Startuje Le Mans. To znacznie więcej niż wyścig, to fenomen

Wimbledon? Odwołany. Igrzyska Olimpijkie w Tokio? Przełożone. Ten rok okazał się bezlitosny dla wielu wielkich wydarzeń sportowych. Tymczasem Le Mans 24h, najsłynniejszy wyścig samochodowy na świecie, odbędzie się już w ten weekend. Z czego wynika fenomen wydarzenia, które ma pewne miejsce w historii nie tylko sportu, ale i popkultury?

Publikacja: 18.09.2020 07:22

Startuje Le Mans. To znacznie więcej niż wyścig, to fenomen

Foto: TOYOTA GAZOO Racing. Le Mans 24 Hours World Endurance Championship 9th to 16th June 2019 Le Mans, France. Fot: Toyota/materiały prasowe

Ci, którzy interesują się motoryzacją, słyszeli zapewne o tym wydarzeniu, ale z dużym prawdopodobieństwem mogę założyć, że znacząca większość osób ograniczyła się do zapoznania się z krótką informacją o wynikach wyścigu lub obejrzenia relacji w telewizji.

To nawet w najmniejszym stopniu nie oddaje charakteru tej imprezy, który wykracza daleko poza wydarzenie sportowe. W tym wyścigu chodzi nie tylko o to, kto dojedzie pierwszy do mety. Le Mans to wydarzenie, obrosło legendą. To 24-godzinny wyścig, w którym wystartować chciałby niemal każdy kierowca wyścigowy. To pasja łącząca ludzi z całego świata, którzy raz w roku pielgrzymują na tor we Francji, by przeżyć uniesienie, o jakie we współczesnym sporcie coraz trudniej.  

W tym roku, 19 i 20 września, odbędzie się kolejna, 88. edycja wyścigu. W Polsce to wydarzenie nie zyskało nawet ułamka popularności, jaką cieszy się ono w Europie Zachodniej, USA czy Azji.

Ten tekst nie będzie jednak o historii wyścigu, o biciu rekordów prędkości ani o parametrach samochodów, które w sobotę, 19 września, staną na starcie. Obserwowałem z bliska to wydarzenie, od lat śledzę kolejne edycje tego wyścigu, dlatego chciałbym opowiedzieć o atmosferze Le Mans i  o tym, dlaczego ten 24-godzinny wyścig od dziesiątków lat uwodzi fanów na całym świecie.

Czytaj też: Najsłynniejsze klasyczne samochody z garażu Steve’a McQueena

Le Mans: wyścig, który stał się ikoną popkultury

Wyścig Le Mans 24h tradycyjnie odbywa się w czerwcowy weekend najbliższy najkrótszej nocy w roku. Tegoroczna pandemia zmusiła organizatorów do przeniesienia terminu wydarzenia na wrzesień, a także do podjęcia jendej z najtrudniejszych decyzji w historii imprezy, czyli do rezygnacji z udziału kibiców.

Mówimy o nieprzebranych tłumach – co roku na wyścig przyjeżdżało ok. 250 tysięcy fanów ścigania.

Francuski departament Sarthe, którego stolicą jest miasto Le Mans, co roku w czerwcu przeżywa najazd fanów motosportu. W tym roku nie przyjedzie nikt, ale można być pewnym, że gdy pandemia minie, tłumy wrócą na Le Mans w zdwojonej liczbie.

Tor Circuit de la Sarthe, na którym odbywa się wyścig, to ogromna pętla o długości ponad 13 km. Wytyczono go częściowo na drogach publicznych łączących miejscowości leżące w pobliżu. Wewnątrz otoczonej barierkami trasy w czasie wyścigu tworzy się niezwykły mikrokosmos. Jak grzyby po deszczu pojawiają się pola namiotowe, strefy kibiców, sceny koncertowe i lokale serwujące francuski streetfood.

