Już nie basen Morza Śródziemnego czy egzotyczne zakątki strefy międzyzwrotnikowej, ale znacznie chłodniejsze rejony naszego globu zaczynają przyciągać coraz większe grono urlopowiczów. Na czym polega zjawisko „coolcations”, o którym mówi się, że będzie jednym z najciekawszych nowych trendów w świecie podróży?
Coolcations: wakacje w dobie zmian klimatycznych
Niemal każdy kolejny miesiąc okazuje się być rekordowo ciepły. Postępujące zmiany klimatyczne wymuszają na nas pewne zmiany w stylu życia, w które wpisuje się również to, jak spędzamy urlopy.
Czytaj więcej
Dokąd wybrać się na wyjazd i nie przepłacić? To pytanie, na które odpowiedzi szukają nie tylko ci, którzy planują wyjazd na majówkę, ale także ci, którzy w planach mają wakacyjny urlop. Redakcja „Telegraph Travel” stworzyła listę najtańszych europejskich metropolii. W tym gronie są też polskie miasta.
Wiele osób zdążyło już się przekonać, że w rejonach, które od dekad (a nawet stuleci) są tradycyjnymi kierunkami dla turystów z całego świata, robi się już za gorąco. Z tego powodu coraz większe grono urlopowiczów preferuje wyjazdy w duchu „coolcations”. Na czym polega ten trend?
Słowo „coolcations” ukuli Anglosasi, a konkretnie – redakcja magazynu „Condé Nast Traveler”. Stanowi ono zlepek dwóch angielskich słów: „cool”, czyli „chłodny” i „vacations”, oznaczającego „wakacje”. Coolcations to zatem nic innego jak wakacje w chłodniejszych zakątkach naszego globu, na przykład w krajach Europy Północnej, na Arktyce czy na Antarktydzie – i nie tylko.