Tomasz Sycha od dawna pracuje w Niemczech, od lat związany jest z marką Mini. Jest szefem zespołu projektantów nadwozia i to jego team jest odpowiedzialny za bryłę nowego, elektrycznego modelu Mini. „Projekt samochodu to wspólna praca grupy ludzi. Kluczowe było podkreślenie ducha marki” – mówi w rozmowie z magazynem „Sukces”.
Jakie były najważniejsze założenia przy projektowaniu nowej generacji Mini?
Tomasz Sycha: Poprzednia generacja była z nami całkiem długo. Zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy wykonać zdecydowany krok. Doszliśmy do wniosku, że szczególnie ważne są dwa aspekty. Po pierwsze – nawiązanie do oryginalnego projektu Aleca Issigonisa z lat 50. Po drugie – odwołanie do charyzmy marki Mini. Pomysł Issigonisa był genialny – zakładał rezygnację ze wszystkiego, co nie było niezbędne w samochodzie. Udało się dzięki temu wygospodarować więcej miejsca dla pasażerów. Nawiązując do tej prostoty, nazwaliśmy naszą strategię „Charistmatic Simplicity”. Zebraliśmy listę istotnych tematów: maksymalne uproszczenie, jak najmniej detali, mniej elementów, ale za to jeszcze lepszej jakości. Spisaliśmy także rzeczy niezbędne, które muszą zostać zachowane. Analizowaliśmy, z czego można zrezygnować, nie tracąc charakteru, a co zostawić, by nie było wątpliwości, że mamy do czynienia z Mini.
Nowoczesność oznacza prostotę?
TS: Prostota jest ponadczasowa. Design, który za bardzo stara się podążać za trendami, po paru latach staje się przestrzały. Wyważona prostota – to właśnie definicja pojęcia „Charismatic Simplicity”.