"Porsche Le Mans"

Porsche 911 RSR podczas kwalifikacji do tegorocznego wyścigu. Żaden producent nie wygrywał w Le Mans częściej niż Porsche. Fot: materiały prasowe

Foto: sukces.rp.pl

Pola namiotowe na Le Mans to prawdziwy kulturowy miks. Z jednej strony to najtańsza forma noclegu w trakcie wyścigu, z tej opcji korzysta większość fanów, co jednak wcale nie oznacza, że to osoby biedne.

Sporą część kibiców pod namiotami stanowią ludzie bardzo zamożni, dlatego nikogo nie dziwi widok zaparkowanych na kempingach aut takich marek jak Porsche, Aston Martin, Ferrari czy butikowych firm motoryzacyjnych.

Dlaczego ludzie, których stać na drogie hotele, wybierają nocleg pod namiotem? Na kempingu można poczuć prawdziwą atmosferę tego miejsca. Powiedzieć, że w czasie wyścigu kwitnie życie nocne to nie powiedzieć nic. Wokół Circuit de la Sarthe podczas trwającej dobę rywalizacji sportowej dzieje się tyle, że jednej nocy to miejsce przyćmiewa Ibizę czy Miami. Gdy kończy się wyścig, fani są bardziej wycieńczeni niż kierowcy po 24 godzinach ścigania.

Pola namiotowe i prywatne odrzutowce

Cok roku na wyścig zapraszani są też goście specjalni koncernów motoryzacyjnych biorących udział w zawodach. Do tego dochodzą  VIP-y, ludzie z showbiznesu, polityki, sportu, a także przezesi firm motoryzacyjnych.

Do Le Mans w czasie weekendu wyścigowego ściągają też ludzie niezwykle bogaci. Przylatują na wyścig prywatnymi odrzutowcami, potem znikają w prywatnych lożach. Wyścig oglądają z dala od tłumu, ale blisko rywalizacji, w wydzielonych strefach rozmieszczonych wokół toru.

Dla nich wyścig oznacza nie namiot czy pole kempingow, ale wykwintne kolacje z szampanem, klimatyzowane loże, a także prawo niemal nieograniczonego dostępu do boksów zespołów biorących udział w wyścigu i możliwość obserwowania walki na torze z bardzo bliskiej odległości.

Organizatorzy wyścigu zapraszają też do Le Mans znane gwiazdy, powierzając im funkcje honorowe.

Najbardziej prestiżowe zadanie to rola osoby dającej sygnał do rozpoczęcia wyścigu. Od 2004 roku robili to m.in. Fernando Alonso, Brad Pitt czy Rafael Nadal.

Wyścig inny niż wszystkie

Fenomenem tego wyścigu są też tak zwani „gentelman drivers”, kierowcy biorący udział w rywalizacji, ale mający specjalny status. To osoby często już niemłode, zazwyczaj bardzo zamożne, które postanowiły spełnić marzenie o starcie w Le Mans.

Przepisy zezwalają na start takich kierowców, pod warunkiem jednak, że w zespołach będą im towarzyszyć kierowcy zawodowi, bo w ciągu 24 godzin ścigania, zawodnicy muszą zmieniać się za kierownicą.

"Paul Dalla Lana"

Paul Dalla Lana, kanadyjski przedsiębiorca, „gentleman driver” jeżdżący w barwach Aston Martin Racing. Fot: Drew Gibson

Foto: sukces.rp.pl

W Le Mans ścigały się także gwiazdy popkultury. W 1979 roku Paul Newman, prowadząc Porsche 935 Hawaiian Tropic razem z Rolfem Stommelenem i Dickiem Barbourem, dojechał do mety na pierwszym miejscu w swojej klasie oraz drugim w klasyfikacji generalnej.

W tym samym roku w wyścigu wziął również udział Nick Mason, perkusista Pink Floyd. Mason łącznie startował w tej imprezie pięciokrotnie.

