostatnich 20 latach popularność marki gwałtownie malała. Zaczęło się poszukiwanie przez wydawcę „Playboya” nowej formuły w zmieniającym się świecie, w którym jest coraz mniej miejsca dla magazynów drukowanych – i dla nagości, bo erotyka przeniosła się do sieci, w której radzi sobie świetnie.
„Playboy” chce być konkurencją dla OnlyFans
Wydawca „Playboya” nie był w stanie walczyć z zalewem nagości dostępnej w internecie. Dlatego poszukiwano nowej formuły dla magazynu. Raz miał być produktem luksusowym, bez nagich zdjęć, innym razem – publikacją dla dwudziestolatków, potem – miał szokować (pierwsza w historii gejowska sesja na okładce).
Czytaj więcej
Zanim Canfranc Estación w hiszpańskich Pirenejach stał się 5-gwiazdkowym hotelem, był stacją kolejową. Secesyjny dworzec przez lata popadał w ruinę, na szczęście odzyskał świetność. Wnętrza budynku zmieniły się nie do poznania.