P.J.: Gdy dowiedziałem się, że Geberit jest zainteresowany współpracą z Muzeum od razu powiedziałem „tak!”. A to z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że już w 2004 roku Geberit był sponsorem i wykonawcą całkowitej przebudowy toalety w pałacu, w skrzydle południowym. Muzeum doświadczyło wówczas wsparcia sponsorskiego. Toalety wytrzymały próbę czasu, niemniej to wciąż za mało w stosunku do potrzeb. Powinny być na poziomie, który poprawia wizerunek miejsca, w tym instytucji w oczach cudzoziemców. Drugą przyczyną jest fakt, iż chodzi o konkurs – a na to jestem otwarty zawsze! Tym bardziej, że konkurs z zakresu twórczości architektonicznej musi się puentować najwyższą jakością propozycji artystycznych i rozstrzygnięć, posiadając zarazem formułę otwartą, skłaniającą do dialogu. Oczywiście, może się okazać, że zwycięska praca nie będzie idealna z punktu widzenia inwestora, ale to również jest temat do dyskusji: dlaczego, gdzie szukać kompromisów, gdzie postawić granice. Dyskutować i proponować zawsze warto. Nie chcemy być modni - chcemy być mądrzy.
Przemysław Powalacz, Robert Konieczny: umieć słuchać ludzi
Przemysław Powalacz i Robert Konieczny znają się dobrze i lubią ze sobą rozmawiać. Na dobrą sprawę w tej dyskusji byłem trochę zbędny, bo moi rozmówcy świetnie dają sobie radę bez pośredników. To trudna rola dla dziennikarza – wejść między dwóch rozmówców rozumiejących się niemal bez słów.
Z pańskich wypowiedzi, które zdążyły już wybrzmieć w kontekście tegorocznego konkursu, wyłania się intelektualista, który patrzy z szerszej perspektywy…
P.J.: Do skutecznego zarządzania zabytkami, zwłaszcza tak cennymi jak muzea, niezbędne jest gruntowne przygotowanie, obejmujące różnorodne kompetencje. Ujmując to po akademicku, należałoby wymienić przynajmniej zarządzanie, historię Polski, historię poszczególnych dzieł sztuki i architektury, trochę archeologii, elementy przyrodoznawstwa i środowiska, socjologii i psychologii społecznej. Znajomość zagadnień z każdej z tych dziedzin służy jak najskuteczniejszemu sprawowaniu opieki nad zasobami historycznymi. Tak, żeby zaistniały jako zawsze atrakcyjne wartości przynajmniej w oczach, jeśli nie w świadomości zwiedzających. Wszystko, co się dzieje w muzeum wymaga rozsądku, wiedzy, rozwagi, zastanowienia i dyskusji. W grupach osób oczywiście, gdyż nie jest to zadanie dla solistów, choć w pracy zespołowej zawsze są konieczni liderzy. Wspólnie poszukujemy najlepszych rozwiązań, na tyle, na ile pozwalają nam warunki: pieniądze, czas, materiały, partnerzy, a także opinia publiczna, która bywa kapryśna, jeśli chodzi o to, jak powinny wyglądać warunki zaplecza socjalnego. W takich sytuacjach odpowiadam, że nie wszystko możemy zrealizować, ponieważ funkcjonujemy w obrębie bardzo cennych zabytków, stąd też nie możemy porównywać się do nowoczesnych biurowców czy hoteli, czy muzeów w nowych gmachach.
Toaleta publiczna wydaje się być nadal tematem tabu…
P.J.: Toalety, podobnie jak inne przestrzenie publiczne, są miejscami spotkań ludzi. Najczęściej wstydliwymi, bo tak się utarło w naszej obyczajowości. Tymczasem Papuasi, gdy widzą kogoś w ubraniu mówią, że z pewnością ma coś do ukrycia. My żyjemy w kulturze ukrywania i tak już zostanie. Nie będziemy Papuasami. Przywołuję ten skrajny przykład jako egzemplifikację względności w budowaniu relacji w przestrzeniach, które - naszym zdaniem - wymagają intymności i dyskrecji. Ci, którzy dużo podróżują, dostrzegają różnice w podejściu projektowym. Jeśli natomiast mowa o krajach zachodnich, to w przypadku toalet publicznych, choćby na stacjach benzynowych, w ostatnich dziesięcioleciach można zauważyć postępująca zmiany - estetyzację, która wyraźnie zmierza w stronę skromności. Równocześnie następuje reglamentacja dostępności związana z koniecznością wrzucenia pieniążka do „kołowrotka”, co dyscyplinuje użytkowników do zachowania czystości. Mniej jest w związku z tym aktów wandalizmu. Mówimy tu o pewnych niezmiennych mechanizmach psychologicznych. Toaleta pałacowa powinna sprostać związanym z tym wyzwaniom, bo nie możemy niestety wykluczyć brutalizmów pośród naszych gości wobec „toaletowego” majątku muzeum - myślenia „wspólne dobro” versus „wspólne, czyli niczyje”. Równocześnie wyłania się tutaj zagadnienie dydaktyzmu przestrzeni i funkcji użytkowych w projektach architektonicznych. Jak dać użytkownikowi do zrozumienia, że ma się zachowywać stosownie? Jak go skłonić do zachowania czystości? W generaliach bardzo dobrze wiemy co uchodzi, a co nie. Ale toalety publiczne są pod tym względem ciągle terytoriami wyjętymi spod prawa. Może psycholog architektury - jeśli taka specjalność istnieje - byłby w stanie objaśnić mechanizm, jaki za tym stoi?