W ostatnich latach wielkim fanem wyścigu stał się Patrick Dempsey, aktor znany z serialu „Chirurdzy”. Amerykanin został nie tylko zawodnikiem, stworzył także swój zespół Dempsey Proton Racing. Dempsey największy sukces odniósł w 2018 roku, gdy jako kierowca wygrał w klasie GTE-Am. Teraz w jego ślady chce pójść Michael Fassbender, który też pokochał ściganie długodystansowe i chce zmierzyć się z Circuit de la Sarthe.

Ford kontra Ferrari 

W trakcie niemal stuletniej historii Le Mans narodziło się wiele motoryzacyjnych legend. Mowa o kultowych autach, które powstały lub zostały zmodyfikowane z myślą o starcie w tym wyścigu. Ikoną stał się na przykład Ford GT40, auto stworzone przez amerykański koncern, by złamać dominację Ferrari.

Zadanie udało się zrealizować: Ford pokonał Ferrari i wygrał w Le Mans cztery razy, wpisując się w ten sposób w legendę tego wyścigu.

O kulisach tej rywalizacji opowiada film „Ford vs. Ferrari” (w Polsce znany jako Le Mans’66) z Christianem Bale’em i Mattem Damonem w rolach głównych.

W 50. rocznicę pierwszego zwycięstwa modelu GT40 z 1966 roku, amerykański koncern postanowił wrócić do rywalizacji na torze we Francji z nową wersją modelu GT. Wówczas Fordy wygrały w klasie GTE-Pro, zapisując w ten sposób kolejną kartę historii najsłynniejszego wyścigu na świecie.

Premiery nowych modeli samochodów, debiuty wersji specjalnych czy prezentacje aut dla klientów mają tu miejsce właściwie co roku. Wielu producentów samochodów związanych z tym wyścigiem regularnie prezentuje limitowane wersje swoich aut — weźmy choćby Astona Martina czy Porsche. Dodajmy też producentów zegarków, dla których ten wyścig to szczególne wydarzenie. Od lat sponsorem jest Rolex, swój team przez wiele lat miał też Rebellion, szwajcarska manufaktura zegarkowa.

Każda z marek zaangażowanych w to wydarzenie dokłada cegiełkę do budowy legendy najsłynniejszego wyścigu na świecie. Kolejne dodają setki tysięcy kibiców, którzy co roku przyjeżdżają do Le Mans z całego świata. Na torze można spotkać ludzi ze wszystkich kontynentów. W tym roku kibiców zabraknie, trybuny będą puste, ale wyścig odbędzie się mimo to. Nie da sie przerwać takiej tradycji, nie jest w stanie tego zrobić nawet pandemia koronawirusa. 

Piotr Sielicki jest redaktorem naczelnym magazynu „Classic Auto”

Ci, którzy interesują się motoryzacją, słyszeli zapewne o tym wydarzeniu, ale z dużym prawdopodobieństwem mogę założyć, że znacząca większość osób ograniczyła się do zapoznania się z krótką informacją o wynikach wyścigu lub obejrzenia relacji w telewizji.

To nawet w najmniejszym stopniu nie oddaje charakteru tej imprezy, który wykracza daleko poza wydarzenie sportowe. W tym wyścigu chodzi nie tylko o to, kto dojedzie pierwszy do mety. Le Mans to wydarzenie, obrosło legendą. To 24-godzinny wyścig, w którym wystartować chciałby niemal każdy kierowca wyścigowy. To pasja łącząca ludzi z całego świata, którzy raz w roku pielgrzymują na tor we Francji, by przeżyć uniesienie, o jakie we współczesnym sporcie coraz trudniej.  

Pozostało 90% artykułu
Styl
Jak przetrwać upały? Innowacyjna tkanina, która chłodzi, może być przełomem
Styl
Pierpaolo Piccioli odchodzi z Valentino. To on uratował słynny włoski dom mody
Styl
Rośnie fala „przyjaznych oszustw” w e-sklepach. To problem przed Black Friday
Styl
Barbara M. Roberts, czyli Barbie. Kto wymyślił najsłynniejszą lalkę świata?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Styl
Jak się ubrać na koronację króla? Karol III zmienia wielowiekowe zasady