Produkowane głównie w Belgii piwa trapistów, odłamu zakonu cystersów, w ciągu trwającej kilkaset lat historii zdążyło doczekać się reputacji jednego z najbardziej cenionych piw na świecie. Mnisi mają jednak rosnący problem z utrzymaniem produkcji na dotychczasowym poziomie. Wszystko za sprawą starzejących się Trapistów i spadającej liczby nowych osób składających śluby zakonne. W efekcie w procesie warzenia piwa brakuje przede wszystkim… samych mnichów.
Czytaj też: Jak smakuje wino leżakowane na dnie morza? „Wielka różnica”
Tymczasem mnisi są niezbędni, by piwo klasztorne otrzymało certyfikat „autentycznego produktu trapistów”, droższego i cieszącego się większym historycznym prestiżem niż ich regionalne odpowiedniki przygotowane wg podobnej receptury. Problem jest na tyle poważny, że piwo Achel, warzone w opactwie św. Benedykta w belgijskim Hamont-Achel straciło na początku roku certyfikat autentyczności, ponieważ zabrakło mnichów, którzy nadzorowaliby proces produkcji.
Większość osób pracujących dziś przy warzeniu piwa trapistów to osoby świeckie, a do produkcji i, co za tym idzie, utrzymania certyfikatu, wystarczy dwóch mnichów. Manu Pauwels, kierownik marketingu w zatrudniającym 30 mnichów browarze w opactwie Westmalle niedaleko Antwerpii wyjaśnia w rozmowie z „Wall Street Journal”, że bracia zakonni nie przejmują się problemami związanymi z niedoborem wykwalifikowanych pracowników. „Wierzą w Boga i mają nadzieję, że Bóg rozwiąże ten problem” – wyjaśnił Pawels. Ojciec Isaac Kelley, dyrektor browaru trapistów w amerykańskim mieście Spencer, nie jest jednak aż tak wielkim optymistą:
„Mówmy szczerze: klasztorny styl życia nie przyciąga zbyt wielu osób znających się na produkcji piwa” – powiedział.
Zatrudnianie osób świeckich to nie jedyne ustępstwo, na jakie poszli mnisi wobec wymogów rzeczywistości. Browary klasztorne prowadzą konta w serwisach społecznościowych, niektórzy trapiści poszerzają ofertę o klasztorne sery czy miody.