Wieżowce nie mają dziś najlepszej prasy, a kolejne lata będą musiały przynieść zmiany w ich planowaniu i funkcjonowaniu – m.in. z powodu ekologicznego kosztu ich eksploatacji. Inny problem ma londyńskie City, serce angielskiej stolicy i jedno ze światowych centrów finansowych, gdzie jeszcze pod koniec XX wieku praktycznie nie było charakterystycznych m.in. dla Nowego Jorku drapaczy chmur. Przez ostatnie 20 lat zmieniło się wszystko – wieżowce zdominowały krajobraz miasta, a wraz z nimi przyszły problemy, z którymi inne miasta poradziły sobie już 100 lat temu.
Czytaj też: Nadchodzi kres ery wieżowców. Są szkodliwe dla środowiska
Ten problem to wiatr tak silny, że może przewracać pieszych i rowerzystów. Rozrost wysokiej zabudowy był błyskawiczny – w Londynie w ciągu ostatnich 20 lat powstało (lub jest w trakcie budowy) aż 35 wieżowców. Jeszcze na przełomie wieków były zaledwie dwa. Nie znaczy to jednak, że Londyn pozwolił deweloperom na nieskrępowaną rozbudowę reprezentacyjnej części miasta.
Ze względu na historyczne dziedzictwo (w okolicy znajduje się m.in. katedra świętego Pawła czy Tower of London), wieżowce w City muszą stosować się do rygorystycznych przepisów, które nie pozwalają na przysłonięcie bezcennych zabytków.
Wieżowce w Londynie: huraganowe podmuchy wiatru
Twórcy regulacji nie uwzględnili jednak możliwości wytworzenia osobnego mikroklimatu przy tak intensywnej rozbudowie. Tymczasem zagęszczenie wieżowców i w konsekwencji tworzenie „powietrznych kanionów” sprawiło, że City uchodzi za jedno z najbardziej wietrznych miejsc w całej Wielkiej Brytanii.