Boohoo, jeden z najszybciej rozwijających się sklepów internetowych w Wielkiej Brytanii, został oskarżony o tworzenie „niewolniczych warunków pracy” w swoich fabrykach i magazynach. Skandal ujawnił „The Sunday Times”. Tekst gazety, dotyczący jednej z należących do Boohoo fabryk w angielskim Leicester powstał po publikacji organizacji Labour Behind The Label, opisującej nieprawidłowości fabryk odzieżowych przy pracy w warunkach pandemii.
Czytaj też: Po pierwsze nie kłam. Czy transparentność uratuje świat mody?
Koronawirusowe niewolnictwo
Wg reportażu dziennikarza „The Sunday Times”, który dostał się do fabryki, pracownicy zarabiają w fabrykach Boohoo zaledwie 3.5 funta (ok. 17 zł) za godzinę (przy brytyjskiej stawce minimalnej wynoszącej 8,72 funta, czyli ok. 43 zł). Choć w ostatnich tygodniach Leicester znów musiało poddać się częściowemu zamknięciu, pracownicy fabryk nie mają możliwości stosować się do zaleceń dystansu społecznego, nie mają również dostępu do żeli i płynu dezynfekującego. Chorujących na Covid-19 zachęcano do ukrywania tego faktu przed współpracownikami, odmówiono również zapłaty osobom zmuszonym do przebywania na kwarantannie.
Pionier toksycznej mody
Boohoo to obok Fashion Nova najbardziej znana marka segmentu ultra-fast-fashion. Obie firmy zajmują się produkcją i sprzedażą kiepskich jakościowo ubrań, nie mają własnych sklepów poza internetem i walczą o odbiorców w mediach społecznościowych, takich jak Tik Tok czy Instagram. Jednorazowa moda jest też bardzo tania – chyba że mówimy o kosztach ekologicznych.
Stworzona w 2006 Boohoo świetnie poradziła sobie w czasie pandemii – do tego stopnia, że jej szefowie zapowiedzieli wypłacenie sobie 150 milionów funtów premii, jeśli kapitalizacja spółki w 2023 roku wzrośnie o 2/3 – z 4,54 miliarda do 7,55 miliarda funtów. Publikacja „The Sunday Times” może utrudnić realizację tego planu – już w poniedziałek wartość firmy na londyńskiej giełdzie spadła o ponad miliard funtów.