Philip Lloyd Jewellers, salon jubilerski z Londynu, będzie musiał zapłacić 30 tys. funtów (ok. 150 tys. zł) za błąd w sztuce. Powodem pozwu był pierścionek, który jeden z klientów kupił swojej partnerce w 2017 roku. Kobieta uznała złoty pierścionek z brylantem za „najpiękniejszą i najbardziej znaczącą rzecz, jaką kiedykolwiek otrzymała”, jednak po kilku miesiącach kamień zaginął. Sąd właśnie orzekł, że stało się tak z winy jubilera.
Czytaj też: W pandemii coraz chętniej kupujemy używane pierścionki zaręczynowe. Z czego to wynika?
Brylant prawdopodobnie odpadł w marcu 2018 roku na jednej ze stacji metra w Londynie. Mimo wielogodzinnych poszukiwań nie udało się go odnaleźć. W uzasadnieniu pozwu klient stwierdził, że wypadnięcie kamienia z pierścionka wynikało ze złego mocowania brylantu.
Pełnomocnicy jubilera dowodzili z kolei, że utrata kamienia to wynik nadmiernej eksploatacji pierścionka i uszkodzeń pierścionka wynikających m.in. z noszenia rękawiczek.
Brylant zgubiony na stacji metra: winny jubiler
Sędzia uznał, że próba usunięcia zanieczyszczeń z pierścionka nie obciąża klientki. „Nawet poważny uraz nie powinien złamać uchwytu mocującego brylant ani go zgiąć, chyba że materiał był zbyt kruchy” – stwierdził sąd.
„Uważam, że bardziej prawdopodobne jest to, że mocowanie zawiodło, ponieważ metal nie był zadowalającej jakości. Dlatego możemy mówić o naruszeniu gwarancji jakości wynikającej z umowy”.