Eklektyzm stał się dyżurnym hasłem w projektowaniu wnętrz. Spróbujmy je rozszyfrować. Co kryje się za tym pojęciem?
Natalia Malarska: Eklektyzm rzeczywiście jest teraz hasłem–wytrychem, bo nagle wszystko stało się eklektyczne. Dla mnie to pojęcie oznacza łączenie elementów, które pozornie do siebie nie pasują, ale wspólnie dają ciekawy efekt. To na przykład zestawienie klasyki z odrobiną nowoczesności, takie połączenia sprawiają, że czujemy się swobodnie we wnętrzach. Dają też swobodę wyboru i dobierania elementów wystroju. Podróżujemy, zbieramy dzieła sztuki – a potem wypełniamy wnętrza, w których mieszkamy przedmiotami, które są nam bliskie. Projektuję bardzo klasycznie, ale robię to z myślą o osobach, które będą mieszkać w tworzonych przeze mnie wnętrzach. Moje projekty zawsze muszą być skrojone pod konkretnego człowieka.
We wnętrzach spędzamy coraz więcej czasu, zaczęliśmy więc zwracać uwagę na to, jak mieszkamy i jakimi przedmiotami się otaczamy.
NM: Projektuję tak, żeby można było zachować delikatny nieład, żeby wnętrza nie pozostawały sterylne. Nie chcemy domów czy mieszkań, w których postawienie filiżanki kawy w niewłaściwym miejscu zaburza minimalistyczny ład. W pandemii jeszcze mocniej zapragnęliśmy czuć się dobrze we wnętrzach, w których mieszkamy. Ta potrzeba pozostaje aktualna, dlatego coraz częściej słyszę od klientów prośby o wydzielenie w domu gabinetu do pracy, bo nie chcemy wracać do biur w takim wymiarze jak przed pandemią.