Koniec lat 90. i początek nowego wieku to znów moment maksymalizmu. To okres „sortie du temple”, czyli wyjścia ze świątyni, kiedy luksusowe marki zaczęły wprowadzać tańsze linie i otwierać się na masową publiczność. Wtedy rozpoczęła się też krzykliwa logomania, która zaspokajała potrzebę pokazywania się w markowych projektach tzw. aspirujących klientów.
Wielki krach
Kryzys finansowy lat 2007–2008 w oczywisty sposób zmienił podejście do zakupów, które drastycznie zostały ukrócone. Na wykresach Bain & Company widzimy dwa słupki wysuwające się mocno poniżej zera. I choć sprzedaż spadła, to kryzys mniej dotknął marki minimalistyczne. Działo się to z prostej przyczyny, którą teraz, przy okazji kryzysu związanego ze światową pandemią Covid-19, możemy poczuć raz jeszcze na własnej skórze. W związku z niepewnością jutra decydujemy się na zakup rzeczy, które na pewno posłużą nam lata. W takich momentach inwestujemy w projekty ponadczasowe i proste.
W 2008 roku Phoebe Philo przejęła dom mody Céline, który dzięki nowej dyrektor kreatywnej stał się jedną z najpopularniejszych marek, z sezonu na sezon bijącą rekordy sprzedaży. Céline na wybiegach pokazywał nowy minimalizm – skupiony na konstrukcji, ale bardzo kobiecy. Nie było osoby, który nie marzyłaby o płaszczu, spodniach czy swetrze tego francuskiego domy mody. Nie mówiąc już o torebkach, do których Philo miała wybitny talent. Prym minimalizmu utrzymywał się przez lata. Zaczęła się fascynacja skandynawskim stylem, a także szwedzkimi czy duńskimi markami i influencerkami. Moda uliczna została opanowana przez wełniane płaszcze w beżowym odcieniu, dżinsy i sportowe buty w stylu Stan Smith Adidasa. Na popularności rosły takie marki jak A.P.C., Uniqlo, COS i Acne Studios.
Powrót brokatu i kryształów
„Alessandro Michele mocno odciął się od estetyki Fridy Giannini, a także Toma Forda z prezentowanym w późnych latach 90. seksapilem. Nowy kapitan zdecydowanie bardziej woli romantyzm. Jego dziewczyna Gucci jest dziwaczną osobą lubiącą eklektyzm, która wygląda, jakby swoje ubrania wyszperała na pchlich targach lub w sklepach vintage i mieszała je z dużą ilością biżuterii, okularami z grubymi oprawkami, kolorowymi czapkami z pomponem i skórzanymi mokasynami wyłożonymi futrem” – pisała po pierwszym pokazie Alessandro Michele’a dla marki Gucci dziennikarka amerykańskiego „Vogue’a” Nicole Phelps.
Nowy dyrektor kreatywny zmienił wszystko i dosłownie postawił branżę do góry nogami.
Jego odważna wizja, nazywana przez poprzednią dyrektor kreatywną domu mody Fridę Giannini „babciną”, stała się źródłem prawdziwego zachwytu. A styl już bardziej elegancko nazwano „granny chic”. W 2015 r. słupek sprzedaży maksymalizmu wystrzelił w górę, a Gucci stał się absolutnym numerem jeden. To pociągnęło za sobą inne proponujące eklektyczny styl marki, dzięki czemu maksymalizm w latach 2017 i 2018 miał jedne z najwyższych wyników. Ale to, jak wiemy z historii mody, nigdy nie jest pozycja gwarantowana.